[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dostarczyli ich nietkniętych do tej cytadeli ludu skavenów. Thanquol tylko
przez chwilę zastanawiał się, dlaczego tak się stało. Wyznawcy Pana
Zmian znani byli ze swojej przebiegłości, a nie z łaskawości. A jednak,
powiadał sobie, zapewne urzekła ich jego niewiarygodna elokwencja.
Thanquol wiedział, że bez względu na to, jak są przebiegli, nie mogą
mierzyć się z rozumem Szarego Proroka. Jeszcze raz powtórzył sobie, że
pokonał swoich wrogów za pomocą czystej mocy swojej inteligencji.
Odczuwał niepokój. %7łałował, że przywiedli go właśnie cło tego
miejsca. Wolałby dowolną inną twierdzę od Piekielnej Jamy. Thanquol
pomyślał jednak, że w czasie sztormu, każdy port jest dobry. Przynajmniej
teraz miał do dostarczenia wielkie nowiny. Z pewnością, w obliczu
zagrożenia Chaosem, starsi klanu Moulder uznają za sensowne podjęcie
współpracy z Thanquolem.
Kopnął Lurka w zadek.
 Wstawaj-wstawaj! Na nogi, ty leniwa bestio! Teraz nie czas na
odpoczynek!
Lurk spojrzał na niego ślepiami przepełnionymi nienawiścią. Wokół
jego ust widoczna była piana. Pierś wznosiła się i opadała niczym miech.
Z najwyższym trudem nadążał za Rumakami Chaosu, które unosiły jego
pana, ale podejrzewał, że pozostanie w tyle oznacza śmierć i jakoś udało
mu się zmusić swoje umęczone ciało do wysiłku. Zaklęcie rzucone przez
czarnoksiężników Chaosu ogarnęło także jego. Nie pozostawał w tyle za
jezdzcami pomimo ich nadnaturalnej prędkości.
Teraz Thanquol uświadamiał sobie czerwone skaveńskie ślepia
spoglądające na niego sponad wielkiej rzezbionej bramy. Wiedział, że
wycelowano w nich broń i pośpiesznie wzywano posiłki, by wzmocnić
straże. Z wysoka dobiegło piszczenie skaveńskiego głosu.
 Kto tam jest? Czego chcesz od klanu Moulder?
Thanquol wyprostował się i odchylił swój łeb, by w pełni
zaprezentować swoje rogi. Wiedział, że straże rozpoznają znak laski
Rogatego Szczura. Wyczekał kilka uderzeń serca, by mogli się napatrzeć,
po czym huknął swoim najbardziej imponującym głosem:
 Tu Szary Prorok Thanquol przynoszący ważne wieści dla waszych
panów.
 Jesteś Thanquolem, czy duchem Thanquola? Szary Prorok Thanquol
jest martwy. Zabiły go krasnoludy i ich ludzcy sojusznicy podczas bitwy
pod norą konnych wojowników.
 Zawsze, zawsze trzeba zmagać się z tymi idiotami , pomyślał
rozżalony Thanquol.
 Czy wyglądam na martwego, głupi szkodniku? Otwieraj te wrota i
zabierz mnie do swoich władców, albo rzucę straszliwie zabójcze zaklęcie,
które pochłonie twoje głupie kości!
Wytworzył wokół swojej łapy poświatę bladego ognia spaczenia, by
pokazać, że mówi poważnie. Po prawdzie, był pewien, że magia ochronna
wpleciona w ściany krateru będzie w stanie powstrzymać nawet jego
najpotężniejsze czarodziejstwo, ale czy zwykły strażnik mógł o tym
wiedzieć?
 Muszę skonsultować się z moimi władcami. Czekaj! Czekaj! 
Thanquol nie był pewien, czy skavenowi na warcie chodziło o
powstrzymanie jego zaklęcia, czy po prostu prosił o poczekanie pod
bramą. To nie miało znaczenia. Wiedział, że po wezwaniu kogoś z
dowódców zostanie wpuszczony.
Teraz musiał tylko zastanowić się, co powie? Musiał wymyślić, co
najlepiej powiedzieć Moulderom, a co należy przed nimi zataić. Mówił
sobie, że takie sprawy mogą poczekać. Nagle powróciła pewność siebie.
Wiedział, że skaven o tak wielkim intelekcie nie będzie miał kłopotów z
wykpieniem cymbałów z Moulder. Zupełnie tak, jak łatwe było
wymanewrowanie wyznawców Tzeentcha.
A jednak, był zaniepokojony. Nawet dla skavena o jego
nadzwyczajnych umiejętnościach, ucieczka z łap Hordy wydawała się
odrobinę zbyt łatwa.
Felix wpatrywał się w dolinę. Zdumiewało go tempo zmian
zachodzących w górach. Tego ranka było jasno i słonecznie, ładnie jak
podczas letniego dnia na równinach Kisleva. Teraz zrobiło się posępnie i
zimno, a chłód wiatru przypominał mu śnieg i zimę. Ciemne chmury
wisiały nisko nad ziemię. W oddali dostrzegał migotanie uderzających
piorunów i słyszał odległy huk grzmotów.
Same góry równie dramatycznie zmieniały swój wygląd. Zwitem
przypominały świetlistych tytanów; były niemal gościnne. Teraz w
ponurym świetle wyrastały wielkie i mroczne. Dalsze szczyty zasłaniały
chmury. Felix czuł, że jego nastrój także pogrąża się w mroku. Zmiana
pogody pogłębiła złowieszczą, ciężką atmosferę wywołaną świadomością,
że są coraz bliżej smoczej jamy.
Ulrika przesunęła się naprzód kolumny i obserwowała pobocze razem
ze Standą i Olegiem. To było sensowne działanie. Miała najlepszy wzrok i
była w stanie zauważyć zagrożenie, zanim udałoby się to pozostałym
członkom drużyny. Przynajmniej tak rozumowała. Felix miał wrażenie, że
w ten sposób stara się oddalić od niego. Znowu zaczęła trzymać się z
daleka i ignorowała jego próby nawiązania rozmowy. Felix nabierał
przekonania, że nigdy nie zrozumie kobiet, a na pewno nie zrozumie jej.
Zauważył, że Max Schreiber zrównał z nim krok.
Wyraz twarzy maga był zastanawiający. Wyrażał jednocześnie
podniecenie i skrytość. Felix pomyślał, że jego pierwsze wrażenie z ranka
było słuszne. Max zmienił się jakoś. Nigdy dotąd nie przypominał tak
bardzo prawdziwego czarodzieja. Felix tłumaczył to sobie, że po prostu
stał się bardziej świadom mocy, którą władał mag, ale wiedział, że to było
coś więcej. Subtelna zmiana zachodziła w magiku od kilku ostatnich dni.
Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, wyglądał na człowieka obdarzonego
mocą.
 Felix, czy mogę zadać ci kilka pytań na temat miecza, który nosisz?
 A czemuż?
 Jestem nim zainteresowany. Mniemam, że jest to artefakt o znacznej
mocy i zdaje się, że... on się budzi.
 Co to znaczy?
 Wyczuwam w nim zmiany. Ta broń skrywa pewnego rodzaju
świadomość, która nabiera sił.
Felix pomyślał o dawce energii, jaką otrzymał podczas wczorajszej
bitwy i o tym, jak broń ochroniła go przed smoczym ogniem na  Duchu
Grungniego . Od dawna wiedział, że miecz posiada magiczne zdolności,
ale aż do niedawna oręż nie okazywał ich. Wcześniej po prostu był to
miecz, który nigdy nie tępił się, oręż pokryty runami, które lśniły
tajemniczo w niektórych okolicznościach.
 Czy myślisz, że to może być niebezpieczne?  zapytał nerwowo. Max
wzruszył ramionami. Zmarszczył brwi.
 Nie wiem. Każda magiczna broń jest w jakiś sposób niebezpieczna.
Są magazynami mocy, która czasami w nieprzewidywalny sposób wpływa
na właścicieli. Zwiadome bronie są najbardziej niebezpieczne, bowiem
potrafią naginać umysły i dusze tych, którzy je noszą.
Felix słysząc słowa magika poczuł mrowienie całego ciała. Nie wątpił,
że to prawda. Zwalczył instynktowne pragnienie wyciągnięcia broni i
wyrzucenia jej.
 Czy chcesz powiedzieć, że miecz może mną kontrolować?
 To mało prawdopodobne, o ile nie jest szczególnie potężny, a
właściciel nie jest szczególnie slaby umysłowo, a śpieszę dodać, że ty nie
wydajesz się takim. Może jest w stanie nieznacznie wpływać na twoje
myśli, albo przejmować częściową kontrolę w chwilach napięcia. Broń
tego typu, do którego jak mniemam należy ten miecz, nie może zdobyć
kontroli nad tobą, jeśli nie pozwolisz jej na to. Przynajmniej, mam taką
nadzieję.
 Zaczynasz mnie niepokoić, Max.
 Nie miałem takiego zamiaru. Czy mogę spytać, w jaki sposób [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •