[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ograniczenia prędkości po drodze do domu, jeśli nie chcemy, \eby Michael zaczął wzywać
oddziały specjalne.
To ich otrzezwiło na tyle, \e wysiedli z samochodu i poszli do sklepu, ale przez cały
czas trzymali się za ręce.
W środku sklep był o wiele za jasny, a jednak wydawał się za zimny. Rzędy regałów
pełnych kolorowych produktów. Kilku klientów pchało wózki, a niektórzy, Claire była
pewna, musieli być wampirami, ale na pierwszy rzut oka nie mogła ich rozpoznać. Wielu
doprowadziło do perfekcji udawanie ludzi. Czy to ta dziewczyna po dwudziestce, ruda, z
długą listą zakupów w ręku? A mo\e ta starsza pani z małym pieskiem, którego wło\yła do
wózka na zakupy? Ale nie ten tata z dwójką małych dzieci i udręczoną miną - tego jednego
była pewna.
Claire nie bardzo miała czas się gapić. Shane puścił jej rękę i wskazał jedną z alejek,
więc poszła w stronę działu mięsnego. Decyzja w sprawie mięsa na hamburgery dotyczyła
głównie wagi opakowania, a Eve nie powiedziała im, ile mają wziąć.
Claire zdecydowała się na dwie paczki i skierowała się do alejki, w której znikł Shane.
Alejki z chipsami, wielka niespodzianka.
Muzyka w sklepowych głośnikach zmieniła się na denerwująca i trochę dziwną
piosenkę z lat siedemdziesiątych, coś o porach roku w słońcu, i Claire zastanawiała się nad
kryjącą się w tych słowach ironią, kiedy doszła do rogu alejki i zobaczyła Shane'a opartego o
półki. Przyciskała się do niego jakaś kobieta.
To była wampirzyca, którą Bishop sprowadził do miasta. Miała na sobie obcisłe
d\insy, dopasowaną brązową d\ersejową koszulkę i czarną skórzaną kurtkę. Czarne skórzane
buty za kostkę, ze sprzączkami. Kobieco, ale z pazurem. Ciemne włosy miała rozpuszczone
na ramiona gęstymi, błyszczącymi falami, i skórę - koloru delikatnej porcelany, z ledwie
widocznym delikatnym rumieńcem na policzkach.
Nie spuszczała oczu z Shane'a. Zciskał w jednym ręku torbę z chipsami, ale
najwyrazniej zupełnie o niej zapomniał.
Wampirzyca pochyliła się i głęboko odetchnęła, wąchając szyję Shane'a. Shane
przymknął oczy i się nie ruszał.
- Mmm - powiedziała leniwym, słodkim głosem.  Pachniesz po\ądaniem. Czuję,
jaki ci nim skóra paruje. Biedactwo, sfrustrowane i takie spragnione. Mogłabym ci pomóc.
Shane nie otwierał oczu.
- Zostaw mnie w spokoju.
Wampirzyca oparła dłoń o półkę obok głowy Shane'a. Regał zachwiał się, ale mimo wszystko
nie przewrócił.
- Grzeczniej proszę, Shanie Collinsie. Tak, wiem, kim jesteś. Sprawdzałeś nas, więc i ja
te\ sobie trochę poczytałam. Masz problemy z tatusiem, prawda? Rozumiem. Sama te\ je
mam. Mogłabym ci o tym wszystko opowiedzieć, gdybyś poszedł ze mną. Miło by było
wy\alić się silnemu mę\czyznie.
Jej gniew znikł tak samo szybko, jak się pojawił, i znów stała się tym seksownym
kociakiem wampirem, jakim była w Domu Gilassów. Przeciągnęła bladymi palcami po
obojczyku Shane'a i ni\ej...
- Powiedziałem, zostaw mnie. - Shane otworzył oczy i spojrzał jej w twarz.  Nie
jestem zainteresowany, pijawo.
- Kotku, na imię mam Ysandre. Nie \adna pijawa, suka ani krwiopijca. A jeśli chcesz
prze\yć moją wizytę w tym szambiastym mieście, nauczysz się zwracać do mnie po imieniu,
Shane. - Jej blade usta wygięły się w uśmiechu.  Czy jeśli chcesz, \eby inni ludzie ją
przetrwali. No, zostańmy przyjaciółmi.
Nachyliła się i lekko musnęła wargami usta Shane'a, a Claire zobaczyła, \e zadr\ał, a
potem zastygł w kompletnym bezruchu. Ysandre roześmiała się, sięgnęła obok niego i wzięła
z półki paczkę chipsów.
- Mniam - powiedziała. - Słonawe. Powiedz swojej dziewczynie, \e podoba mi się smak
jej błyszczyku.
Odeszła. Shane i Claire tkwili bez ruchu, ka\de tam, gdzie stało, póki nie zniknęła im
z oczu, a potem Claire podbiegła do niego. Kiedy dotknęła go, drgnął.
- Nie dotykaj mnie - powiedział. Głos miał ochrypły, a jedna \yłka na jego szyi bardzo
szybko pulsowała.  Nie chcę...
- Shane... To ja, Claire...
Wtedy złapał ją jak tonący chwyta koło ratunkowe, a ją zaskoczyła gwałtowność, z
jaką przyciągnął ją do siebie. Głowę oparł na jej ramieniu.
Poczuła, \e przeszedł go dreszcz, pojedynczy, ale to wystarczyło, \eby mogła
zrozumieć, jak okropnie się czuł.
- Bo\e - szepnęła i łagodnie pogłaskała go po włosach. Od spodu były mokre, zlepione
od potu. - Co ona ci zrobiła?
Pokręcił głową, wcią\ opierając ją na ramieniu Claire. Nie mógł albo nie chciał jej
odpowiedzieć. Klatka piersiowa unosiła mu się w oddechu, który przypominał westchnienie,
ale był na to zbyt głęboki. Wreszcie Shane'a zaczął się odprę\ać.
Kiedy się odsunął, chciała spojrzeć na jego minę, ale odwrócił się tak szybko, \e jego
twarz tylko jej mignęła - ciemne, zranione oczy. Spojrzał na chipsy, które trzymał w ręku, i
rzucił je na posadzkę, a potem odszedł.
Claire odło\yła chipsy na półkę i poszła za nim. Minął kasy, nie zatrzymując się przy nich.
Odliczyła gotówkę za mięso, podała kasjerowi, złapała plastikową torbę i pognała na
rozświetlony lampami parking za swoim chłopakiem.
Ju\ otwierał drzwi samochodu i wsiadał do środka. Dzieliło ją od niego ładnych parę
metrów, kiedy włączył silnik i zobaczyła odblask świateł hamowania, kiedy wrzucał bieg.
Przez ułamek sekundy Claire myślała, \e on odjedzie i zostawi ją tam, po nocy, ale
zaczekał. Otworzyła drzwi pasa\era i wsiadła do środka. Shane się nie poruszył.
- Nic ci nie jest? - zapytała.
Nawet na nią nie spojrzał.
Wrzucił bieg i wyjechał z parkingu z piskiem opon.
Rozdział 4
Shane poszedł prosto do swojego pokoju i nie zszedł na obiad przygotowany przez
Eve- spaghetti z mięsnym sosem, z bardzo niedu\ą ilością czosnku ze względu na obecność
wampira przy stole. Było pewnie pyszne, ale Claire nic nie mogła w siebie wmusić. Nie
mogła przestać myśleć o białej twarzy Shane'a zastygłej w maskę ani o panice i odrazie w
jego oczach. Nie rozumiała, co się tam stało, i wiedziała, \e on nie chce być o to pytany. Nie
teraz.
- No i? - Eve nawijała spaghetti na widelec, zerkając na Claire. - Jak wyszło?
- Och... fantastycznie- powiedziała Claire z taką dawką entuzjazmu, \e wiedziała, \e
nikogo nie nabierze. Westchnęła. - Przepraszam. Po prostu...
Eve wskazała ręką sufit.
- Kierownik departamentu sztuki dramatycznej?
Michael spojrzał na nią i Claire przez moment widziała błysk w niego błękitnych oczach.
- Ma swoje powody - mruknął. - Daj spokój, Eve.
- Wybacz, ale ten chłopak potrafi zadrapanie papierem zmienić w śmiertelną ranę...
- Powiedziałem, daj spokój - rzucił Michael, tym razem ostrzej, a w jego głosie
pojawiło się wyrazne polecenie. Eve przestała nawijać spaghetti na widelec. Przestała w ogóle
się poruszać, tylko wpatrywała się w niego zmru\onymi oczami.
- Podsumujmy to sobie. - Delikatnie odło\yła widelec na serwetkę. - Najpierw ty
zacząłeś wydziwiać i uznałeś, \e jesteś zbyt zajęty, \eby jechać po zakupy. Potem Shane
zrobił scenę i pomaszerował do swojego pokoju zafundować sobie sesję u\alanek na
osobności. A teraz ty zaczynasz dyrygować mną, jakbym stanowiła twoją własność. Czy były
jakieś ostrze\enia przed testosteronową burzą?
- Eve. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •