[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przez biodro prześcieradłem. Obok niego spała sobie jak
on nagusieÅ„ka Carolina ze zÅ‚otoblond lokami rozsypany­
mi na poduszce, zwrócona twarzÄ… do Frasera, z nogÄ… zaÅ‚o­
żoną o jego nogę.
- Obudz jÄ… i każ natychmiast wynosić siÄ™ z wyspy - za­
żądała Claire, zwracając się do Isobel.
Było jej niedobrze, nie wiedziała co myśleć, cały jej
Å›wiat runÄ…Å‚. Tego już znieść nie mogÅ‚a. CzuÅ‚a siÄ™ zdep­
tana, poniżona, jej uczucia wydrwione w najbardziej
okrutny sposób.
Jednak pozbycie siÄ™ Caroliny nie rozwiÄ…zywaÅ‚o proble­
mu. Claire doszła do wniosku, że widać nie jest prawdziwą
kobietą, bo nie potrafi zatrzymać przy sobie męża. Na nic
wspaniałe deklaracje, na nic zawierzenie serca. Co ze mną
jest nie tak? - dopytywała się rozpaczliwie.
Aódz już czekaÅ‚a z polecenia lorda Waltera. Kiedy hra­
bina ubrała się i spakowała, kiedy przeniesiono już bagaże,
148
Isobel odprowadziła przyjaciółkę na brzeg, gdzie żegnał ją
także lord Walter.
Claire obserwowała z okna, jak rozpustna hrabina
opuszcza wyspę, po czym zaciągnęła story i położyła się
spać.
Następnego ranka obudziła się z poczuciem, że nie jest
w stanie dzielić dalej życia z Fraserem. Już się nie poniżała
w swoich oczach, jak to czyniła w nocy, już nie obwiniała
się za nie swoje grzechy. To Fraser zachował się niegodnie,
to on zawinił i nie chciała go już znać.
Hrabina co prawda zniknęła, ale w każdej chwili mógł
siÄ™ pojawić ktoÅ› inny. Rozpustnik zawsze pozostanie roz­
pustnikiem, nie zmieni swojej natury, bÄ™dzie tylko zmie­
niaÅ‚ kobiety. Claire widziaÅ‚a już oczami wyobrazni ten nie­
kończący się zastęp dam pojawiających się w życiu jej męża,
a wszystkie, jak jedna, podobne do hrabiny.
UbraÅ‚a siÄ™, wypiÅ‚a filiżankÄ™ herbaty i poszÅ‚a rozmó­
wić się z mężem. Zanim tam dotarła, zatrzymała ją Greer.
Wraz z niÄ… byÅ‚a Kenna. DziewczÄ™ta miaÅ‚y wielce zafraso­
wane miny.
- O co chodzi?
- O Frasera - powiedziała Kenna.
- Nie próbujcie go bronić, za pózno.
- Wcale go nie bronimy - odezwała się Greer.
. Kenna ujęła dłoń najstarszej siostry.
- Claire, choroba Frasera zaczyna siÄ™ tak samo, jak nie­
domaganie Kendrew. To nie grypa, to ta sama niemoc, któ­
ra zabrała Kendrew. Boję się, że Fraser umrze tak samo jak
nasz brat.
149
- Dziękuję, że dzielicie się ze mną swoimi obawami, ale
nie ma dla mnie większego znaczenia, co dolega Frasero-
wi. Nie życzę mu śmierci, to oczywiste, ale nie zamierzam
żyć z nim dłużej. Jutro jadę do Edynburga, najmę prawnika
i będę żądała rozwodu.
- Och, Claire - szepnęła Greer.
- Nie mieszajcie siÄ™ w to, moje panny - przestrzegÅ‚a sio­
stry. - To nie wasza sprawa.
NastÄ™pnego ranka Claire spakowaÅ‚a sakwojaż, ubra­
ła się, wypiła kawę, po czym zajrzała do Frasera. Czuł
się najwyrazniej lepiej, bo siedział w pościeli wsparty na
poduszkach.
- Cieszę się, że cię widzę, Claire. Już się bałem, że mnie
porzuciłaś.
- Chcę rozwodu, Fraser. Za chwilę odpływam. Jadę do
Edynburga. PosÅ‚aÅ‚am czÅ‚owieka do Grahamstone z wiado­
mością, że zaniemogłeś. Ktoś z twoich przyjedzie po ciebie
i zabiorą cię do domu. Wracam jutro i nie chciałabym cię
tutaj zastać.
Na jego twarzy odmalowało się niedowierzanie, szok,
zakłopotanie, wszystko to jednocześnie.
- Nie rozumiem. Co siÄ™ z tobÄ… dzieje od jakiegoÅ› czasu?
Nie jesteś tą samą kobietą, którą poślubiłem.
- Tu akurat masz całkowitą rację. To pierwsze od wielu
dni prawdziwe, nie zaś zakłamane słowa, jakie usłyszałam
z twoich ust. W istocie, nie jestem tą samą kobietą, którą
poślubiłeś. I nigdy już nie będę, ponieważ tamtą kobietę
unicestwiłeś swoimi postępkami.
- Jakże to... Cóż takiego uczyniłem poza tym, że cię ko-
150
chaÅ‚em. To, co nas Å‚Ä…czy... jest zbyt piÄ™kne, zbyt cenne, że­
by to odrzucać, ot tak, po prostu. Nie mówisz poważnie...
To nie może być...
- Za pózno już na rozmowy, faktów one nie zmienią.
I wÅ‚aÅ›nie z powodu tych faktów podjęłam decyzjÄ™ i nie wy­
cofam się. Nie mogę żyć z tobą pod jednym dachem, nie
mogę być twoją żoną po tym, co się stało.
Fraser był przerażony, ale Claire nie zwracała uwagi na
jego reakcje.
- Powiedz mi, wytłumacz, co tak strasznego się stało, że
aż popchnęło cię do rozwodu? Mam chyba prawo wiedzieć.
- SpojrzaÅ‚ jej prosto w oczy z tÄ… ufnoÅ›ciÄ…, z jakÄ… spoglÄ…­
damy na ludzi, kiedy przemawiamy szczerze, niczego nie
ukrywajÄ…c.
Jednak Claire, zamiast uwierzyć w uczciwość Frasera,
wolała widzieć w nim doskonałego aktora, który wie, jak
grać, by wydać siÄ™ przekonujÄ…cym i zwodzić innych swoi­
mi kłamstwami.
Usta zaczęły jej drżeć.
- StaÅ‚o siÄ™ to, że zobaczyÅ‚am was w łóżku razem, nagu­
sieńkich. Ale nie tylko to... Hrabina, ona trzymała cię...
jakbyÅ› byÅ‚... jakbyÅ› do niej należaÅ‚ i byÅ‚ z niÄ… w najwiÄ™k­
szej zażyłości i...
- PrzestaÅ„, Claire, i zechciej mnie posÅ‚uchać przez chwi­
lę. Zastanów się nad tym wszystkim, od pierwszej wizyty
hrabiny w naszej sypialni, aż po chwilę, kiedy znalazłaś nas
razem w łóżku. Ja nic nie pamiÄ™tam. Jak miaÅ‚bym pamiÄ™­
tać? ByÅ‚em chory. Czy zdajesz sobie sprawÄ™, jak bardzo by­
Å‚em chory?
151
- Nadzwyczaj szczególna to boleść - zadrwiła - skoro
dziwnym trafem nachodzi ciÄ™ akurat wtedy, kiedy potrze­
bujesz usprawiedliwienia. Jednego dnia jesteÅ› chory, na­
stępnego czujesz się całkiem zdrów, a potem znowu nie
wiedzieć kiedy opadasz z siÅ‚ i leżysz w łóżku, zÅ‚ożony nie­
mocÄ….
- SÄ…dzÄ™, że ktoÅ›... albo Isobel, albo lord Walter, dosypu­
je mi trucizny do jedzenia. Ale nie zawsze. To mnie trochÄ™
podtrujÄ…, to znowu darujÄ… dzieÅ„ albo dwa. Jak tylko po­
czujÄ™ siÄ™ trochÄ™ lepiej, odwiedzÄ™ aptekarza i doktora, po­
rozmawiam z nimi, niech oni siÄ™ wypowiedzÄ…, czy moje
domysły mają sens.
- To jedyne wytÅ‚umaczenie, jakie przychodzi ci do gÅ‚o­
wy? CiÄ…gle wysuwasz zarzuty pod adresem Isobel i lorda
Waltera, a tymczasem oni nie uczynili nic złego, chyba to
tylko, że okazali nam serce. Wstydz siÄ™, Fraser, bo oskar­
żasz absolutnie niewinnych ludzi. Dlaczego nie potrafisz
uznać wÅ‚asnej winy, skoro zawiniÅ‚eÅ›? Konsultuj siÄ™ z apte­
karzem i z doktorem, jeśli tylko chcesz, ale nie wracaj tutaj.
Nie chcę więcej słuchać twoich kłamstw. I nie chcę cię już
widzieć. Nigdy. Nigdy więcej.
- Claire, oni zastawili pułapkę, a ty w nią wchodzisz
z zamkniętymi oczami. Nie widzisz, że to część dobrze
przemyślanego planu? Im chodzi o zagarnięcie twojego
majÄ…tku.
- I dlatego chcą pozbyć się ciebie? Jaką mieliby z tego
korzyść?
- Taką mianowicie, że potem będziesz mogła poślubić
Gilesa.
152
Wybuchnęła śmiechem.
- Poślubić Gilesa! Tym razem naprawdę już przesadziłeś.
Doprawdy ciekawe, skÄ…d biorÄ… ci siÄ™ w gÅ‚owie takie pomy­
sły. To absurdalne. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •