[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przepełnione są czystą miłością do Millera, zaczynają się zlewać w jedno.
Przestaję je rozróżniać& tak jak podejrzewałam i się tego bałam. William unosi
wzrok i uśmiecha się do mnie smutno, a na jego przystojnej twarzy widać żal i ból.
 Zaniosłem jej szampana. Nie spróbowała go. Widok jej lśniących radością
oczu ściągnął z mojego twardego serca pewną warstwę. Ani przez chwilę nie
przestała się uśmiechać, a ja ani przez chwilę nie zwątpiłem w to, że muszę ją
zdobyć. Wiedziałem, że stąpam po niepewnym gruncie, ale byłem zaślepiony.
 %7łałujesz.  Wiem, że mam rację.  %7łałujesz, że nie odprowadziłeś jej do
wyjścia i o niej nie zapomniałeś.
Zmieje się protekcjonalnie.
 Nie było szans, abym zapomniał Gracie Taylor. Wiem, że to brzmi głupio.
Spędziłem z nią ledwie godzinę, skradłem pocałunek, chociaż się broniła, i
powiedziałem, że zabiorę ją dokądś następnego wieczoru. Dokądś daleko, gdzie
nikt mnie nie znał. Odmówiła, ale nie powstrzymała mnie, gdy sięgnąłem po jej
torebkę i sprawdziłem nazwisko i adres.  Uśmiecha się szerzej na to
wspomnienie.  Gracie Taylor.
Dzwięk imienia mojej matki sprawia mu przyjemność, a ja nie mogę
powstrzymać uśmiechu. Rozwijające się uczucie pomiędzy Gracie a Williamem
wydaje się idealne. Jak z romansu. Pochłania ich i jest irracjonalne. A potem
wszystko poszło zle. Doskonale rozumiałam moją matkę. Chociaż William i Miller
się nienawidzili, to mieli podobne cechy. Musiała być równie zaślepiona Williamem
Andersonem, jak on nią. I jak ja Millerem Hartem.
 Twoje zobowiązania wobec wuja wszystko zniszczyły.
 Unicestwiły  poprawił mnie sardonicznie.  Mój wuj planował odejść na
emeryturę, ale pewien wypadek sprawił, że wylądował na dnie Tamizy, zanim
zdążyliśmy podarować mu zegarek z dewizką.
Unoszę brwi.
 Zegarek z dewizką?
Uśmiecha się i całuje mnie w rękę.
 Uważa się, że to doskonały prezent na emeryturę.
 Tak?
 Tak, to zabawne, nie sądzisz? Ktoś, kto nie musi już pilnować czasu, dostaje
zegarek.
Zmieję się z Williamem i czuję, jak pojawia się między nami nić porozumienia.
 To dość ironiczne.
 Owszem.
Ironią jest też, że śmiejemy się z tego, chociaż właśnie poinformował mnie, że
jego wuj zginął tak tragicznie.
 Przykro mi z powodu twojego wuja.
William prycha ironicznie.
 Niepotrzebnie. Dostał to, na co zasłużył. Kto mieczem wojuje, ten od miecza
ginie. Czy nie tak mówią?
Nie wiem. Mówią? Dostaję informacje, które są zdecydowanie zbyt
skomplikowane jak na mój skromny móżdżek. Zastanawiam się, aż w końcu coś do
mnie dociera.
 Twój wuj był skończonym bydlakiem?
 Tak.  Znów się śmieje i ociera oczy.  Był skończonym bydlakiem. Sprawy
zmieniły się, gdy przejąłem interes. Gdy było trzeba, byłem skończonym
bydlakiem, ale nie byłem niesprawiedliwy. Wprowadziłem nowe zasady, zrobiłem
porządek wśród dziewczyn i usunąłem większość bydlaków z listy klientów. Byłem
młody, nowy, i to działało. Zyskałem więcej szacunku, niż mój wuj kiedykolwiek
miał. Ci, którzy chcieli działać po mojemu, zostali. Ci, którym nie spodobały się
zmiany, dalej byli skończonymi bydlakami. Zyskałem wielu wrogów, ale nawet
wtedy mnie poważano.
 Zabiłeś kogoś?  wypowiadam to bez zastanowienia i nagle spoglądają na
mnie zaskoczone oczy. Już mam przeprosić, ale jego nieufne spojrzenie mówi mi,
że to nie było takie głupie pytanie. Zabił.
 To chyba nieistotne, nie sądzisz?
Nie, ale jego ostrzegawcze spojrzenie sprawia, że nie mówię tego głośno.
Gdyby nie odebrał komuś życia, to na pewno od razu by mi o tym powiedział.
 Przepraszam.
 Nie przepraszaj.  Głaszcze mnie po policzku.  Nie trzeba brukać twojego
pięknego umysłu obrzydlistwami.
 Za pózno  szepczę, czując, jak dotyk Williama słabnie.  Ale nie mówimy o
mnie i moich decyzjach. Co się potem stało?
William odwraca się do mnie i ujmuje moje obie dłonie.
 Zalecaliśmy się.
 Chodziliście na randki?
 Można tak to nazwać.
Uśmiecham się, babcia używała tego samego określenia.
 I?
 I to było bardzo intensywne. Gracie, chociaż była młoda i niedoświadczona,
miała w sobie niesamowitą pasję, czekającą na uwolnienie. I uwolniła ją dla mnie.
To wywołało u mnie przedziwny głód. Głód jej.
 Zakochałeś się.
 Myślę, że to nastąpiło natychmiast.  Na jego twarzy znów pojawia się
smutek, spuszcza wzrok.  Spędziłem tylko miesiąc pochłonięty ognistym
pożądaniem twojej matki. A potem dopadła nas rzeczywistość. I nagle Gracie i ja
byliśmy niemożliwym zestawieniem.
Doskonale wiem, jak się musiał czuć, i nasza więz znów odrobinę się wzmacnia.
 Co się stało?
 Przestałem pilnować interesu i zapłaciła za to jedna z moich dziewczyn.
Z trudem łapię powietrze i znów ujmuję jego dłoń.
Pociera czoło, wspominając tamten ból.
 Musiałem działać. Moi wrogowie chętnie by z tego skorzystali.
 Więc zerwałeś z nią.
 Próbowałem. Przez długi czas. Gracie była uzależniająca i myśl o tym, że
mógłbym spędzić bez niej dzień, była okropna. A poza tym wiedziała, jak mnie
ogłupić. Jak wykorzystać swoją pyskatą buzię i ciało. Nie miałem szans.
William opiera się o ławkę i patrzy przed siebie, odpływając myślami.
 Ukrywałem nas. Byłaby celem.
 To nie tylko zobowiązania wobec dziewcząt sprawiły, że przestaliście być
razem, prawda?  Nie potrzebuję potwierdzenia.
 Nie. Gdybym pozwolił, aby dowiedziano się o moich uczuciach do tej kobiety,
stałaby się celem. Równie dobrze mógłbym im ją zaserwować na talerzu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •