[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mniejsza, odkąd te bydlaki przestały stawiać opór. Powody, dla których teraz bardziej
przypominali bydło niż potwory, były częstym tematem rozmów Remki i jej ludzi przy
wieczornej grze w karty nad kuflem piwa.
Cieszyło ją, że mogła zmienić niegdyś przerażających zabójców w kulących się ze
strachu i przymilnych niewolników. Odkryła, że najłatwiej jest dyrygować tymi, którzy mają
dziwne czerwone oczy. Wydawali się pragnąć rozkazów i pochwał, nawet od niej. Teraz
jeden z nich przygotowywał dla niej kąpiel w jej kwaterze.
- Upewnij się, że jest gorąca, Greekik - zawołała. - I tym razem nie zapomnij dodać
ziół!
- Tak, proszę pani - odpowiedziała pokornym głosem orczyca i niemal natychmiast
Remka poczuła aromat suszonych ziół i kwiatów. Od kiedy zaczęła pracować w obozie, wciąż
miała wrażenie, że śmierdzi. Nie mogła pozbyć się tego odoru z ubrań, ale przynajmniej
mogła wymoczyć się w gorącej, aromatycznej wodzie i zmyć go z ciała oraz długich czarnych
włosów.
Remka preferowała męski ubiór, o wiele bardziej praktyczny niż kobiece fatałaszki.
Po latach spędzonych na polu bitwy była przyzwyczajona do samodzielnego ubierania się.
Teraz z westchnieniem zdjęła buty. Kiedy odstawiała je na bok do wyczyszczenia przez
Greekik, ktoś gwałtownie zapukał do drzwi.
- Lepiej niech to będzie coś ważnego - mruknęła, otwierając drzwi. - O co chodzi,
Waryk?
- Wczoraj pojmaliśmy orka... - zaczął.
- Wiem, czytałam twój raport, ale właśnie w tej chwili stygnie mi kąpiel...
- Ork wydawał mi się znajomy - naciskał Waryk.
- Na Zwiatłość, oni wszyscy wyglądają tak samo!
- Nie, ten wygląda inaczej. I teraz wiem, dlaczego. - Cofnął się i w drzwiach pojawiła
się wysoka, imponująca postać. Major Remka natychmiast stanęła na baczność, żałując, że
nie ma na nogach butów.
- Generale Blackmoore, w czym możemy wam pomóc?
- Majorze Remka. - Białe zęby Aedelasa Blackmoore a błysnęły na tle równo
przyciętej czarnej bródki. - Sądzę, że odnalezliście mojego zaginionego udomowionego orka.
***
Thrall słuchał uważnie, jak czerwonooki ork opowiada mu cicho o ich dawnym
męstwie i sile. Mówił o atakach przeciwko przeważającym siłom wroga i ludziach padających
jak zboże przed nieustępliwą zieloną falą orków połączonych jednym wspólnym celem.
Tęsknym tonem opowiadał również o ich przewodnikach duchowych, o których Thrall nigdy
dotąd nie słyszał.
- Kiedyś, zanim staliśmy się dumną i głodną walki Hordą, tworzyliśmy pojedyncze
klany - powiedział ze smutkiem Kelgar. - W naszych klanach byli tacy, którzy znali magię
wiatru i wody, nieba i ziemi i wszystkich duchów dziczy, i żyli w harmonii z tymi mocami.
Nazywaliśmy ich szamanami. Zanim pojawili się warlockowie, ich umiejętności były jedyną
znaną nam mocą.
To słowo najwyrazniej wywołało gniew Kelgara. Splunął i po raz pierwszy okazując
jakieś silniejsze uczucie, warknął:
- Moc! Nasi przywódcy zatrzymali ją dla siebie, a na nas spływał jedynie jej cieniutki
strumyczek. Nie wiem, co ludzie zrobili z nami, ale kiedy zostaliśmy pokonani, pragnienie
walki wypłynęło z nas niczym krew z otwartej rany. - Oparł głowę na kolanach i zamknął
czerwone oczy.
- Czy wszyscy stracili wolę walki? - spytał Thrall.
- Wszyscy tutaj. Ci, którzy chcieli walczyć, nie zostali pojmani, gdyż zginęli,
stawiając opór. - Kelgar nie otwierał oczu.
Thrall poczuł się bardzo rozczarowany. Co takiego się wydarzyło, że cała rasa istot tak
zmieniła swoją naturę, iż zostali pokonani, zanim jeszcze ich pojmano i umieszczono w tym
piekielnym obozie?
- Ale w tobie wola walki jest wciąż silna, Thrallu, choć twoje imię mówi coś innego. -
Kelgar otworzył oczy i teraz przewiercał Thralla spojrzeniem. - Może to wychowanie przez
łudzi oszczędziło ci naszego losu. Mury tutaj nie są tak wysokie, byś nie mógł wspiąć się na
nie, jeśli taka jest twoja wola.
- Jest - odpowiedział gorąco Thrall. - Powiedz mi, gdzie znajdę innych podobnych do
mnie.
- Jedyny, o którym słyszałem, to Grom Piekielny Krzyk. Wciąż nie został pokonany.
Jego lud, klan Wojennej Pieśni, przybył z zachodu tej krainy. Tylko tyle o nim wiem. Grom
ma takie same oczy jak ja, ale jego duch oparł się zmianie. - Kelgar opuścił głowę. - Gdybym
tylko był równie silny...
- Chodz ze mną, Kelgarze - przerwał mu Thrall. - Ja jestem silny i mogę ci pomóc
wspiąć się na mur...
Kelgar pokręcił głową.
- Nie zabrakło mi sił, Thrallu, mógłbym w mgnieniu oka zabić wszystkich strażników.
Każdy z nas mógłby to zrobić. To jest sprawa chęci. Po prostu nie mam ochoty wspiąć się na
mury. Chcę tu zostać. Nie potrafię tego wyjaśnić i jest mi wstyd, ale taka jest prawda. Ty
musisz mieć pasję, ogień za nas wszystkich.
Thrall pokiwał głową, choć tego nie rozumiał. Jak można nie chcieć być wolnym? Jak
można nie chcieć znów walczyć i odzyskać wszystko to, co zostało odebrane, i zmusić
okrutnych ludzi do zapłacenia za to, co zrobili z jego ludem? Ale jedno było jasne - ze
wszystkich zebranych w obozie orków tylko on jeden ma odwagę podnieść pięść i rzucić
wyzwanie.
Postanowił poczekać do zmroku. Kelgar powiedział mu, że nocą załoga obozu często
upija się do nieprzytomności. Jeśli Thrall nadal będzie udawał, że jest taki sam jak wszystkie
inne orki, z pewnością znajdzie stosowną okazję do ucieczki.
W tej chwili zbliżyła się do nich orczyca.
- Ty jesteś tym nowym orkiem? - spytała w języku ludzi.
Pokiwał głową.
- Na imię mam Thrall.
- W takim razie, Thrallu, powinieneś wiedzieć, że przyszedł po ciebie dowódca
obozów.
- Jak się nazywa? - Thrallowi aż zrobiło się zimno.
- Nie wiem, ale nosi czerwień i złoto z czarnym sokołem...
- Blackmoore - wysyczał Thrall. - Powinienem był się domyślić, że mnie odnajdzie.
Zabrzmiał głośny dzwon i wszystkie orki zwróciły się w stronę wielkiej wieży.
- Mamy ustawić się w rzędzie - powiedziała orczyca - choć zwykle o tej porze nas nie
liczą.
- Szukają ciebie, Thrallu - stwierdził Kelgar. - Musisz uciekać. Strażnicy będą
zaabsorbowani nadejściem dowódcy, a my wszyscy zbierzemy się na dzwięk dzwonu jak
bydło, którym jesteśmy. - Jego głos i mina były pełne pogardy dla samego siebie. - Tył obozu
jest najmniej strzeżony. Idz już, idz.
Thrall nie potrzebował zachęty. Obrócił się na pięcie i ruszył szybko, przeciskając się
między orkami, które nagle zerwały się i ruszyły w przeciwnym kierunku. Gdy tak się
przepychał, usłyszał krzyk bólu. To była orczyca. Nie odważył się zatrzymać i odwrócić, ale
gdy usłyszał, co Kelgar wrzeszczy w orczym, wszystko zrozumiał. Kelgarowi jakoś udało się
sięgnąć w głąb duszy i odnalezć cień dawnego wojownika. Zaczął bić się z orczyca, aby
odwrócić uwagę strażników od uciekającego Thralla. Było to tak niezwykłe zdarzenie, że
natychmiast nadbiegli wszyscy strażnicy, by rozdzielić walczące orki. Pojawiło się nawet
kilku wartowników pilnujących murów.
Pewnie pobiją Kelgara i niewinną orczycę, pomyślał Thrall, ale dzięki nim będę mógł
zrobić wszystko, by żaden człowiek już nigdy, przenigdy nie bił orków.
Po tym, jak dorastał w pilnie strzeżonej celi, gdzie strażnicy śledzili każdy jego ruch,
Thrall nie mógł wprost uwierzyć, że tak łatwo można wspiąć się na mur i odzyskać wolność.
Przed sobą miał gęsto zadrzewioną okolicę. Biegł szybciej niż kiedykolwiek, ale nikt nie
podniósł alarmu, nikt go nie ścigał.
Biegł przez las kilkanaście godzin, robiąc wszystko, by utrudnić znalezienie śladów
pościgowi, który - był tego pewien - ruszy za nim. W końcu zwolnił, ciężko dysząc. Wspiął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •