[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bardzo świadomie. Niemal od początku. Wciąż jest to mordercze ściganie się z czasem, wciąż
przychodzą młode i śliczne. Zaledwie po kilku latach okazuje się, że trzydziestoletnia aktorka
nie zagra tego, co dwudziestolatka. Role, zwłaszcza te wymarzone, uciekają błyskawicznie i
coraz dotkliwiej człowiek zdaje sobie sprawę, czego już nigdy nie zagra.
Zofia Jaroszewska, kobieta niezwykle dowcipna, pozostała psychicznie młoda, ponieważ
kochała innych i kochała życie, świat. I najważniejsze -potrafiła do wszystkiego zachować
dystans. Stała się dla swej młodziutkiej partnerki wzorem postawy ludzkiej i artystycznej.
Powtarzała często: Zostać dobrą młodą aktorką to żadna sztuka. Wszystko uchodzi, wszystko
ci wybaczą, jeśli do tego jesteś ładna i zgrabna, na wiele sobie możesz pozwolić. Możesz się
spóznić, zaspać, zapomnieć tekstu, rozpłakać, wielu rzeczy możesz nie umieć. Gdy
przekroczysz trzydziestkę, wolno ci już mniej, musisz się pilnować. A po czterdziestce już nic
ci praktycznie nie wolno, żadna słabość nie zostanie ci wybaczona. Dlatego być uśmiechniętą
staruszką w tym zawodzie jest takim osiągnięciem, a tak się zestarzeć jak ona - wielką sztuką.
Przegadałam z Jaroszewską tysiące godzin, grałam jej córkę, ale ona prywatnie traktowała
mnie też jak córkę, może dlatego, że sama nigdy nie miała dzieci. Zawsze na dzień matki
przynosiłam jej kwiaty i drobne prezenty, nasze relacje były więcej niż przyjacielskie.
Nauczyłam się od niej mnóstwo o mężczyznach, o przedwojennym Krakowie, o jej życiu
teatralnym i o życiu w ogóle. Przy tym wiecznym stresie, rywalizacji, zawiściach i
biologiczne] starości, która dla kobiet, a aktorek szczególnie, jest tak bardzo dotkliwa, udało
jej się zachować godność. Zawsze powtarzała: Aniu, trzeba kochać ludzi, trzeba kochać życie.
-1 mimo że mam tak inny niż ona charakter, aktorstwa w ogóle nie śmiałabym porównywać,
czerpałam od mej pełnymi garściami. I brałam za swoje.
Do dziś korzysta z nauk Zofii Jaroszewskiej. Na przykład ona bardzo przejmowała się
każdym wejściem na scenę. Młodej osobie trudno zrozu- 53
ANNA DYMNA
mieć, dlaczego taka wielka aktorka ma okropną tremę. - Aniu - mówiła -jeśli kiedyś będziesz
dobrą aktorką, jeśli ci się uda, to zobaczysz, jak wtedy rośnie poczucie odpowiedzialności.
Teraz jesteś jeszcze zwierzątko, jak się potkniesz, to się uśmiechną z wyrozumiałością, ale jak
ja się potknę, to dopiero będą gadali, to dopiero będzie kompromitacja. -1 rzeczywiście dziś
już to wiem, czasem aż za dobrze.
Anna Dymna wchodziła w najlepsze rejony teatru, los stykał ją z największymi,
najsilniejszymi indywidualnościami, a ona potrafiła z tego dobrodziejstwa czerpać pełnymi
garściami. Zwłaszcza uważnie słuchała starych aktorów, co nie każdy potrafi. To były jej
uniwersytety. Spotykała ich nie tylko w teatrze, na planie filmowym również. W teatrze była
pokorną, początkującą aktoreczką, dzięki filmom zdobyła popularność i często otrzymywała
propozycje. Do Starego przyszła z podpisanym kontraktem filmowym. W czasie wakacji, na
chwilę przed spotkaniem ze Swinarskim, rozpoczęła zdjęcia do filmu Sylwestra Chęcińskiego
Me ma mocnych jako wnuczka Pawlaków i Kargulów. Potem wyjazdy na plan filmowy
musiała godzić z graniem spektakli. Znalazła się więc w dwóch różnych światach. Jeden
wymagał poszukiwań twórczych, pokornej nauki i dyscypliny, drugi sprzedania przed kamerą
własnej osobowości i... ćwiczenia cierpliwości w czekaniu. Niby wiadomo, dlaczego tak jest,
ale polubić nie sposób.
Kiedyś przy filmie Szerokiej drogi, kochanie czekała dwa tygodnie, smażąc się w upale, na
zachmurzone niebo. Gdy się pojawiły wreszcie ciemne obłoki i pejzaż przybrał barwę
stalową, ktoś sobie przypomniał, że do nakręcenia jest scena dziejąca się w nocy. Tylko... ze
względów technologicznych trzeba ją nakręcić w pełnym słońcu i dopiero w laboratorium
negatyw poddać specjalnej obróbce. Wniosek? Znów trzeba było czekać na słońce.
Przy pracy nad filmem Chęcińskiego nauczyła się trudnej sztuki zapełniania pustego czasu.
Stało się to przede wszystkim dzięki Władysławowi Hańczy, aktorowi jeszcze
przedwojennemu, owianemu legendą. Spotkanie z nim młoda aktorka traktowała niemalże jak
spotkanie z Solskim albo Modrzejewską. Z czasem się zaprzyjaznili, okazał się aktorem o
najwyższych umiejętnościach zawodowych, skojarzonych z cudownymi właściwościami
charakteru.
Był sybarytą, umiał się cieszyć życiem i nawet w najmniej sprzyjających okolicznościach
urządzał się tak, aby zapewnić sobie maksimum przyjem-
ONA TO JA
ności, choćby drobnych. Miał na planie fotelik z napisem HACCZA, w nim odpoczywał i
często drzemał. Jak będę potrzebny, to mnie obudzcie - powtarzał. Jak również: Gdy Polak
głodny, to zły, a jak się naje, musi wypić, a potem przespać. Wszystko to sobie ze stoickim
spokojem organizował i, zawsze uśmiechnięty, czekał na moment swojego wejścia na plan.
Wezwany, pytał dla żartu: kolorowe czy czarno - białel (jednocześnie kręcili serial Droga dla
TV i kolorowy film). Koncentrował się błyskawicznie i jak prawdziwy profesjonalista
wykonywał wszystko, czego żądano.
Zupełnie odwrotnie niż Wacław Kowalski, który w trakcie realizacji cały czas się ogromnie
spalał. Po zakończeniu ujęcia prosił o kolejne dubłe, układał od nowa kwestie, wymyślał
sceny, sytuacje, szukał rekwizytów, kłócił się z reżyserem, a potem go przepraszał. Czuł się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]