[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Proszę, powiedz to, Beau.
- Do diabła, nie jestem rycerski - powiedział szorstko. - Gdybym był rycerski,
myślisz, że bym się z tobą ożenił? Wiedziałem, że nasze małżeństwo nie będzie miało
104
większego wpływu na formalności urzędu emigracyjnego, przez które musimy przejść.
Nie zrobiłem tego również po to, by zmusić cię do przyjęcia mojej pomocy. Bałem się, że
cię utracę, musiałem cię jakoś ze sobą związać. Uwalniałem cię jedną ręką i
związywałem stalowymi więzami drugą. Potrzebowałem wymówki, by móc przy tobie
być i dbać o ciebie. - Zacisnął usta. - Chyba zorientowałaś się, że wszelkie męskie
zagrożenie z mojej strony w dziwny sposób zaginęło. Nie potrafiłbym sam sobie pomóc.
- zaśmiał się ponuro. - Jak Galahad.
- W takim razie cieszę się, że nie jesteś do końca szlachetny - powiedziała z
błyskiem w oczach: - O wiele lepiej będę się czuła z Beau, którego poznałam parę dni
temu. Czy nie mógłbyś po prostu zejść z piedestału? - Przymilała się łagodnie. - No,
spróbuj mnie przekupić. Powiedz, że mnie kochasz.
- Kate, rozdzierasz mnie na strzępy. - Drżał mu głos. - Staram się robić to, co dla
ciebie najlepsze.
- Jesteś bardzo upartym człowiekiem - westchnęła. - Ty jesteś dla mnie najlepszy. -
Opadła nagle na piasek. Biała, jedwabna suknia ułożyła się wdzięcznie wokół niej.
Złapała go za rękę i silnie pociągnęła do dołu. - Chodz tu.
Posłusznie ukląkł naprzeciw niej, na jego twarzy malowała się ostrożność.
- Chyba nie chcesz mnie znów uwieść?
-To nie jest zły pomysł - powiedziała, uśmiechając się szeroko. - Ale nie chcę,
żebyś się wymawiał nie chcianym wpływem. Na to będzie inna pora i miejsce. - Wzięła
w ręce jego drugą dłoń.  Teraz czas na śluby .
- Zluby? - Wyraz twarzy Beau stał się jeszcze bardziej ostrożny.
- Moje śIuby. - Uśmiechnęła się do niego czule. - Zaskoczyłeś mnie w czasie
ceremonii na pokładzie, ale teraz jestem gotowa. Słowa wypowiedziane tu, gdy jesteśmy
sami, będą chyba równie ważne, jak te, które padły przy świadkach.
- Kate ...
- Szsz ... teraz moja kolej. - Zacisnęła ręce na jego dłoniach i spojrzała mu prosto w
oczy. - Powiedziałeś, że znalazłeś we mnie uczciwość i hojność. Mam nadzieję, że to
prawda, ponieważ ja te dwie cechy odnalazłam w tobie. Znalazłam też humor,
uprzejmość, odwagę i wyrozumiałość. Ogrzewasz mnie jak słońce i kiedy jestem z tobą,
chcę dać ci moje ramiona, serce i duszę, którą nazywają sumieniem. - Mówiła
dzwięcznym i żywym, choć łagodnym głosem. - Przez resztę życia będę ci dawać to,
czego pragniesz i oczekujesz. Będę cię chronić i pilnować, rosnąć przy tobie i z tobą,
ściskać twą dłoń w pocieszeniu i twoje ciało w pasji. - Przerwała. - I będę cię kochała do
dnia, kiedy umrę, Beau Lantry.
Aagodny powiew unosił jej loki na skroni, patrzyła na niego jasnymi, kochającymi i
szczerymi oczyma. Poczuł, że coś w nim topi się i odpływa. Wiedział, że cokolwiek to
było, nigdy już nie wróci. Nagle wpadła mu w ramiona.
- O Boże, kocham cię, Kate  szeptał łamiącym się głosem. Przytulił policzek do jej
policzka, płynęły po nim łzy. - Kocham cię. Kocham!
105
- Wiem, że mnie kochasz - powiedziała śpiewnym, prawie matczynym głosem. -
teraz będzie lepiej, zobaczysz. - Pocałowała go delikatnie, ręką odgarniając mu włosy z
czoła. - Nie chcę, żebyś był przy mnie silny tylko przy mnie. Jeśli chcesz dać mi
wszystko, nie będę się z tobą sprzeczała. Przyjmę to z radością, ale ty będziesz musiał
przyjąć moje dary. Przez resztę życia będziemy obdarzać się tym, co mamy do oddania.
To będzie piękne, Beau.
- Tak, piękne. - Wciąż miał zachrypnięty głos, ale nie usiłował tego ukryć. - Jesteś
tego zupełnie pewna? Nie chciałabyś przez parę miesięcy spróbować? - Skrzywił się
lekko. - Nie wiem, czy potrafiłbym dać ci pewną swobodę, ale postaram się trzymać w
miarę możliwości na uboczu.
- I oboje nas unieszczęśliwiać? - Zaprzeczyła ruchem głowy. - Nie ma mowy. Mam
zamiar cieszyć się ze swego miodowego miesiąca ..
- Udowodnisz to. - Objął ją mocniej, zatapiając usta w lokach na jej skroni. - Chcę
dać ci tak wiele przyjemności, Kate. Chcę dać ci wszystko, być dla ciebie wszystkim.
Twoim ojcem, bratem, przyjacielem i kochankiem. - Ujął jej twarz i spojrzał w oczy. -
Wydaje mi się, że całe moje życie było zawrotną podróżą na twojej małej karuzeli w
pogoni za nieosiągalnym, mosiężnym pierścieniem. teraz jest mój, świeci jasno, jest
prawdziwy i należy do mnie.
Słońce prawie już zaszło, różowa mgła zamieniła się w głębokie złoto, które pokryło
wszystko jasną poświatą. Oczy Beau również były złote, promieniowały miłością, do
której się przyznał. To za wiele. Jeszcze raz schowała twarz w jego ramionach.
Postarała się uspokoić głos. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •