[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kat nawet nie przemknęło przez myśl, by Ben
zostawiÅ‚ jej syna samego, wÅ›ród obcych ludzi, niewa­
żne jak dobrych specjalistów. Będzie się domagał, by
powiedzieli mu dokładnie, co robią, dlaczego, i da jej
znać najszybciej...
- Tam! - krzyknął Josh i pobiegł do wysokiego
mężczyzny, który wÅ‚aÅ›nie wychodziÅ‚ zza zakrÄ™tu ko­
rytarza. - Gdzie jest Sam? Co siÄ™ z nim dzieje? Czy
tobie też kazali wyjść i czekać? - Josh wstrzymał
oddech, gdy przyszÅ‚a kolej, by zapytać siÄ™ o najgor­
sze. - Czy on... Czy on nie żyje?
- Nie, Josh. - Ben poÅ‚ożyÅ‚ chÅ‚opcu rÄ™kÄ™ na ramie­
niu, zanim spojrzał Kat w oczy. - Obudził się i chce
się widzieć z mamą.
Przez moment Kat poczuła wielką ulgę, lecz cień
kryjący się za uśmiechem Bena powiedział jej, że
wiadomoÅ›ci sÄ… zÅ‚e. Na tyle zÅ‚e, że nie chciaÅ‚ przeka­
zywać ich przy Joshu.
- To zdecydowanie powód do radości - rzekła
pogodnie. - Ben, masz jakieś drobne? Może Josh
mógłby kupić sobie coś do picia, a ty w tym czasie
pokażesz mi, gdzie Sam leży.
W lot zrozumiał jej aluzję i dał chłopcu pieniądze
w kwocie wystarczającej także na zakup batonika.
- Mów! - rozkazała, gdy tylko jej syn zniknął.
Udręczone spojrzenie Bena nie wróżyło nic dobrego.
- Jak bardzo jest zle?
CUDOWNY LEK 97
- SzukajÄ… miejsca na neuroradiologii i przeniosÄ…
go tam tak szybko, jak to możliwe. Jeśli nie dziś, to
jutro.
- Neuroradiologii? - powtórzyła drętwym głosem.
- Jak myślisz, co mu jest? Wylew? Guz? Nowotwór?
- Ostatnie słowo wypowiedziała szeptem. Oczami
wyobrazni widziaÅ‚a, jak nieprzepuszczalny dla pro­
mieni rentgenowskich barwnik jest wpuszczany do
krwiobiegu syna, by wskazać to coś, co go zabija.
- Kat. - Chwycił jej dłonie, ale ich siła i ciepło
nie wystarczyły, by ją uspokoić. - Wygląda na to,
że to jakiś guz... Kat, ten guz zaczął uciskać nerw
wzrokowy.
- Nerw wzrokowy? - ByÅ‚a tak otÄ™piaÅ‚a, że dopie­
ro po chwili dotarł do niej sens tych słów. Niemal
skamieniała ze strachu. - Sam traci wzrok?
ROZDZIAA SIÓDMY
- Mamo? Czemu nie pozwalajÄ… mi mieć wÅ‚Ä…czo­
nego światła?
Na to żałosne pytanie serce Kat omal nie pękło,
lecz nie mogła zdradzić synowi swej rozpaczy. Była
wdzięczna Benowi, że ją ostrzegł, lecz to i tak nie
zÅ‚agodziÅ‚o caÅ‚kowicie szoku, jakiego doznaÅ‚a na wi­
dok Sama.
ChÅ‚opiec mówiÅ‚ coraz niewyrazniej, lecz nie mog­
ła ocenić, czy to przez leki, które mu podawano, czy
przez to, co działo się w jego czaszce.
- To dlatego, że boli ciÄ™ gÅ‚owa, sÅ‚oneczko - wy­
myśliła na poczekaniu. - Mają nadzieję, że dzięki
temu ci przejdzie.
- Czy bÄ™dÄ™ mógÅ‚ oglÄ…dać telewizjÄ™? - zapytaÅ‚ prze­
rażony. - Albo czytać Harry'ego Pottera?
- Ale, Sam, przecież nie lubisz oglądać telewizji,
jak cię bardzo boli głowa - zaczęła rozsądnie, lecz
zrezygnowała, gdy zobaczyła, jak jego usta wyginają
się w podkówkę. - Jeśli nie będzie tak zle, ja ci
poczytam Harry'ego.
Wstrzymała oddech. Syn był dumny z siebie, gdy
zaczął sam czytać. Bała się, że znowu poczuje się
traktowany jak małe dziecko.
- A będziesz udawać wszystkie głosy, tak jak
robiłaś, kiedy Josh się uczył czytać?
CUDOWNY LEK 99
.- A czy można inaczej czytać Harry'ego Pottera?
- zażartowała.
Zcisnęła jego dłoń, choć miała ochotę porwać go
w ramiona i osłonić przed całym światem.
Sam byÅ‚ bardzo blady. ZastanawiaÅ‚a siÄ™, jak moc­
ne środki przeciwbólowe mu podano.
- Doktor Leeman? - dobiegł ją głos od strony
drzwi. Odwróciła się.
Gestem ręki przywoływał ją młody lekarz.
- Za minutę wrócę - obiecała Samowi i delikatnie
pocałowała go w czoło.
MÅ‚odemu mężczyznie brakowaÅ‚o jeszcze do­
świadczenia - wyraz jego twarzy zdradzał, że wieści,
jakie ma do przekazania, nie sÄ… dobre.
- Postaraj siÄ™ zasnąć, kochanie. Kiedy wrócÄ™, prze­
czytam ci cały rozdział.
Serce jej się krajało. Nie może stracić Sama. Jest
dla niej tak ważny... Odziedziczył najlepsze cechy
z obojga rodziców, którzy zasÅ‚użyli na dÅ‚ugie, szczęś­
liwe życie. Nie...
- Dobrze - odparł chłopiec sennym głosem. - Do
zobaczenia za chwilÄ™.
Kat po cichu wyszła z pokoju, choć wiedziała, że
środki przeciwbólowe przestaną działać dopiero za
kilka godzin.
- Neuroradiolog chciałby z panią porozmawiać -
rzekł mężczyzna, jakby ogłaszał audiencję u jakiegoś
bóstwa. - Ma wyniki badań.
Kat ledwo słyszała jego przepełniony szacunkiem
do lekarza głos.
- Jon Fox-Croft - przedstawił się neuroradiolog
i zaprosił ją gestem do swojego gabinetu.
100 JOSIE METCALFE
Wskazał jej drogę do kilku stojących koło biurka
krzeseÅ‚ i poczekaÅ‚, aż usiÄ…dzie, zanim sam zajÄ…Å‚ miej­
sce obok niej.
- Pani Leeman... Czy mogę się zwracać do pani
Katriono? - spytał delikatnie.
- Kat - poprawiła go. Po chwili zorientowała się,
że przerażona i zniecierpliwiona, odezwała się dość
nieprzyjemnym głosem. - Zaczęłam używać tego
zdrobnienia, kiedy tylko nauczyłam się mówić, i nie
reagowałam na nic innego. Moi rodzice przestali
mnie przekonywać do zmiany zdania dopiero, gdy
poszłam do szkoły.
- Szkoda, Katriona to piękne imię - rzekł lekarz
z uÅ›miechem, który wcale jej nie uspokoiÅ‚. Na szczÄ™­
ście szybko zdał sobie sprawę, że uprzejmości nie
poprawią jej nastroju. - Chce pani, żebym przeszedł
od razu do rzeczy?
- Proszę - potwierdziła. - Wyczytałam z... -
Wskazała ruchem ręki w stronę drzwi i młodego
lekarza, który jÄ… tu przyprowadziÅ‚, a którego imie­
nia sobie nie przypominała. - Wyczytałam z jego
twarzy, że nie ma pan dobrych wiadomości. Czy
to... rak?
- Szczerze mówiąc, jeszcze nie wiemy - odparł
bez owijania w bawełnę. - Pani jest lekarzem, więc
sytuacja jest nieco inna niż zazwyczaj. Może po pros­
tu pokażę pani wyniki rezonansu magnetycznego
i zaczniemy od poczÄ…tku.
WstaÅ‚, przeszedÅ‚ na drugÄ… stronÄ™ gabinetu i wÅ‚Ä…­
czył światło pod zdjęciami. Kat ruszyła za nim.
Na widok zdjęć zakręciło się jej w głowie.
- Oj, Kat, proszę uważać. - W ostatniej chwili
CUDOWNY LEK 101
złapał ją za łokieć. - Chce pani usiąść jeszcze na
minutÄ™?
- Nie... - Wzięła głęboki oddech i wyprostowała
siÄ™. - Dam radÄ™...
- Proszę się oprzeć o róg biurka - zaproponował, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •