[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzystwa i ich oczekiwań. To będzie katastrofa.
- Szczerze wątpię, by to zadanie okazało się ponad siły mojej żony, kobiety nie-
zwykle przedsiębiorczej i inteligentnej. Nie musisz się tym martwić, ale dziękuję za tro-
skę. Pozwól, że odprowadzę cię do drzwi, podczas gdy Penny wróci do pracy.
- Nie mogłabym zostawić tej biedaczki w obecnym stanie. - Clarissa mówiła tak,
jakby Penny nie było w pokoju. - Przekonaj ją przynajmniej do tego, by porzuciła na
chwilę książki i udała się ze mną na zakupy, jak normalna kobieta.
- A więc wybierasz się na zakupy? Wiem, jak to uwielbiasz, i nie mam serca po-
zbawiać cię tej przyjemności. Być może pewnego dnia, kiedy Penny upora się z tłuma-
czeniem, będziesz mogła liczyć na jej towarzystwo, lecz na razie... - Adam wyciągnął
dłoń w kierunku Clarissy.
- Niech i tak będzie. Skoro chcesz, żebym sobie poszła, tak uczynię. - Podniosła się
i ujęła Adama za ramię. - Może mógłbyś mi jeszcze doradzić, co powinnam sobie kupić,
żeby olśnić cię podczas balu. Chciałabym wyglądać możliwie najpiękniej.
Penny obserwowała, jak wychodzą z gabinetu. Clarissa uśmiechała się promiennie,
wsparta na ramieniu Adama, jakby nie była w stanie przejść tych kilku kroków bez jego
pomocy. Penny nie zdawała sobie sprawy z tego, że wciąż trzyma w dłoni ołówek, póki
nie złamał się pod naciskiem palców. Ależ ta kobieta ma tupet! Zachowała się perfidnie,
przychodząc do jej domu, wytykając jej wady i bez skrępowania flirtując z jej mężem.
Rozgniewana Penny wyszła na korytarz, odszukała Adama i zapytała:
- Co to wszystko ma znaczyć?
- Penny, służba. - Powiedział to takim tonem, jakby obecność świadków mogła
ostudzić jej gniew. Przeliczył się.
- Służba będzie pewnie ciekawa, jakie dodatkowe obowiązki spadną na nią w
związku z balem. Bo przecież będziemy go urządzać, czyż nie? Czy my w ogóle mamy
salę balową? Clarissa twierdzi, że tak, lecz mnie nic nie wiadomo na ten temat.
- Jest na trzecim piętrze. Nie mieliśmy czasu na dokładną wycieczkę po...
R
L
T
- Mieszkam w tym domu od dwóch dni, lecz nie przypominam sobie ani jednej
rozmowy na temat urządzania balu.
Adam zaprowadził żonę do jej gabinetu i zamknął drzwi.
- Wpadłem na ten pomysł wczoraj.
- Będąc gościem Clarissy. To kolejna sprawa, o której mnie nie poinformowałeś.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy podczas którejś z naszych ostatnich rozmów
ustalili, że powinienem cię powiadamiać o tym, dokąd się wybieram i z kim spotykam.
Prawdę mówiąc, doskonale pamiętam, jak umówiliśmy się, że każde z nas będzie pro-
wadziło własne życie prywatne.
- Złamałeś naszą umowę, zapraszając do domu swoich przyjaciół, nie uprzedziw-
szy mnie o tym. Może nie mam prawa się skarżyć na to, jak spędzasz wieczory, jednak
mogę się czuć zażenowana wizytą twojej serdecznej przyjaciółki, od której dowiaduję się
o zaplanowanym przez ciebie balu.
- Nie podoba mi się to, co sugerujesz.
- Nie spodziewałam się innej reakcji. To jednak niczego nie zmienia, prawda? -
Czekała, modląc się w duchu, aby wyprowadził ją z błędu i zbeształ za podejrzewanie go
o romans. Zamiast tego Adam odparł zimno:
- Nie powinnaś być zazdrosna o coś, co skończyło się na długo, zanim się pozna-
liśmy.
- Nie jestem zazdrosna, Adamie. Doskonale wiesz, że nasz związek nie będzie tak
bliski, aby mogła się zrodzić zazdrość. Jestem tylko rozczarowana i więcej niż odrobinę
zdegustowana. Miałam cię za lepszego człowieka, a obnoszenie się z tym przed nosem
mężczyzny, którego nazywasz swoim przyjacielem...
- Może gdybym w Szkocji ożenił się z kobietą, która całym sercem zechciałaby
trwać przy moim boku, nie musiałbym nawet przez moment się zastanawiać nad związ-
kiem z żoną innego mężczyzny.
- A więc to moja wina, że robisz z siebie pośmiewisko z powodu mężatki?
- Nie zamierzam robić z siebie pośmiewiska, po prostu staram się stwarzać pozory
normalności i udawać przed światem, że z naszym małżeństwem jest wszystko w po-
rządku. Najwyrazniej nie najlepiej mi to wychodzi, skoro stałaś się obiektem plotek.
R
L
T
- Wyłącznie tych, które rozsiewa Clarissa. Zresztą lepiej, żeby ludzie gadali o mnie
niż o was.
- Jeśli nie będziemy się pokazywać publicznie, wszyscy pomyślą, że trzymam cię z
dala od londyńskiego towarzystwa, bo się ciebie wstydzę.
- A co mnie obchodzi opinia innych ludzi?
- Najwyrazniej niewiele. W przeciwnym wypadku nie wyglądałabyś tak jak teraz.
Jeden, dwa, trzy... zaczęła liczyć Penny i zamknęła oczy, żeby ukryć łzy. Spodzie-
wała się, że wcześniej czy pózniej książę poruszy temat jej wyglądu. Nie sądziła jednak,
że zrobi to w taki sposób. Myślała, że Adam rzuci jakąś żartobliwą uwagę, którą będzie
mogła skwitować śmiechem. Tymczasem posłużył się tym argumentem podczas kłótni.
Penny doliczyła do dziewięciu i wypaliła:
- Skoro tak przeszkadzał ci mój wygląd, powinieneś był cisnąć akt ślubu w ogień
przed wyjazdem ze Szkocji. Nic nie poradzę na to, że cię nie pociągam. %7ładne pieniądze
nigdy nie zmienią brzydkiego kaczątka w łabędzia.
Adam zaczekał, aż żona skończy, i powiedział:
- Nie próbuj mnie zmiękczyć właśnie teraz, gdy liczę na twoją siłę. - W jego głosie
nie było słychać czułości. - Nasz pierwotny plan nie działa, przynajmniej dopóki miesz-
kamy w Londynie, w związku z czym ułożyłem nowy i spodziewam się, że go za-
akceptujesz. Jeśli nie skorzystasz z mojej rady, pozwolę, by Clarissa tu wróciła i wtło-
czyła cię w rolę księżnej. Nie znam nikogo innego, kto potrafiłby cię tak dobrze nauczyć
obracania się w towarzystwie. Wiem jednak, że potrafi być zarówno uparta, jak i okrutna.
Rozumiesz mnie?
Penny przygryzła wargę i skinęła głową.
- Po pierwsze, nie będziesz myślała o sobie jak o brzydkim kaczątku, beznadziej-
nym przypadku, byle kim ani w żaden inny uwłaczający ci sposób. Ja zaś zadbam o to,
by nikt nie ośmielił się mieć o tobie podobnego zdania. Skłonność do użalania się nad
sobą to twoja najmniej atrakcyjna cecha, której nie powinnaś demonstrować.
Kiedy Penny była pewna, że jej oczy są suche, uniosła powieki i spojrzała na
Adama.
R
L
T
- Bardzo dobrze. Kiedy się na mnie gniewasz, wreszcie przypominasz księżnę -
pochwalił, obrzucając żonę krytycznym spojrzeniem. - Czy wszystkie twoje suknie są
podobne do tej?
- Tak, są praktyczne i łatwe w utrzymaniu.
- Są także nudne, brzydkie, bez wyrazu.
- Po śmierci ojca zapomniałam o głupstwach.
- A kiedy to było?
- Dwa lata temu.
- Dwa lata temu - powtórzył. - Wciąż ubierasz się jak w żałobie. Jesteś młodą ko-
bietą. Oglądanie cię w takim stroju jest dla mnie niczym policzek. Czuję się tak, jakbym
oderwał cię płaczącą od grobu i zmusił do małżeństwa.
- W takim razie zacznę się ubierać w swoje dawne stroje. Mam mnóstwo sukien,
ledwie noszonych od czasu debiutu na salonach...
- Ależ one muszą mieć... - dokonał szybkiej kalkulacji - co najmniej pięć lat.
- Nie są znoszone, więc nie ma potrzeby wymieniać ich na nowe.
- Na pewno nie są ostatnim krzykiem mody.
- Jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
- Nie słuchałaś mnie. Trudno. Moja cierpliwość właśnie się wyczerpała - oznajmił
Adam, chwycił Penny za ręce i pociągnął ją w stronę drzwi.
- Co wyprawiasz?! - krzyknęła, chcąc się wyrywać.
- To, co ktoś powinien zrobić dawno temu. Pójdziesz ze mną, Penelope, i dokonasz
przeglądu żałosnej zawartości swojej szafy.
- Nie ma nic złego w moich ubraniach: są czyste i porządne.
- I całkowicie nieodpowiednie dla księżnej Bellston.
- Nie zabiegałam o tytuł i nie rozumiem, dlaczego miałabym się dostosowywać do
wymagań z nim związanych.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]