[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podium, a jego minister do spraw bezpieczeństwa będzie zwracać się do państwa po
imieniu, w języku angielskim. Powita was w Dubaju. Będziecie mogli podejść tylko
na tyle blisko, na ile pozwoli wam na to służba księcia. Nie wiem dokładnie, jak
zostało zaplanowane przekazanie księciu telefonu. Czy macie go przy sobie?
Sirad przytaknęła i dotknęła aktówki.
- Wolno wam odpowiadać na pytania, jeśli książę jakieś zada, ale proszę się nie
odzywać, o ile książę pierwszy tego nie zrobi. Bardzo rzadko się zdarza, aby w
takich spotkaniach uczestniczyła kobieta.
Sirad już się nasłuchała na temat tych oficjalnych wytycznych książęcych lokai.
- Dziękujemy, ale inwestujemy miliardy w tę działkę pokrytą piaskiem, której
nikt inny nawet nie tknie patykiem. - Uśmiechnęła się szeroko skinąwszy głową
gapiom, przechodzącym tędy już kolejny raz, aby tylko rzucić na nią okiem. -
Jedyny książę, z którym miałam do czynienia, to znaczy z którym spałam, mieszka
w Minneapolis i nosi purpurowy dres ze spandeksu. Jeśli wasz nie umie śpiewać
R&B, to zaproponuję sprzedaż tego gówna komuś innemu. O ile mi wiadomo, to
wszystko jest tylko kosztownym obwąchiwaniem tyłka.
Amoud wybałuszył na niąoczy. W jego kraju kobiety ledwie ośmieliłyby się do
niego odezwać, a co dopiero rzucać obelgi i to z tak bezczelnym brakiem szacunku.
Jak ona śmie?
Sirad zwróciła się do Bartholomew, który wyglądał na równie porażonego, jak
Amoud.
- Mam nadzieję, że to będzie trwać krótko, bo chce mi się siusiu - szepnęła.
"
250
ZANIM JESUS i Jeremy przybyli do swego obozu w Hadramaut, obaj zaczynali
odczuwać skutki długiego lotu. Nawet pomimo tabletki nasennej i nocy spędzonej w
przyzwoitym hotelu, błyskawiczność tego zadania sprawiła, że pozostała w nich
już tylko ambicja.
Podróż do Anisi przebiegła bez żadnych zdarzeń. W drodze na lotnisko trochę
rozmawiali, ale podczas lotu helikopterem panował zbyt duży hałas, aby rozmawiać.
Cała akcja przebiegała według z góry ustalonego scenariusza. Wszystko było
wiadome do ostatniego detalu, z pseudonimami autorów włącznie.
- Ciekawe, jak tam grają Jankesi? - było jedynym nawiązaniem do Stanów
Zjednoczonych, a rozmowa szybko się urwała. Ani Al Dżazira, ani BBC nie podawały
wyników meczy bejsbolowych.
Było już pózne popołudnie, gdy dotarli na położone wysoko w górach przejście,
skąd rozciągał się widok na dolinę Baszar. Jedna strona zbocza spadała w dół ku
pustym pustynnym płaskowyżom. Druga przechodziła w jedyne w tym kraju prawdziwe
pola uprawne, rozrzucone wioski mające dość wody zródlanej, aby utrzymać pola i
gaje cytrusowe. Jeremy dostrzegał nikłe ryzyko spotkania kogoś. Wyprawa
archeologiczna została starannie wyposażona we wszystko, od dokumentów z uczelni
począwszy, a na przepłaceniu gdzie trzeba w kołach rządowych skończywszy. Poza
tym nikt ich nie obserwował, z wyjątkiem dwóch wyglądających na pamiętających
jeszcze czasy średniowiecza wiosek. Hadramaut przypominało tę niewidoczną,
ukrytą stronę księżyca.
Wypakowanie land roverów i założenie obozu zajęło niecałą godzinę. Po południu
Jeremy i Jesus rozbili namiot, pomogli urządzić kuchnię i wykopać latrynę.
Przygotowali też wszystko, co miało im być potrzebne podczas prywatnej, nocnej
wycieczki, gdy inni odpoczywali w cieniu.
- Wrócimy za kilka godzin - oznajmił Jesus, kiedy już byli gotowi. Klepnął
Jeremy'ego po ramieniu i skinął głową strażnikom, którzy tylko wzruszyli
ramionami i wpakowali do ust kolejną porcję khat. Zapłacono im, aby nieśli broń
i pilnowali obozu, na wypadek, gdyby zaatakowali bandyci. Po co się martwić
kilkoma nadgorliwymi naukowcami?
Jeremy wraz ze swoim dowódcą oddalili się pieszo, wziąwszy ze sobą wodę,
podręczną apteczkę, GPS oraz małe czarne pudełko, które Jesus upierał się nieść
sam. Zapytany przez jednego z sejsmologów, co to takiego, objaśnił, że to
najnowszy sprzęt do testowania gleby.
251
Mieszkańcy obozu pomachali im na pożegnanie, gdy oni mozolnie szli w góry.
- Zdeklarowane dupojeby, co nie? - stwierdził jeden z mężczyzn, patrząc, jak ci
dwaj znikają w parzącym słońcu.
"
ELIZABETH BEECHUM I JAMES przyjechali z powrotem do biura. Millie, pracująca tam
jako recepcjonistka, znalazła już dwa pudła z mikrokasetami, na których
nagrywane były wiadomości po zakończeniu pracy. Aczkolwiek większość Ameryki
posługiwała się systemem digital, Beechum odmawiała wyrzucenia doskonałych
sekretarek automatycznych wykorzystujących kasety magnetofonowe. Byłoby to
marnotrawienie pieniędzy podatników. Millie szperała wśród nich, podczas gdy
reszta pracowników szukała taśm.
- Co mamy? - wrzasnęła pani senator wpadając przez drzwi. Po raz pierwszy od
dwóch miesięcy weszła do budynku Dirksena 3612, nie odczuwając strachu.
W biurze był bałagan. Pootwierane drzwi szaf ukazywały sterty starych pudełek,
zużyty sprzęt biurowy i pokryte pleśnią niemyte od tygodni kubki po kawie.
Skoroszyty z aktami wisiały na szynach, a pracownicy biura szperali wśród nich,
poszukując czegokolwiek, co mogłoby zawierać taśmę.
- Znalezliśmy dwa pudła z taśmami - oznajmiła Millie. Wyglądała na zdenerwowaną
i to do takich granic, że machała rękami, dziko gestykulując. -Ale kilku kaset
brakuje.
- Jak to kilku? - spytał James. Beechum nie mogła się zdobyć, aby zadać to
pytanie. - To znaczy, że je masz, czy nie?
James wiedział, że musi je mieć, bo to on nadzorował tu każdy aspekt pracy
biurowej. Cholera, zaczynał piętnaście lat temu jako recepcjonista, kiedy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]