[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na pustej drodze w mrozną zimową noc z obrażeniami osób i samochodem do kasa-
cji, kiedy się nie wie co robić? Albo o konflikt dwóch obowiązków, z których obydwa
zasługują na nasze zaangażowanie? Każdy więc mógł wyobrazić sobie to, co opisywała
Hanna, ale nikt nie chciał tego robić.
 Czy to pani napisała raport?
 Wspólnie zastanawiałyśmy się co napisać. Tym, którzy uciekli, nie chciałyśmy
przypisywać nic złego. Nie chciałyśmy też jednak, żeby to nam zarzucano, iż zrobiłyśmy
coś niewłaściwie.
 Mówi więc pani, że zastanawiałyście się wspólnie. Kto pisał?
 Ty!  Inna oskarżona znowu pokazała na Hannę palcem.
 Nie, ja nie pisałam. Czy to ważne, kto pisał?
Jeden z prokuratorów zaproponował, aby zlecić biegłemu porównanie pisma ra-
portu z pismem oskarżonej Schmitz.
 Moje pismo? Chce pan moje pismo...
Przewodniczący, prokurator i obrońca Hanny zaczęli dyskutować, czy pismo może
zachować swój charakter przez ponad piętnaście lat i czy da się to stwierdzić. Hanna
przysłuchiwała się temu, kilka razy chciała coś powiedzieć albo o coś zapytać, była
w coraz większym stopniu zaalarmowana. Po chwili powiedziała:
 Nie musicie państwo sprowadzać biegłego. Przyznaję, że napisałam ten raport.
72
10.
Z piątkowymi spotkaniami seminaryjnymi nie łączę żadnych wspomnień. Choć
przywołuję w pamięci rozprawę, nie przypominam sobie, nad czym pracowaliśmy na-
ukowo. O czym rozmawialiśmy? Co chcieliśmy wiedzieć? Czego nauczał nas profesor?
Pamiętam jednak niedziele. Z dni spędzonych w sądzie wyniosłem nieznany mi
dotąd głód kolorów i zapachów przyrody. W piątki i soboty nadrabiałem zaległości
z pozostałych dni tygodnia przynajmniej na tyle, że podczas ćwiczeń mogłem dorów-
nać innym studentom i uporać się z semestralnym pensum. W niedziele wyruszałem
w drogę.
Heiligenberg, bazylika św. Michała, wieża Bismarcka, ścieżka filozofów, nadbrzeże
rzeki  z niedzieli na niedzielę nieznacznie zmieniałem tę trasę. Wystarczającym uroz-
maiceniem było dla mnie oglądanie zieleni soczystszej z tygodnia na tydzień i niziny
reńskiej, raz w oparach upału, raz za zasłoną deszczu, innym razem pod burzowymi
chmurami, wąchanie w lesie jagód i kwiatów, kiedy przypiekało je słońce, ziemi i bu-
twiejących liści z poprzedniego roku, gdy padał deszcz. W ogóle nie potrzebuję i nie
szukam dużego urozmaicenia. Kolejna podróż prowadzi mnie odrobinę dalej niż ostat-
nia, kolejny urlop spędzam w miejscowości, którą odkrywam podczas ostatniego i która
mi się wtedy spodoba. Przez pewien czas sądziłem, że muszę być śmielszy, zmuszając się
do wyjazdu na Cejlon, do Egiptu, Brazylii, dopóki nie zacząłem jeszcze lepiej poznawać
znanych mi regionów. Tam widzę więcej.
Odnalazłem miejsce w lesie, w którym odsłoniła się przede mną tajemnica Hanny.
Nie ma w nim nic szczególnego i wtedy też nie było tam nic szczególnego, żadnego
drzewa czy skały o dziwacznych kształtach, żadnego niezwykłego widoku na miasto
i nizinę, nic, co skłaniałoby do zaskakujących skojarzeń. Podczas rozmyślań o Hannie
krążących z tygodnia na tydzień po tych samych torach wyodrębniła się myśl, która po-
dążyła własną drogą i doszła w końcu do własnego wniosku. Kiedy się z tym uporała,
uporała się z tym  mogło się to zdarzyć wszędzie, a przynajmniej wszędzie tam, gdzie
znajomość otoczenia i okoliczności pozwala dostrzegać i przyjmować rzeczy zaskaku-
jące, które nie spadają na człowieka z zewnątrz, lecz wyrastają od środka. Tak było na
73
drodze, która pnie się stromo w górę, przecina jezdnię, mija zródło i najpierw prowadzi
pod starymi, wysokimi, ciemnymi drzewami, a potem przez przerzedzony zagajnik.
Hanna nie umiała ani czytać, ani pisać.
Dlatego kazała sobie czytać na głos. Dlatego podczas naszej wycieczki rowerowej po-
zostawiła mi wszystko, co wiązało się z pisaniem i czytaniem, i była roztrzęsiona rano
w hotelu, kiedy znalazła kartkę ode mnie, domyślała się, iż wychodzę z założenia, że zna
jej treść, i obawiała się kompromitacji. Dlatego odrzuciła awans w spółce tramwajowej;
słabość, którą mogła ukryć jako konduktorka, wyszłaby na jaw podczas szkolenia na
motorniczego. Dlatego odrzuciła awans u Siemensa i została strażniczką. Dlatego przy-
znała, że napisała raport, aby uniknąć konfrontacji z biegłym. Czy dlatego podczas pro-
cesu nadstawiała głowę? Ponieważ nie mogła przeczytać książki córki, jak również aktu
oskarżenia, nie mogła też dostrzec szans obrony i się odpowiednio przygotować? Czy
dlatego wysyłała swoje podopieczne do Oświęcimia? %7łeby je uciszyć, gdyby coś zauwa-
żyły? I czy dlatego otaczała opieką osoby słabe? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •