[ Pobierz całość w formacie PDF ]
będzie jej przygotowywać smaczne posiłki. Wkrótce ze swoją rodziną
będzie mogła cieszyć się z tych rzeczy, do których byli przyzwyczajeni na
Wschodzie.
Po drodze przypominała sobie fragmenty listów od przyjaciół. Znów
powróciło współczucie dla chorej żony pastora. A pani Taylorson! Jakże
wspaniałą okazała się przyjaciółką! Posłała maleńkie buty dla Nathana,
który wkrótce zacznie cho-
dzić i pewnie nie trzeba będzie na to długo czekać. Chłopak bardzo
szybko się rozwijał. List Kathy pełen był informacji na temat jej młodego
kawalera. Można było odnieść wrażenie, że był Samsonem, Salomonem i
apostołem Janem w jednej osobie. Missie uśmiechnęła się dyskretnie.
Jednak największą radość sprawił jej list od Melindy, który czytała wciąż
na nowo, po kilka razy. Uczucie, że pewnego dnia będzie mogła nazwać
Melindę swoją sąsiadką, było dla niej czymś szczególnym. Tak bardzo
pragnęła, by już tu była. Zimę spędzoną w małej lepiance zapewne zniesie
łatwiej, kiedy będzie miała w pobliżu przyjaciółkę. Melinda pisała dużo
na temat tego, co dzieje się w mieście oraz o swoim zaangażowaniu w
szkole oraz kościele. Pisała, że ból po stracie męża stopniowo łagodnieje,
mimo iż często pamięć o nim wywołuje łzy. Pisała również o Henrym, o
jego trosce, męskości i wierze.
O tak - pomyślała Missie - Henry rzeczywiście zasługiwał na taką
kobietę jak Melinda. Będą bardzo miłymi sąsiadami.
Przyniosła ze strumienia wodę dla kur. Kiedy im ją nalewała i
porcjowała dla nich karmę, rozmawiała z nimi.
- Lepiej się wezcie za znoszenie jaj - straszyła je - bo inaczej
skończycie na talerzu obok klusek.
Kury walczyły o swoje prawa, pijąc wodę i nie zważając na pogróżki
gospodyni.
- Wyglądacie żałośnie - powiedziała Missie, śmiejąc się z chudego,
słabowitego ptactwa - ale poczekajmy dwa, trzy tygodnie. Wasze kości
znów pokryją się mięsem, a pióra zrobią się puszyste.
Podniosła wiadro i udała się do domu, by zdążyć zanim obudzi się
Nathan i będzie jej szukał. Za rogiem kuchni polowej zobaczyła
Willie go, który umówiony był z pracownikami na spotkanie
zapoznawcze. Widziała ludzi siedzących
w różnych pozycjach. Jedni opierali się o ściany lepianki, inni
przykucali na ziemi lub leżeli oparci o łokieć. Willie dał im najwyrazniej
przyzwolenie, by traktowali ten czas całkiem na luzie". Cookie siedział
na ławce obok drzwi do kuchni i jako pierwszy ją zauważył. Zatrzymała
się na chwilę, by posłuchać przebiegu spotkania.
- ...Mam nadzieję, że kiedy wszyscy będziemy mieszkać i pracować
razem - mówił Willie - będziemy czuć się ze sobą dobrze. Jestem pewien,
że poznaliście już Scottiego, naszego majstra. Scottie wie wszystko, co
należy wiedzieć o pracy na ranczu. On będzie zajmował się wszystkimi
sprawami, które dotyczą bydła. Będzie wydawał wam polecenia i będzie
odpowiedzialny przede mną. Będzie się o was troszczył i wszelkie
pytania czy zażalenia, jakie się pojawią, kierujcie bezpośrednio do niego.
Jeśli on nie zdoła się nimi zająć, odeśle was do mnie i wtedy ja się do nich
odniosę. Scottie będzie ustalał zmiany i zadania, w zależności od potrzeb.
Cookie natomiast będzie was żywił. Codziennie o tej samej porze poda
wam jedzenie. Zawsze zaparzy wam świeżej kawy, kiedy przyjdziecie i
poprosicie go o to, nawet w czasie warty nocnej.
Willie musiał zauważyć uśmiech Cookiego skierowany do Missie
stojącej nieśmiało i przysłuchującej się. Jego wzrok się ożywił.
- A teraz przedstawiam wam światło naszego rancza - powiedział i
wyciągnął rękę w kierunku żony - chcę żebyście poznali moją żonę, panią
LaHaye.
Missie podeszła do niego wstydliwie.
- Missie - powiedział - a to są nasi nowi pracownicy. Scottie jest ich
przełożonym.
Missie popatrzyła w parę niebieskich, serdecznych oczu. Scottie miał
twarz osmaganą wiatrem. Stał na lekko ugiętych
nogach, co świadczyło o tym, że wiele lat spędził w siodle. Missie
była pewna, że Willie podjął właściwą decyzję dotyczącą wyboru
swojego zastępcy. Czuła, że Scottie jest człowiekiem, któremu można
zaufać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]