[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niebezpiecznej misji.
Catherine natomiast była spięta i niespokojna. Na
własne uszy słyszała, jak Tom pozwalał słudze spędzić
tę noc w świetlicy, i mogła się tylko domyślać, dlaczego
Geordie prosił go o to. Tak czy inaczej, tej nocy będzie
sama z Tomem i już czuła się jak owca, którą szalony
pasterz zamierza zamknąć z wilkiem.
- Ten dzień był dla mnie przede wszystkim ogro-
mną niespodzianką. Gdybym spotkała Grahame'a na
ulicy, nigdy bym się nie domyśliła, że taki zwyczajny
czÅ‚owiek w rzeczywistoÅ›ci jest awanturnikiem tkwiÄ…­
cym po uszy w jakimś łajdactwie. Bo teraz mogę iść
o zakład, że ma czarną duszę.
- Droga żono, kiedy ty wreszcie przestaniesz być"
aktorką? - zapytał Tom, racząc się piwem. - Na scenie,
podczas przedstawienia, wchodzi jakaÅ› figura, widzowie
wiedzÄ…, że to Å‚ajdak, on zaÅ› stroi grymasy, które utwier­
dzają widzów w tym mniemaniu. %7łycie nie jest teatrem.
Gdyby Grahame zachowywał się zgodnie z teatralnymi
konwencjami, już dawno gniÅ‚by w lochu. Prawdziwy pi­
rat nie powiewa pirackÄ… flagÄ… nad swojÄ… gÅ‚owÄ…. Prze­
ciwnie, stara siÄ™ wtopić w tÅ‚um i upodobnić do poczci­
wego kupca czy rzemieślnika.
-" Czy mam to przyjąć za dowód, że mój mąż i pan
nie jest Å‚ajdakiem? Bo daleko mu do wtopienia siÄ™
w tÅ‚um, przeciwnie, zdecydowanie wyróżnia siÄ™ spo­
śród innych.
- To prawda, droga żono. Przerastam innych
o gÅ‚owÄ™ i nic na to nie poradzÄ™. JeÅ›li mam być szcze­
ry, zaliczam się do łajdaków szczególnego rodzaju.
Nikt nie mógÅ‚by podejrzewać mnie o Chytrość, bo je­
stem samą otwartością. Serce na dłoni, a spojrzenie
niewinne jak u dziecka. A jednak moja dusza jest du­
szą konspiratora. - Zaśmiał się. - Nawet moja żona
nie wie, jakie to myÅ›li krążą mi po gÅ‚owie i kim na­
prawdę jestem. Mógłbym być twoim Willem Wag-
staffe'em, w którego sztukach gustuje londyńska
publiczność. Przecież to również oszust, skoro pod
kogoÅ› siÄ™ podszywa. A może ty, żono, znasz jego ta­
jemnicę? Jeżeli tak, to podaj jego prawdziwe imię.
Catherine spuściła oczy, wbijając wzrok w leżące
na kolanach dłonie. Milczała i nic nie wskazywało na
to, by z własnej woli przerwała to milczenie.
- Czy to sekret, od którego zależą losy świata? -
zapytał z wyrazną kpiną.
- Dlaczego myślisz, że Wagstaffe to oszust?
- Jeżeli twój mąż może być z czegoś dumny, to ze
swojego wÄ™chu. I otóż ten wÄ™ch mu mówi, że Wag­
staffe to faÅ‚szywe nazwisko. No, jejmoÅ›cianko, cze­
kam na twoją odpowiedz. Powiedz mi, czy spotkałaś
kiedyÅ› Wagstaffe'a? Albo czy znasz kogoÅ›, kto go wi­
dział na oczy?
Zastanawiał ją upór, z jakim Tom drążył tę sprawę,
jakże w gruncie rzeczy nieistotnÄ…. Oto zostali uwikÅ‚a­
ni w grę na śmierć i życie, a wszystko, co obchodziło
Toma, to prawdziwe nazwisko jakiegoś podrzędnego
autora sztuk teatralnych.
I właśnie mniej więcej coś takiego mu powiedziała.
Raz jeszcze się roześmiał, tyle że tym razem jego
śmiech trwał dłużej.
- Zdumiewa mnie, dlaczego zwlekasz z prostÄ…
odpowiedzią na proste pytanie. Spotkałaś go? Tak
czy nie?
- Skoro nalegasz, to wiedz, że nie spotkałam nikogo
takiego, kto pisałby komedie i nazywał się Wagstaffe
- odparła, wycierając ukradkiem o spódnicę spocone
dłonie.
- A znasz kogoś, kto znałby jego? Tak czy nie?
- Tak, a raczej wiem, że Betterton widział się
z nim. Ale Betterton po tym spotkaniu nie powiedział
mi niczego godnego zapamiętania. Z wyjątkiem tego,
że Wagstaffe ceni sobie swoją prywatność.
- Brawo, w końcu wyrzuciłaś to z siebie. Tylko
dlaczego tak się przed tym wzbraniałaś'?
- Rozumiem ludzi, którzy chcÄ…, by ich prywatność by­
Å‚a szanowana Ale ty, jak widzÄ™, nie szanujesz niczego.
W jednej chwili pożałowała swoich słów. Potra-
ktowaÅ‚ je bowiem jako wyzwanie. Zanim siÄ™ spo­
strzegła, już jego dłonie pieściły jej piersi, zaś język
drążył jej usta. Na razie nie uczyniła niczego, żeby
położyć temu kres, bo nie znalazła w sobie dość siły
- była jak sparaliżowana. W sekundę pózniej też nic
nie zrobiÅ‚a, ponieważ zdradzieckie zmysÅ‚y wzięły gó­
rę nad jej wolą. Dopiero po chwili obudziła się. w niej
duma i poczucie przyzwoitości. Zebrała się w sobie
i odepchnęła Toma.
- Nieładnie, sir. Myślałam, że wyraziłam się jasno
jeszcze w Londynie, kiedy padÅ‚ pomysÅ‚, byÅ›my wy­
stępowali w Holandii jako małżeństwo. Zgodziłam
się wówczas pod warunkiem, że będziemy jedynie
udawać męża i żonę. Zastrzegłam, że bliskie stosunki
nie wchodzÄ… w rachubÄ™.
- Nieładnie udawać dziewicę, kiedy się nią nie
jest. CaÅ‚y Å›wiat wie, że dziewictwo aktorek jest ni­
czym rozbity gliniany garnek.
- Nie ma reguÅ‚y bez wyjÄ…tku. Ja jestem takim wy­
jątkiem! - wykrzyknęła Catherine i poderwawszy się
z fotela, ruszyÅ‚a ku drzwiom. - Spróbuj pan raz jesz­
cze mnie dotknąć, a wsiadam na pierwszy okręt do
Londynu.
Jak na cynicznego Å‚ajdaka przystaÅ‚o, Tom wybuch­
nął śmiechem.
- I tym sposobem ukochanym braciszkiem za­
opiekuje siÄ™ kat. Ale nie mówmy o odrÄ…banych gÅ‚o­
wach, mówmy o niewinności. Zaiste jesteś perłą
wśród niewiast, jeżeli wciąż pozostajesz nietknięta,
i tym większą namiętność budzisz w tym, który już
zdołał zwątpić w dziewictwo na tym świecie. Potrafię
czekać. DziÅ› możesz iść do łóżka bez strachu, że za­
kłócę twój sen.
- Dziś, jutro i każdej nocy do końca naszej misji
- podkreśliła.
MusiaÅ‚a przyznać Tomowi racjÄ™. W bezwzglÄ™d­
nym świecie teatru mało której aktorce udawało się
zachować dziewictwo. Gaże byÅ‚y gÅ‚odowe i wiÄ™­
kszość dziewczÄ…t sprzedawaÅ‚a swe ciaÅ‚a, żeby prze­
żyć. Ona być może również poszłaby tą drogą, gdyby
nie miała w rezerwie czegoś innego, czegoś, o czym
Tom Trenchard, samiec i rozpustnik, nie powinien
i nie musiał wiedzieć.
Była też druga strona medalu - że ten nieznośny
zarozumialec pociÄ…gaÅ‚ jÄ… coraz bardziej. Czy chodzi­
ło o to fizyczne pragnienie, o którym pisali poeci
i mÄ™drcy? Zapewne. Prawdziwa miÅ‚ość mogÅ‚a ist­
nieć, ale była czymś równie rzadkim i wyjątkowym
jak czterolistna koniczyna. Na pewno też ona, Cathe­
rine, nie odnalazÅ‚aby jej w ramionach tego najemne­
go żołdaka, tajnego agenta, który bodaj już całkiem
utracił wyczucie i rozeznanie prawdy.
Jednak było w nim coś, co ją nęciło i ekscytowało.
Szkopuł w tym, że nie umiała tego nazwać. A może
wygodniej jej było nie wiedzieć, by przy okazji nie
ujawnić czegoÅ› o sobie, czego na razie wolaÅ‚a nie do­
puszczać do świadomości?
ZdarzaÅ‚o siÄ™, że snuÅ‚a marzenia o kochanku, męż­
czyznie, któremu by ufała i którego by podziwiała.
Widziała go mądrym, uprzejmym i czułym. Tom
Trenchard w niczym go nie przypominaÅ‚. Nie przy­
pominał go szczególnie teraz, gdy przekonała się, jak
łasy jest na kobiece wdzięki. W jej oczach niewiele
różnił się od dworaków z otoczenia Karola II, których
rozwiązłość, lubieżność i gotowość poświęcenia
wszystkiego dla chwili przyjemnoÅ›ci znaÅ‚ i komento­
wał cały Londyn. %7łyciowym celem każdego z nich
była zmysłowa uciecha. I nawet nie wybrzydzali.
W pogoni za rozkoszą wciągali do łóżek zarówno
dziewice, mężatki, jak i dziewki.
Nie da się złapać w sidła Toma. Uświadomiła so-
bie, że nie ustępuje w niczym Tomowi w sztuce
wprowadzania w bÅ‚Ä…d. Tyle że kÅ‚amaÅ‚a z konieczno­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •