[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pospieszyła do łazienki i czekała, aż jej żołądek się uspokoi. Przez chwilę
myślała, że zwymiotuje, tak jak to było w poprzednim tygodniu. Tym razem
jednak powoli, oddychając głęboko, pozbyła się przykrego uczucia.
Opłukała twarz i przysiadła na krawędzi łóżka. Zrozumiała, że nie może
mieć wątpliwości. Zrobi sobie próbę, ale naprawdę nie jest to konieczne.
Jak o tym powiedzieć Eliotowi? Jeżeli w ogóle...
Myślała o tym przez chwilę, kiedy nagle spostrzegła jego torbę w kącie
pokoju. Zostawił ją tu, żeby nie rzucała się w oczy. Nagle ponownie poraziła ją
prawda. Nie ma zamiaru wrócić do domu. Bez względu na reperkusje ich
miłosnej nocy, wyprowadził się na dobre. Czy wyznanie, że jest w ciąży, nie
byłoby przyłożeniem mu lufy do skroni?
Czy w tej sytuacji chciała, żeby ojciec jej dziecka wrócił do niej?
Siedziała nieruchomo, próbując pomyśleć, jak mu to powiedzieć. Po tym,
co się stało, nie wyobrażała sobie pozytywnej reakcji z jego strony.
- 121 -
S
R
Wstała i ze znużeniem zeszła na dół. Przynajmniej mdłości uspokoiły się
na chwilę, choć nadal czuła się niepewnie, W pokoju zabiegowym nie było
nikogo, więc umyła się i włożyła sterylny fartuch.
Wkrótce pojawił się Eliot z pacjentem, bardzo zdenerwowanym Brianem
Searle. Chłopiec zdjął spodnie i położył się na stole. Po chwili Eliot zaczął mu
wyjaśniać, co się będzie działo. Robił to w taki sposób, że Brian się uspokoił i
Lauren zdołała znieczulić miejsce zabiegu.
- Jakie jest ryzyko, że to rak skóry? - spytał Brian, kiedy Lauren podała
Eliotowi skalpel i obserwowała, jak zręcznie usuwa znamię.
- Bardzo niewielkie - odparł Eliot. - Poślemy wycinek do badania
histopatologicznego, ale to zwykły środek ostrożności. Ponieważ się uderzyłeś
w to miejsce i zaczęło krwawić, lepiej jest to znamię usunąć. Z tego, co widzę,
wygląda bardzo niewinnie.
Zabieg prędko dobiegł końca. Eliot założył szwy.
- Przyjdz pod koniec przyszłego tygodnia na zdjęcie szwów; będziemy już
mieli wyniki.
- Jak się mają Chrissie i David? - zapytała Lauren, opatrując rankę i
pomagając chłopcu zejść ze stołu.
- Och, często ich teraz widujemy - uśmiechnął się nieśmiało. - Mama robi
na drutach ubranka, a tata buduje kojec.
Lauren spojrzała na Eliota. Uśmiechnął się.
- Może miałaś rację, że wszystko dobrze się skończy - powiedział, kiedy
Brian wyszedł.
- Dla Chrissie i Davida... myślę, że tak.
Zmarszczył brwi, słysząc jej mało entuzjastyczną odpowiedz.
- Czy mamy dziś jeszcze jakieś zabiegi? - dodała szybko. Potrząsnął
głową, zdejmując fartuch i rękawiczki.
- Na szczęście nie. Dziękuję za pomoc. Zaraz wyślę próbkę do badania.
- 122 -
S
R
Jego ton był oschły, ale podszedł do niej i przez chwilę pragnęła znalezć
się w jego ramionach i wyznać mu wszystko, mieć tę odwagę, którą miała
Chrissie, kiedy cały świat wydawał się być przeciwko niej. Ale chwila minęła,
drzwi się otworzyły i jedna z dziewcząt wywołała Eliota.
Pozostawszy sama, stała bez ruchu, wyglądając przez okno. Nie mogąc
dłużej znieść własnych myśli, pospieszyła do swego pokoju po płaszcz i
torebkę. Potrzebowała świeżego powietrza. Nie miała już pacjentów, więc może
wyjść wcześniej i zrobić sobie spacer, żeby nie myśleć o kłopotach.
Kiedy opuściła przychodnię tylnymi drzwiami i szła przez parking,
usłyszała, że ktoś ją woła. Zobaczyła spieszącą w jej stronę Caroline Peters.
- Pani doktor, cieszę się, że panią złapałam! - zawołała bez tchu. Jej jasne
włosy powiewały na wietrze. Lauren udało się uśmiechnąć, ale nim zdążyła coś
powiedzieć, Caroline ciągnęła: - To mój ostatni dzień w Amroco, nie wiedziała
pani?
- Nie. Dostała pani nową pracę? Caroline uśmiechnęła się tajemniczo.
- Tak. Prawdopodobnie. Chyba przeniosę się do Oksfordu. Lauren
mocniej zabiło serce.
- Oksford? - powtórzyła i wysłuchała entuzjastycznego opisu nowej firmy
farmaceutycznej, w której Caroline miała nadzieję dostać pracę.
Kiedy wreszcie powiedziały sobie do widzenia, Lauren podeszła do
samochodu i usiadła za kierownicą. Czoło miała zroszone potem. Dlaczego
wyjazd Caroline do Oksfordu jest dla niej takim szokiem? Przecież powinna
była przypuszczać, że nie będzie chciała tu zostać, jeśli Eliot przeniesie się do
Oksfordu.
Przycisnęła dłonie do brzucha, myśląc z goryczą, jaka jest głupia.
Zaledwie przed chwilą omal nie powiedziała Eliotowi, że jest w ciąży.
- 123 -
S
R
ROZDZIAA JEDENASTY
- Tom, czy możliwe jest przekonanie cię, żebyś dał się przebadać?
Lauren siedziała w przytulnym pokoju pachnącym drewnem. U jej stóp
spały dwa złociste labradory. Tom Clancey roześmiał się.
- Nie ma takiej siły.
- Co ja mam z tobą zrobić, stary zbóju? Popatrzył na nią ze swojego
fotela.
- Zatrzymaj tego swojego pięknisia, zanim wyjedzie i zrobi coś, czego
będzie żałował.
- To nie jest mój piękniś, Tom - zaczęła, chowając słuchawki do torby i
unikając jego wzroku.
- Tere-fere - powiedział łagodnie. - Co się dzieje, córeczko?
Westchnęła i przygryzła wargi.
- Zdecydował, że się przeniesie do Oksfordu i rozbuduje tam praktykę. To
wszystko.
Wyjęła chusteczkę i wytarła nos.
- Dopiero jedną rozbudował - zauważył Tom. - Poza tym powinien zostać
z twojego powodu.
Lauren potrząsnęła głową, niezdolna spojrzeć mu w oczy.
- Między nami skończone, Tom. Mogę ci też powiedzieć, że ktoś z nim
wyjeżdża do Oksfordu. A teraz pytam ostatni raz: czy pozwolisz się położyć i
przebadać?
Wstał i stanął tyłem do kominka, grzejąc się przy ogniu. Ręce wsunął
głęboko w kieszenie.
- Lauren, gdybym umarł jutro, umarłbym szczęśliwy. Miałem długie i
ciekawe życie. Niczego nie żałuję, oprócz tego, że nie udało mi się skłonić
twojej matki do małżeństwa. - Uśmiechnął się. - A co do twojej matki, niech ten
gagatek opowie ci całą historię. Już on będzie wiedział, o czym mówię.
- 124 -
S
R
- Eliot? - zapytała, potrząsając głową. - Nie, to nie jest dobry pomysł.
- Kochasz go, prawda?
Podniosła na niego wzrok, nie mogąc skłamać. Kiwnęła głową, wyjęła
chustkę i mocno wytarła nos. Tom podszedł i objął ją.
- Przyjmij radę od starego człowieka, który żałuje zaprzepaszczonej
szansy. Porozmawiaj z nim. Powiedz mu, co ci leży na sercu, bo coś ci leży,
prawda?
- Tak - szepnęła. Zcisnął jej ramię.
- Tak myślałem.
Odprowadził ją do samochodu. Zanim wsiadła, przytrzymał jej rękę.
- Obiecujesz?
- Pomyślę o tym.
- To za mało.
Poddała się wreszcie i obiecała, ale nie miała ochoty dotrzymywać
obietnicy.
Po pierwsze Eliot spotykał się z Caroline, zanim ona się pojawiła na
horyzoncie w zeszłym roku. Co oznacza, że ona, a nie Caroline była intruzem.
Po drugie fakt, że Eliot się z nią kochał, spotykając jednocześnie Caroline,
można nazwać podwójną grą. A jednak była w stanie to zrozumieć. To, co na
nich spadło podczas świąt, było zbyt potężne, aby można to rozsądnie wy-
tłumaczyć. Zaspokojenie fizyczne, ugaszenie pożądania, trwającego cztery lata i
Bóg wie, co jeszcze. Nic ich nie mogło powstrzymać tamtej nocy. Po trzecie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •