[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zrezygnować z dwutygodniowych wakacji w Saint Croix. Osobiście prowadziła negocjacje w
sprawie dwóch wielomilionowych kontraktów, a przez jedno fałszywe posunięcie wszystko
mogło spalić na panewce.
Zastanawiała się, czy przyjdzie.
%7łe też w ogóle o nim myśli, złorzeczyła sobie. Wyszedł z jej domu, odszedł z jej
życia. Opuścił ją w stanie maksymalnego rozbicia i niemożności zebrania myśli, gdy za
wszelką cenę usiłowała dotrzymać warunków ich umowy. Był zły i niedorzeczny. Nie zadał
sobie trudu, żeby zadzwonić, a już ona na pewno nie wykręci jego numeru.
Raz wykręciła, przyznała z westchnieniem. Ale nie było go w domu. Za to jej się śnił.
W środku nocy wybijała się ze snu, bo on w nim był. Wiedziała, i to lepiej niż ktokolwiek, jak
bardzo sny mogą ranić.
Ten etap jej życia był zakończony. To był tylko... epizod, przekonywała siebie.
Epizody nie zawsze dobrze się kończą.
Kiedy ponownie weszła do domu, cateringowcy krzątali się przy quiche'u, a Clarissa
siedziała pośrodku kuchni w szlafroku i notowała przepis.
- Mamo, czy nie powinnaś się już szykować? Clarissa uśmiechnęła się i pogłaskała
kota, który zwinął się na jej kolanach.
- Och, mamy jeszcze masę czasu, prawda?
- Kobieta nigdy nie ma dość czasu, by przygotować się do swojego ślubu.
- Piękny dzień, nieprawda? Wiem, że wariactwem byłoby uznać to za znak, ale aż
mnie korci.
- Możesz uznać wszystko jako dobry znak. - A. J. chciała nalać sobie kawy, ale się
rozmyśliła. Z rozpędu otworzyła lodówkę i wyjęła butelkę szampana. Puściła mimo uszu
pomruk niezadowolenia catenngowcow. Nie co dzień zdarza się, by córka organizowała ślub
matki.
- Chodz, pomogę ci. - A. J. przemknęła przez jadalnię, zabierając po drodze dwa
kieliszki.
- Nie wiem, czy powinnam teraz pić. Jeszcze mnie odurzy.
- Powinnaś być odurzona - stwierdziła autorytatywnie A. J. Po wejściu do pokoju
matki klapnęła na jej łóżko, jak to robiła, gdy była dzieckiem. - Obie powinnyśmy być
odurzone. To lepsze od zdenerwowania.
Clarissa uśmiechnęła się.
- Nie jestem zdenerwowana. Korek wystrzelił aż pod sufit.
- Panny młode muszą być zdenerwowane. Ja jestem zdenerwowana, a przecież nie
mam nic do roboty poza patrzeniem.
- Auroro. - Clarissa wzięła kieliszek i usiadła na łóżku obok córki. - Powinnaś się
przestać o mnie martwić.
- Kiedy nie mogę. - Pocałowała matkę w policzek. - Kocham cię.
- Zawsze byłaś moją radością - powiedziała Clarissa, ściskając jej rękę. - Dałaś mi w
życiu tyle szczęścia.
- A ja tylko tego pragnę dla ciebie.
- Wiem. Podobnie jak ja dla ciebie. - Zwolniła uścisk, ale nie wypuściła ręki A. J. -
Porozmawiaj ze mną.
Wiedziała, że matce chodzi o Dawida. Odstawiła nietknięty kieliszek i podniosła się.
- Nie mamy czasu. Musisz się...
- Posprzeczaliście się. Cierpisz. Wzdychając, A. J. usiadła z powrotem na łóżku.
- Wiedziałam od samego początku, że tak będzie.
- Na pewno? - Potrząsając głową, Clarissa pozbyła się kieliszka i objęła obie dłonie A.
J. - Dlaczego tak ci trudno zaakceptować czyjeś uczucie poza moim? Czy to moja wina?
- Nie, nie twoja. Po prostu tak się złożyło. W każdym razie Dawid i ja... mieliśmy
bardzo intensywną przygodę, która szybko się wypaliła.
- Przecież go kochasz.
Gdyby Aurora miała do czynienia z kimś innym, wyparłaby się.
- To mój problem, mamo. I radzę sobie z nim - dodała szybko, byle tylko znów nie
litować się nad sobą - Poza tym dzisiaj powinnyśmy rozmawiać tylko o miłych sprawach.
- Szczególnie dzisiaj chciałabym widzieć szczęście na buzi mojej córki. Jak, według
ciebie, on czuje się z tym wszystkim? - nie dawała za wygraną Clarissa.
- Pociągałam go. Myślę, że był odrobinę zaintrygowany, gdy nie od razu mu uległam,
a w sprawach biznesu nie ustępowaliśmy sobie ani na krok.
Clarissa nie zapomniała, jak łatwo jej córka potrafi się wykręcić.
- Zapytałam, jak, według ciebie, on się czuje?
- Nie wiem. - A. J. przeczesała palcami włosy i wstała.
- Chce mnie, albo raczej chciał. Dobraliśmy się. Dobrze nam było razem w łóżku. Ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]