X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kąd, stertę omszałych kamieni i gęstą trawę. Przypomniała
sobie, jak przychodziła tutaj jeszcze jako dziecko. Wspinała
się wtedy na szczyt schodów, żeby z wysokości nieistniejącej
już dzisiaj wieży rozejrzeć się po okolicy.
Niewiele myśląc, weszła na górę. Hen, na niebie, szybo�
wał jastrząb. Po chwili runął w dół w pogoni za królikiem.
Catherine osłoniła ręką oczy, żeby lepiej widzieć lot ptaka.
O, już poderwał się w górę, ściskając w szponach swoją ofia�
rę. Catherine potoczyła wzrokiem dookoła, westchnęła ci�
cho i podeszła do schodów, żeby zejść na dół. Nagle zoba�
czyła coś, co jej zmroziło krew w żyłach.
Niemożliwe! Tylko nie to!
Ujrzała cień, który powoli pełznął w jej stronę. Cią-
256
gle zmienny, raz prawie podobny do człowieka, raz bez�
kształtny, potworny, przesiąknięty złem, coraz większy
i większy.
- Nie! - szepnęła, wyciągając przed siebie ręce. Cień sięg�
nął w jej stronę. - Nie. Proszę.
To był ten sam potwór, którego widziała tamtego pamięt�
nego dnia w Cumnor Place i przelotnie w pałacowych ogro�
dach. Tylko że przecież nie mógł istnieć! Zobaczyła go je�
dynie w wyobrazni. \
Miała wrażenie, że się dusi. Nie mogła oddychać.
- Nie - szeptała z coraz większym strachem. - Odejdz!
Nie podchodz bliżej!
W nozdrza uderzył ją przenikliwy smród płonącej siarki.
Coś ją drapało w gardle.
- Nick, ratuj mnie! Na pomoc!
Próbowała krzyczeć, choć wiedziała, że nikt jej nie usły�
szy. Przerażona, dała krok naprzód, lecz jej noga trafiła
w pustkę. Upadła, uderzając głową o kamienne stopnie. Jak
bezwładna lalka toczyła się coraz niżej, aż wreszcie znieru�
chomiała na dole. Krew płynęła jej z rozbitej skroni.
Cień unosił się nad nią przez chwilę, ale potem, spło�
szony widokiem jezdzca, który właśnie galopem zmierzał
w stronę ruin, rozwiał się i zniknął jak poranna mgła w pro�
mieniach słońca.
Nick wyruszył na poszukiwanie Catherine, kiedy tylko
dowiedział się, że poszła na przechadzkę. Zamienił jedynie
parę słów z sir Williamem.
- Wyglądała dzisiaj nieszczególnie - powiedział sir Wil�
liam. - Chciałem, żeby ktoś z nią poszedł, ale sam pan wie,
jaka ona potrafi być uparta.
- Wiem - z ponurym uśmiechem odparł Nick. - I nie-
257
stety, obawiam się, że to mnie należy winić za większość
ostatnich nieszczęść. Obiecywałem jej, że wkrótce wrócę.
Na pewno znów uważa mnie za skończonego łotra.
- Była poważnie chora - powiedział sir William - ale w tym
przypadku nawet najlepsi londyńscy medycy nie umieli posta�
wić jednoznacznej diagnozy. To dziwne, bo Catherine nigdy
przedtem nie cierpiała na żadne dolegliwości.
- Słyszałem o jej chorobie - wtrącił Nick - i wiem, że mu�
szę ją jak najszybciej znalezć. Pan wybaczy, sir Williamie.
Catherine na pewno teraz mnie potrzebuje.
- Pędz, chłopcze. Szukaj jej - ponaglał go sir William.
- Sam nie wiem dlaczego, ale jestem bardzo niespokojny.
Dawniej chodziła zawsze w stronę opactwa. Tam jedz naj�
pierw.
Nick nie potrzebował dalszej zachęty. Dosiadł konia
i wyruszył w pogoń.
Nigdy by sobie tego nie wybaczył, gdyby przypadkiem
zjawił się za pózno.
Prosto od Woodville'a pojechał do Paryża, do Walsingha-
ma, żeby powiedzieć mu o swoich podejrzeniach.
- Zobaczyłem twarz w cieniu i wydała mi się znajoma,
chociaż za nic w świecie nie mogłem sobie przypomnieć kto
to. Drugi raz ujrzałem tego człowieka w Whitehall. Oliver
Woodville ma wątpliwości, czy Frampton byłby rzeczywi�
ście zdolny do tak podłych czynów, jakie mu zarzucamy.
- Frampton? - Walsingham zmarszczył brwi. - Gdzieś
już słyszałem to nazwisko. Tak, tak. Sądziłem, że to jeden
z uczniów Johna Dee, lecz zapewniano mnie, iż to raczej
niemożliwe. Ale masz rację, Nick. Natychmiast każę go śle�
dzić. W naszym fachu nigdy nic nie wiadomo.
Nick wyjechał niemal natychmiast. Wiedział, że jego nie�
obecność przeciągnęła się ponad wszelką miarę i obawiał
258
się gniewu Catherine. Co gorsza, prócz tęsknoty czuł lęk,
jakby zawisło nad nią widmo śmierci.
Tylu ludzi zmarło na tyfus, na który lekarze nie znajdo�
wali rady. Przeżywali jedynie najsilniejsi.
W złym nastroju pokonał całą drogę z Londynu do
Cambridgeshire. Towarzyszyła mu jedna myśl: Harry był
przecież młodym, ze wszech miar zdrowym i silnym czło� [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.