[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie właśnie za to najbardziej go nienawidziła, że
nie potrafiła mu się oprzeć. Choć zmienił sposób
myÅ›lenia, nadal zbieraÅ‚ żniwo wÅ‚asnego postÄ™po­
wania.
- Przykro mi, że tak myślisz - westchnął
z żalem.
- Nie sÄ…dzÄ™ - odparowaÅ‚a Gabriella z niewe­
sołym uśmiechem.
Rufus nie chciał rozstawać się z nią w gniewie.
Posłał jej ciepły uśmiech.
- Od początku wiedziałem, że dziś wieczór nie
wyszÅ‚aÅ› na spotkanie z Tobym - zapewniÅ‚ po­
spiesznie, żeby ją zatrzymać.
- SkÄ…d?
- UsiÅ‚owaÅ‚em siÄ™ z nim skontaktować wczeÅ›­
niej. Jego współmieszkaniec poinformował mnie,
że wyjechał na tydzień do Ameryki na zdjęcia
próbne do filmu.
- Przynajmniej wiesz, że w tej sprawie cię nie
okłamywałam - roześmiała się niewesoło.
- Posłuchaj...
- Po co szukałeś z nim kontaktu? - wpadła mu
CAROLE MORTIMER
122
w słowo. - Nie musisz odpowiadać. Nietrudno
odgadnąć. Jestem zmęczona. Idę spać - oznajmiła
z ciężkim westchnieniem.
Rufus nie próbował jej zatrzymać. Nie miał do
powiedzenia nic, co poprawiłoby jej nastrój.
ROZDZIAA DZIESITY
Przez nastÄ™pne dwa tygodnie Gabriella staran­
nie unikała Rufusa. Pilnie śledziła każdy jego
krok w domu tylko po to, by siÄ™ na niego nie
natknąć. Ponieważ znaÅ‚a jego temperament, za­
skoczyło ją, a prawdę mówiąc, rozczarowało,
że dotrzymaÅ‚ zawartego porozumienia i nie pró­
bowaÅ‚ nawiÄ…zać intymnego kontaktu. Wieczora­
mi kładła się do łóżka tak rozgorączkowana,
że parę razy omal nie poszła do niego wbrew
powziÄ™temu postanowieniu. Jednakże Å›wiado­
mość, że Rufus już poczynił przygotowania do
rozwodu, wystarczyÅ‚a, by stÅ‚umić tÄ™sknotÄ™. Po­
nieważ jedno spojrzenie na wspaniaÅ‚Ä… mÄ™skÄ… syl­
wetkę doprowadzało krew w żyłach do wrzenia,
dokładała wszelkich starań, by jak najrzadziej
go widywać. WyglÄ…daÅ‚o na to, że Rufus usza­
nował jej wolę albo też niewiele go obchodziła,
bo nie zakłócał jej spokoju. W końcu pewnego
wieczoru zawÄ™drowaÅ‚ do jej sypialni, gdzie za­
szyła się z książką. Zanim oderwała od niej
wzrok, przysięgła sobie, że zachowa uczuciowy
dystans. Lecz nieposłuszne serce nie słuchało
głosu rozsądku. Ledwie spojrzała na niego, przy-
CAROLE MORTIMER
124
spieszyło rytm. Ukrycie rzeczywistych emocji
kosztowaÅ‚o jÄ… wiÄ™cej wysiÅ‚ku, niż przypuszcza­
Å‚a.
- Co tu robisz? - spytała lodowatym tonem.
- Zawarliśmy umowę, że jeśli zapragnę bliższego
kontaktu, sama do ciebie przyjdę. Jak zauważyłeś,
do tej pory nie przekroczyłam twojego progu.
- Trudno nie zauważyć - odparł Rufus, po
czym wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
Gabriella poczuÅ‚a, że pÅ‚onÄ… jej policzki. Obser­
wując zwinne ruchy Rufusa, zaczęła oddychać
szybko i nierówno. Gdyby jej dotknął, wszelkie
postanowienia poszłyby w niepamięć.
Rufus chłonął wzrokiem zmysłową urodę Gab-
rielli. Ukradkiem zerkał na powabne krągłości pod
obcisłą bluzeczką, smukłe uda i zgrabne biodra
w obcisÅ‚ych spodniach, dokÅ‚adajÄ…c wszelkich sta­
rań, by nie okazać pożądania. Kusiło go, żeby
zedrzeć z niej ubranie i całować każdy skrawek
jedwabistej skóry. Ostatnie dwa tygodnie przypo­
minaÅ‚y senny koszmar. Ilekroć wchodziÅ‚ do jakie­
goÅ› pomieszczenia, Gabriella je opuszczaÅ‚a. Rzad­
ko jadała w domu. Sądząc po utracie wagi, w ogóle
mało co jadła. Jeśli nie spędzała wieczoru gdzieś
w mieście, zamykała się w swoim pokoju. Jeśli już
doszÅ‚o do spotkania, dawaÅ‚a wyrazne, choć mil­
czące sygnały, żeby jej nie przeszkadzał. Rufus nie
mógł jeść ani spać. Z niechęcią wracał wieczorem
do pustego, zimnego łóżka. W koÅ„cu nie wytrzy­
mał życia w emocjonalnej chłodni. Wolał złamać
POPOAUDNIE NA MAJORCE 125
przyrzeczenie niż dalej cierpieć mÄ™ki niezaspoko­
jonej namiÄ™tnoÅ›ci. PotrzebowaÅ‚ Gabrielli jak pokar­
mu i powietrza. Bez niej marzł, głodował i niedosy-
piał. Po długiej wewnętrznej walce przekroczył
zakazany próg prywatnego sanktuarium żony.
Gabriella siłą woli wytrzymała jego spojrzenie,
świadoma, że utrata wagi nie dodała jej urody.
Twarz wychudła, ubrania na niej wisiały. Rufus
natychmiast dostrzegł niekorzystną zmianę.
- Robisz wrażenie przemęczonej, Gabriello
- orzekł po chwili uważnej obserwacji. - Chyba
zwiÄ…zane z prowadzeniem restauracji obowiÄ…zki
przekraczają twoje możliwości.
- Ależ skÄ…d! - wykrzyknęła z dawnym entu­
zjazmem, rada, że poruszył w miarę neutralny,
w dodatku miły sercu temat. - Musisz skosztować
moich dań. Większość twoich pracowników już
u mnie jadła.
Nie tylko oni. Goście, którzy odwiedzili lokal
w dniu otwarcia, zostali stałymi klientami. Wielu
poleciło restaurację znajomym. W ciągu dwóch
tygodni odniosła sukces, o jakim zawsze skrycie
marzyÅ‚a po niefortunnych poczÄ…tkach w poprzed­
nim miejscu.
- Wszyscy wychwalajÄ… ciÄ™ pod niebiosa. Jadal­
nia zarządu opustoszała. Teraz cała załoga stołuje
się u ciebie. Miło z twojej strony, że zatrudniłaś
część dawnego personelu.
- A nie powinnam? - spytaÅ‚a zaczepnym to­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •