X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łem też przez okno znaki krzyża wymalowane czerwoną
farbą na drzwiach niektórych domów w sąsiedztwie. No
cóż, niebawem również zostanę przysypany ziemią, choć
nie ujmą mnie w spisie ofiar dżumy.
Celia nie czuła się na siłach zaprzeczać tym progno�
zom. Znała ojca i wiedziała, że gardzi złudnym bezpie�
czeństwem.
Któregoś razu powiedział:
- Czasem myślę o tym, co zaproponował doktor
John Dee, który żył w czasach królowej Elżbiety. Otóż
gdybyśmy na skrzydłach jakichś mechanicznych pta�
ków wysłali wielkie lustro w kierunku gwiazd i odwró�
cili je ku nam, wtedy moglibyśmy wiedzieć, co zdarzyło
się w przeszłości... lub może nawet poznać przyszłość.
Chciałbym mieć takie lustro, Celio, by wiedzieć, czy
zostawiam cię bezpieczną.
Celia pomyślała o swoich transach, które były czymś
w rodzaju takiego lustra, gdyż umożliwiały jej wgląd
w przyszłość, a raczej w jej fragmenty.
- Nie sądzę, ojcze - rzekła - by wiedza o przyszłości
była czymś dobrym. Kto wie, czy nie odebrałaby ona lu�
dziom możliwości doznania szczęścia które zawsze jest
niespodzianką i zaskoczeniem.
- Jesteś mądra, moja córko. Przelałem w ciebie całą
moją wiedzę, ale zakładam, że nauczyłaś się też czegoś
na królewskim dworze. Wnioskuję to z wyrazu twej
twarzy. Widzę na niej mądrość i smutek.
Nie zaprzeczyła. A potem każdego dnia opowiadała
mu przez pół godziny o swoim życiu na dworze. Mówiła
o królu, królowej i różnych osobach, lecz Kit ani razu nie
pojawił się w jej relacjach. Ojciec słuchał, wydawał się za�
ciekawiony, a potem znowu prosił ją o powtórzenie obiet�
nicy, że wyjdzie za Roberta Renwicka, jeśli złotnik po�
nownie wystąpi z oświadczynami, co było niemal pewne.
Tydzień po powrocie Celii Adam Antiquis wydał
ostatnie tchnienie. Zmierć miał spokojną, przypominała
zapadanie w sen. Stojący w nogach łóżka Willem i pani
Hart szlochali. Był dobrym panem, uprzejmym i tro�
skliwym. Celia wyraziła zdumienie, że Robert Renwick
dotąd się nie pojawił, ale Willem wytłumaczył jej, że
ich sąsiad i przyjaciel domu otrzymał zlecenie od ja�
kiejś ważnej osoby i od rana do wieczora jest zajęty pra�
cą. Pomyślała, że gdyby pracę powszechnie uznano za
najwyższą wartość, ludzie umieraliby w samotności.
Wciąż nie docierało do jej świadomości, że ojciec nie
żyje. Miała wrażenie, że raczej jest pogrążony w głębo�
kim śnie. Nie uroniła dotąd ani jednej łzy. Poleciła Wil-
lemowi i pani Hart, by wystawili zwłoki w saloniku na
dole, jak również zajęli się pogrzebem. Czuła się odu�
rzona i jakby sparaliżowana. Tak wiele wydarzyło się
w tak krótkim czasie. Każde z tych nieszczęść osobno
mogło przecież zabić. Straciła swą miłość i ojca, a nie�
bawem zyska męża, człowieka, którego nie kocha.
Godzinę pózniej do domu Antiquisów zawitał Robert
Renwick. Nadal świeciło słońce, ale powietrze było du�
szne jak przed burzą. Siedząc w saloniku, Celia chło�
dziła się wachlarzem. Pani Hart skończyła już na górze
ubierać zmarłego i teraz poddawała własne ciało do�
kładnym ablucjom. Dobrze pamiętała rady Adama An-
tiquisa. Gdy opiekowałaś się chorym, martwym bądz
umierającym, zwykł mawiać, pamiętaj o miazmatach
na rękach i ciele; im szybciej je zmyjesz, tym lepiej dla
ciebie i twoich współdomowników.
Słysząc pukanie, Willem poszedł otworzyć drzwi. Po
chwili wprowadził do saloniku pana Renwicka. Celia
wstała, by go powitać.
Ubrany był modnie i gustownie. Miał na głowie
mocno trefioną czarną perukę, w której nie było mu do
twarzy. Wyglądał w każdym calu na bogatego miesz�
czucha, którym zresztą był. Celia nie wiedziała, czy
przybył w roli żałobnika, czy też zalotnika. Nie zdziwi�
łaby się, gdyby zaloty połączył ze składaniem kondo-
lencji.
Nawet nie zapytał jej o Adama, kiedy zaś chciała po�
wiedzieć mu o jego śmierci, uprzedził ją, mówiąc:
- Pani, zapewne domyślasz się, po co tu przyszed�
łem. - Głos miał metaliczny, prawie beznamiętny, jak�
by się zwracał do któregoś ze swoich czeladników.
- By zobaczyć się z moim ojcem. Tylko że on...
Nie pozwolił jej dokończyć.
- Do ojca pani przejdziemy pózniej. Najpierw mu�
simy sobie coś wyjaśnić. Gdy widzieliśmy się ostatnio,
odrzuciłaś moje oświadczyny. Usłyszałem z twoich ust
wyjaśnienie, które okazało się kłamstwem. Powiedzia�
łem wówczas, że o ile mogę być dobrym mężem, o tyle,
odtrącony, stanę się niebezpiecznym wrogiem. Z twoich
rumieńców wnioskuję, że dobrze pamiętasz, pani, tamtą
naszą rozmowę.
- Nie kłamałam - zaprzeczyła. Jej serce trzepotało
się w piersi niczym ptak w klatce. Nagle uświadomiła
sobie, że boi się Renwicka.
- Kłamałaś i nadal kłamiesz. Powiedziałaś wtedy, że
nie oddałaś i nie oddasz swego serca żadnemu męż�
czyznie. Minęło kilka tygodni i oto Londyn obiega bal�
lada opowiadająca o córce astrologa, która pojawiła się
w Whitehallu i poszła do łoża z pewnym dworzaninem.
Założył się z przyjacielem, iż zrobi zamach na jej cnotę,
jeśli w zamian dostanie mu się zamek z basztami i wie�
życami. To ty, pani, jesteś bohaterką tej ballady. Teraz
żaden przyzwoity mężczyzna nie poprosi o twoją rękę.
Marzeniem twego ojca było, byś została panią Renwick.
Otóż pan Renwick pluje na wasze marzenia i zamiary.
- Otarł pot z czoła. Jego policzki płonęły gniewem. -
Zniszczyłaś coś, co mogło przynieść ci szczęście. Jakiś
tam bawidamek zabrał ci wianek, który powinnaś mnie
ofiarować. Powinnaś spalić się ze wstydu, latawico. Je-
śli ten twój psi syn cię odtrącił, to ja również cię nie
chcę. Byłaś pośmiewiskiem dworu, a teraz kuglarze
śpiewają o twojej rozpuście na placach i ulicach Lon�
dynu.
Celia milczała. Cóż miała mu odpowiedzieć? %7łe na�
dal jest niewinna? Parsknąłby jej śmiechem w twarz,
a potem przypomniałby jej, do czego przyznała się
przed całym dworem.
Musiała jednak podjąć się własnej obrony. Otworzyła
usta, lecz żadne słowo nie chciało przejść jej przez gard�
ło. Któż mógł ułożyć tę balladę? Kit, Buckingham czy
jeszcze ktoś inny? Zresztą nieważne, kto. Ważne, że
ona, Celia Antiquis, była dziś na ustach wszystkich.
- Panie, nie było tak, jak mówisz i jak twierdzi ano�
nimowy autor ballady - wykrztusiła w końcu. - Ponie�
waż odrzuciłam twoje oświadczyny, nie tobie oceniać
moje postępki.
Roberta trawiły hamowane żądze. Odkąd Adam po�
wiedział, że Celia będzie jego, niemal co dnia puszczał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •  

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.