[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tak dalece stał się częścią mnie, że stał się też częścią naszej wspólnoty. Ale może to dobrze, że w tej
chwili nie jest jej częścią. Miło jest popatrzeć na te twarze i pomyśleć: moja rodzina.
Mama zachęca ich gestem ręki, żeby weszli. Siadają na łóżku, a Thumper pakuje się do środka, żeby
skupiać na sobie naszą uwagę.
 Wszystko w porządku?  pyta Rachel.
 Wszystko w porządku  potwierdzam. Wygląda, że to wystarczy, aby gładko przejść od moich
małżeńskich kłopotów do innych spraw, na przykład co Charlie zamierza zrobić ze swoim życiem (nie ma
pojęcia), czy Rachel z kimś się spotyka (a z kim miałaby się spotykać?) i czy Thumperowi nie jest
potrzebne kolejne odpchlenie (tak). Charlie odlatuje dziś wieczorem i chyba przez to mama robi się
sentymentalna.
 Może spotkamy się dziś u mnie na kolacji?  pyta.  W rodzinnym gronie?
 Mam samolot o dziesiątej  mówi Charlie.
 Możemy cię zawiezć  proponuję, mając na myśli siebie i Rachel.  Po prostu wyjdziemy od mamy
o ósmej.
 To ja podam kolację o szóstej  decyduje mama.
 Podasz kolację?  powątpiewa Rachel.  Znaczy, że masz zamiar sama ją przyrządzić?
Mama marszczy z przyganą brwi.
 Dlaczego wy wciąż zachowujecie się tak, jakbym nigdy w życiu nic nie ugotowała?
Spoglądamy po sobie i wybuchamy śmiechem. Choć jesteśmy rodziną, jesteśmy także trojgiem
rodzeństwa i matką. Czasem oznacza to: troje przeciw jednemu.
 Nieraz przecież sama robiłam kolację  ciągnie mama, ignorując nasz śmiech.  Zobaczycie, zrobię
coś pysznego.
Wygląda na to, że to ja jestem ta najbardziej miłosierna.
 Jasne, mamo. Załatwione, będziemy o szóstej, gotowi do spożycia pysznej, własnoręcznie przez
ciebie przyrządzonej kolacji.
 Ojej, jaka jestem szczęśliwa! Nawet nie umiem wam powiedzieć. Cała trójka dzieciaków u mnie na
niedzielnej kolacji!  Wstaje z łóżka.  Babcia i Fletcher odlatują za parę godzin, więc powinnam pójść z
nimi na lunch. A potem zrobię zakupy w spożywczym. Jeszcze nie wiem, co podam  ciągnie.  Ale na
pewno coś wyśmienitego.  Kiwa głową, przytakując sobie samej.  Po prostu wyśmienitego!
Zbiera swoje rzeczy i żegna się z nami. Odprowadzam ją do auta, żeby jej podziękować za rozmowę.
 Nie potrzebujesz mi dziękować, kochanie  mówi, siadając za kierownicą swojej terenówki. 
Mam troje dorosłych dzieci. Mówiąc szczerze, to ulga czuć się potrzebną.
Zciskam ją ze śmiechem przez samochodowe okienko. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jej
potrzebuję, dopóki tego wszystkiego nie powiedziała. Czy to nie głupie?
 Do zobaczenia wieczorem, mamo.
 O szóstej!  woła, ruszając z podjazdu.
Kiwam głową i macham jej na pożegnanie. Patrzę, jak odjeżdża. Auto, takie duże i szybkie, jest w
końcu tak daleko, że staje się małe i wolne.
Kolacja jest spaprana, ale nie sądzę, żeby mama to zauważyła. Pomimo przypalonego kurczaka i
grudowatych kartofli wszystko inne wydaje się grać. Nikt nie wspomina o Ryanie. Robimy sobie żarty z
Rachel. Pytamy o Billa. Charlie wygląda na zadowolonego, że jest tu z nami. Nikt nie wspomina choćby
słowem, że kolacja jest okropna. Prawdę mówiąc, chyba nikt specjalnie o to nie dba.
Mama zrobiła za dużo jedzenia. A może po prostu nie jesteśmy w stanie zjeść go zbyt wiele. Tak czy
owak, sporo zostało. Zaledwie zebraliśmy ze stołu naczynia i pochowaliśmy pozostałości do
pojemników, przychodzi pora jechać.
 No to kto bierze kurczaka? Charlie? Będziesz jadł w samolocie?
 Chcesz, żebym zabierał na pokład te ptasie zwłoki?
Mama ściąga brwi i podaje kurczaka Rachel.
 Ty zjesz, prawda?
 Jasne  mówi Rachel.  Dzięki, mamo.  Spogląda na Charliego i kręci głową. Mama powierza mi
fasolkę szparagową i marchewki, a Charliemu wciska pojemnik słodkich ziemniaków.
 Przynajmniej ziemniaki możesz wziąć  mówi, ale Charlie nie ustępuje. I nie bierze. To jedna z tych
rzeczy, których nigdy u niego nie rozumiałyśmy albo których on nie rozumie. Czasem należy po prostu
wziąć kartofle, podziękować, a potem wyrzucić, kiedy mama nie patrzy.
%7łegnamy się i jedziemy. Rachel zgodziła się prowadzić, bo ja wciąż mam kaca po wczorajszym
wieczorze. Mam takie uczucie, że wiele dni musi minąć, zanim poczuję się na tyle dobrze, że będę w
stanie kierować ciężką maszynerią. Charlie ładuje się na przednie siedzenie, więc siadam z tyłu.
Nienawidzę wypraw na lotnisko. LAX to koszmar, ale chodzi o coś więcej. Po drodze ogląda się Los [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •