[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Pierwsze wybicie.
Chwytający odrzucił piłkę. Potężny rzucił nią od razu, jednym płynnym ruchem.
Omalże zaskoczył Stagga, który nie miał nawet czasu na unik i zdołał tylko zasło-
nić się kijem. Piłka trafiła w kij i utkwiła w nim na moment, zaklinowana kolcem mię-
dzy mosiężnymi okuciami. Stagg pobiegł do pierwszej bazy ściskając w ręku kij; przepi-
sy pozwalały na to, gdy tkwiła w nim piłka. Potężny Casey pobiegł za nim, licząc tylko
na to, że piłka wypadnie. Gdyby Stagg dobiegł do pierwszej bazy mając ciągle piłkę, on
zostałby rzucającym, a Caseylandczyk  wybijającym.
Piłka odpadła w połowie drogi między bazami.
Stagg przebiegł jeszcze kilka kroków jak jeleń, którego tak bardzo przypominał, sko-
czył głową naprzód, i na brzuchu wjechał do pierwszej bazy. Wyciągniętym przed siebie
kijem trafił basemana w nogę, przewracając go na ziemię.
Poczuł uderzenie w plecy i jęknął z bólu  to kolec piłki wbił mu się głęboko w cia-
ło. Skoczył jednak na równe nogi i wyrwał piłkę, ignorując ciepły strumień krwi, któ-
ry natychmiast spłynął mu po skórze. Przeżył uderzenie. Teraz, zgodnie z zasadami gry,
mógł rzucać albo w Potężnego, albo w pierwszego basemana.
121
Baseman próbował uciec, ale został na tyle poważnie ranny, że nie mógł nawet iść.
Wyrwał więc z pochwy własny kij i stał gotów do odbicia piłki, gdyby Stagg zdecydo-
wał się rzucać właśnie w niego.
Rzucił. Pierwszy, z twarzą skrzywioną bólem promieniującym ze zranionej nogi, za-
machnął się kijem, zachwiał i padł z piłką tkwiącą w gardle.
Stagg mógł teraz albo zostać bezpiecznie w pierwszej bazie, albo pobiec do drugiej.
Wybrał bieg i znów zmuszony był do wykonania rozpaczliwego skoku. Nauczony smut-
nym doświadczeniem, drugi baseman stanął nieco z boku. Szybkość kapitana była tak
wielka, że wyjechał poza bazę; musiał wykonać szybki obrót i sięgnąć ręką do linii.
Piłka klasnęła wpadając w wielką rękawicę drugiego basemana.
Teoretycznie Stagg był bezpieczny, jednak nie mógł się rozluznić  widział skrzy-
wioną w furii twarz przeciwnika. Wyciągnął kij przed siebie, wstał i czekał, gotów zabić
drugiego wroga, gdyby ten zapomniał o regułach gry i rzucił piłkę.
Widząc wyciągnięty kij, drugi upuścił piłkę na trawę. Z palców kapała mu krew. Tak
bardzo chciał rzucać i tak mocno ściskał piłkę, że przebiła nawet grubą ochronną ręka-
wicę.
Zarządzono czas, potrzebny by odmówić krótkie modlitwy nad przykrytym kocem
ciałem pierwszej ofiary. Stagg poprosił o jedzenie i wodę; czuł, że lada chwila może ze-
mdleć z głodu. Miał prawo do tej prośby.
Jadł i właśnie kończył, gdy maskotka krzyknęła:
 Piłka!
Stagg stał w wąskim kwadracie otaczającym pole drugiej bazy i szykował się do serii
wybić. Potężny rzucił, kapitan wybił prawie na linię autową i zaczął bieg, ale gracz, któ-
ry zastąpił zabitego, złapał piłkę, gdy tylko upadła i wbiła się w ziemię. Stagg zatrzymał
się na ułamek sekundy nie wiedząc, czy biec do trzeciej bazy, czy wracać do drugiej.
Pierwszy rzutem od dołu podał piłkę Potężnemu, który stał już w rozkroku blisko li-
nii łączącej drugą i trzecią bazę, niemal na drodze Stagga, który w przypadku kontynu-
owania biegu musiałby odwrócić się do niego plecami. Odwrócił się więc, by wrócić do
drugiej bazy, ale poślizgnął się w trawie i upadł.
Przez jedną straszną sekundę był pewien, że to już koniec. Potężny stał bardzo blisko
i właśnie brał zamach, by wykończyć swego bezradnego przeciwnika. Ale Stagg ciągle
jeszcze miał w ręku kij i, zdesperowany, próbował się nim zasłonić. Piłka uderzyła w kij
nieco z boku, wytrąciła mu go z ręki i upadła, kilkadziesiąt centymetrów dalej.
Kapitan ryknął tryumfalnie, skoczył na równe nogi, złapał kij i zaczął nim machać
ostrzegawczo. Piłka nie trafiła w niego, więc nie mógł jej podnieść i rzucać nią w prze-
ciwnika, nie mógł także zejść z wyznaczonej linii by zagrozić temu, kto chciałby ją zdo-
być. A jednak, jeżeli piłka leżała tak, że dotykając linii między bazami mógł uderzyć
tego, kto zdecydowałby się na jej podniesienie, wolno mu było to zrobić.
122
Ciszę przerwał dziewczęcy głos maskotki. Rozpoczęło się liczenie. Caseylandczycy
mieli dziesięć sekund na podjęcie decyzji czy walczyć o piłkę, czy pozwolić przeciwni-
kowi na bezpieczne osiągnięcie trzeciej bazy.
 Dziesięć!  krzyknęła maskotka i Potężny odwrócił się plecami od drżącego
w oczekiwaniu kija.
Kolejna seria rzutów. Pierwszy  Stagg chybił. Potężny uśmiechnął się i rzucił celu-
jąc w głowę. Stagg znów nie trafił w piłkę, ale piłka także nie trafiła w niego.
Potężny uśmiechnął się drapieżnie. Teraz, gdyby Stagg wybił, musiałby odrzucić kij
i czekać nieruchomo na śmiertelny cios. Z drugiej jednak strony, gdyby zakończył run-
dę, zostałby rzucającym. Ciągle byłby w gorszej sytuacji, pozbawiony pomocy zespołu,
ale jego siła i szybkość czyniły z niego zespół jednoosobowy.
Zapadła cisza, przerywana jedynie szeptem modlitw Caseylandczyków. Potężny od-
chylił się do tyłu, zamachnął... i piłka poszybowała celując wprost w żołądek Stagga.
Mógł ją tylko odbić w dół lub wykonać unik  gdyby jednak upadł lub wykroczył z za-
znaczonego na ziemi kwadratu, zaliczono by mu wybicie.
Zdecydował się na unik. Piłka przeleciała tak blisko, że drasnęła go jednym z wirują-
cych ostrzy. Z boku pociekł mu niewielki strumyk krwi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •