[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mówił z silnym włoskim akcentem. Pewnie chciałby być teraz
gdziekolwiek, ale nie tutaj, pomyślała.
Pokręciła głową, a potem odezwała się do synka:
- Nic wielkiego, po prostu nabiłeś sobie guza, maluchu. Nie będzie
żadnych wyjących karetek, ratowników i strażaków, prawda?
- Nie - zaśmiał się mały.
A potem spojrzał na Enrica, wysokiego, szczupłego, i Freya zdała sobie
sprawę, że to tak nie może trwać, że dłużej tego nie uciągnie.
Czuła ogromną gorycz z powodu Ranieriego, ale nie miała prawa
przelewać tej goryczy na dziecko. Byłaby podłą matką.
Postawiła małego na ziemi, podniosła się i stanęła naprzeciw Enrica.
- Nicky, kochanie, chciałabym... - zaczęła, ale oczywiście za pózno.
Ojciec i syn spoglądali na siebie jak za pierwszym razem, w holu firmy.
Od razu rozpoznał, że to jego syn, a nie Luki!
Wystarczyło mu spojrzeć w te czarne oczy, które wpatrywały się w niego
tak intensywnie. Ich wejrzenie chwytało za serce.
Nie wiedział tylko co dalej.
Nikt nigdy nie powiedział mu, że życie ma być proste, ale też nikt nigdy
nie przestrzegł go, że będzie aż tak trudne.
Teraz zdawał sobie z tego sprawę. Stał tutaj i patrzył na swoje maleńkie
odbicie, niby na kosmitę, i czuł coś niezwykłego, bo to było niezwykłe.
Powinien z serdecznością odnieść się do malca. Uśmiechnąć...
Jak?
- 40 -
S
R
Kiedy wszyscy na nich patrzą. Dzieci i dorośli.
Myślą, że nie lubi dzieci.
Cholera, uśmiechnij się.
Zobaczył szczupłe dłonie Frei na ramionach Nicka. Zabiera go, zaraz go
zabierze. Powinien jakoś zareagować. Natychmiast.
Opadł na kolana.
- Ciao - przemówił.
Dlaczego po włosku? - zdziwił się.
Coś narastało mu w gardle, dławiło. W bezradnym geście uniósł dłoń i
otworzył ją.
Maluch spojrzał na swoje czerwone ferrari, potem na niego.
- Moje? - zapytał.
Enrico skinął głową, chciał przełknąć ślinę i nie mógł.
- Vostro - powiedział znowu po włosku, ale myślał po angielsku.
Bez sensu.
Absolutna cisza. Można było usłyszeć każdą wypowiedzianą zgłoskę.
Maluch wyciągnął rączkę, wziął swój samochód i uśmiechnął się. Enrico
widział w nim siebie, to był przecież jego uśmiech i...
Wyciągnął rękę i dotknął ciemnych, lśniących loków dziecka. Znowu to
samo odczucie, jakby to były jego włosy... Przesunął palcami po policzku
Nicka... Jakby dotykał własnej skóry.
Nie mógł się oprzeć. Położył dłonie na ramionach synka, przygarnął go do
siebie i pocałował.
Ojcowski pocałunek.
Pocałunek włoskiego ojca witającego swojego syna.
Czuł, że Freya walczy ze łzami, obserwując ich, czujna, w razie gdyby
mały zaprotestował, że całuje go jakiś obcy pan.
Ale nie byli sobie przecież obcy. Dwulatek przy całym zmieszaniu i
zakłopotaniu rozpoznawał ojca, czuł coś. Krew z krwi.
- 41 -
S
R
Wyciągnął rączkę i teraz on dotknął włosów Enrica, potem przesunął
palcami po jego policzku.
Freya nie mogła powstrzymać łez. Dotąd tylko ona otrzymywała od syna
takie pieszczoty, tylko ona widziała taką minę na jego buzi.
Czyżby odczuwała teraz zazdrość?
Tak, była zazdrosna i przerażona tym, co będzie dalej, jak się to wszystko
potoczy.
Enrico uśmiechnął się. Tym samym uśmiechem, którym uśmiechał się
Nicky. Jego twarz złagodniała.
Nicky odpowiedział uśmiechem.
A potem nagle wywinął się z objęć Enrica i odbiegł.
Po prostu.
Syn wymyka się ojcu i biegnie bawić się z innymi dziećmi.
Enrico wyprostował się.
Czuł na sobie baczne spojrzenia. Czuł, że Freya jest bliska łez.
Zerknął na przyglądającego mu się Freda, na pulchną blondyneczkę, która
nie bardzo wiedziała, co myśleć o widzianej właśnie scenie, czy się wzruszyć
czy potraktować rzecz sceptycznie.
Cóż, patrzcie dalej, bo to jeszcze nie koniec, powiedział sobie Enrico i
zwrócił wzrok na Freyę.
Kierował się teraz instynktem, tym instynktem, który sprawiał, że zawsze
był tak dobry w interesach, zawsze o krok przed konkurencją.
Oparł dłonie na ramionach Frei i przygarnął ją do siebie, jak przed chwilą
przygarnął syna, tyle że teraz było to coś innego, surowszego. Nachylił głowę i
szepnął jej do ucha:
- On jest mój. Wasz los jest przypieczętowany.
Spojrzał w jej pobladłą twarz. Freya drżała, przygryzła wargę.
- 42 -
S
R
- Masz dziesięć minut, żeby się pożegnać, wziąć swoje rzeczy i zabrać
naszego syna, mi amore - oznajmił tak, by wszyscy go słyszeli. - Trzeba
zorganizować ślub, a potem jedziemy do Mediolanu.
Pocałował ją w usta, odwrócił się i wyszedł.
ROZDZIAA DZIESITY
Freya zatrzymała się przed gabinetem Enrica. Musi sobie przecież jakoś
poradzić z sytuacją.
Osobisty asystent gdzieś zniknął, na szczęście.
Nicky był w żłobku, jak zawsze o tej porze dnia, pilnowany przez Freda i
przez Cindy, którą ochroniarz coraz bardziej intrygował, niż denerwował.
Freya wykrzywiła usta. Wargi już nie drżały.
Dziesięć minut dawno minęło. Dobry kwadrans zajęło jej tłumaczenie w
żłobku, co się dzieje i o co chodzi Enricowi, bo wszyscy słyszeli, co powiedział.
Próbowała zachować spokój, ale miała ochotę rozerwać go na strzępy.
Stanęła pod drzwiami.
Była wściekła. Przesłuchanie w żłobku ją wykończyło, uciekła potem do
toalety, żeby trochę się opanować, dojść do siebie, aczkolwiek nie było to łatwe.
Doprowadziła włosy do porządku, zaczesała, pożyczyła od Cindy jakieś
spinki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]