[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Widzicie go, jak to się zdążył moją krzywdą napaść, aż mu się kałdun trzęsie.
To ze śmiechu wyjaśnił niefrasobliwie rabuś.
I tego już było wioskowej ladacznicy zbyt wiele.
Ja ci zaraz flaki wypruję!
Dzgnęła na oślep, ale z całej siły, nie dbając, czy jej potem złodziej kark skręci, czy też kat ją
powiesi za zamordowanie podróżnego. Niby wiedziała dobrze, że władyka nie przyjmie na wiarę
opowieści o opryszku, który podstępnie wtargnął do jej ziemianki i skradł rzepę i kaszę jaglaną.
Przecież sama też by nie uwierzyła w Wilżyńskiej Dolinie, mimo że ją ostatnimi czasy
bezwstydnie złupiono z wszelkiego dobytku, wciąż były domostwa bardziej dostatnie niż
kryjówka wioskowej ladacznicy. A już w pewnością nikt nie da wiary, że ktokolwiek z magicznej
konfraterni śmiał ukradkiem kłusować na terytorium Babuni Jagódki. Los guślarza,
sprowadzonego kilka lat temu dla warzenia amorycznych dekoktów, stanowił wystarczającą
przestrogę. Nie była pewna, czy zdoła plugastwo zabić od razu, ale nóż był z zacnego żelaza,
odziedziczony po grabarzu Rufianie. Miała nadzieję, że oprych naprawdę poczuje...
Ostrze jednak wyprysnęło w górę, nie napotykając żadnego oporu. W izbie coś zaszurało,
zafurkotało i zaszeleściło nieznacznie. Aksamitna materia zsunęła się nagle z twarzy Gronostaj,
zniknął ciężar przyciskający ją do posłania. Dojrzała niewielką plamę cienia na skraju derki i bez
namysłu cisnęła w niego ostrzem. A w rzucaniu nożami była, góralskim zwyczajem, niezle
zaprawiona.. Coś pisnęło cienko, żałośnie.
Jak żbik skoczyła ku zdobyczy. I w jednej chwili wszystko zrozumiała.
Odmieniaj się! krzyknęła, triumfalnie podnosząc szczura za nasadę ogona.
Trzymała mocno. Poczuła na palcach krew, a zwierzę wiło się rozpaczliwie i usiłowało
capnąć ją zębami.
Odmieniaj się zaraz, pchlarzu, albo ci łeb o kamienie roztłukę! zagroziła.
Na te słowa szczur zjeżył się, syknął ostrzegawczo, a chwilę potem na skraju posłania
siedział mężczyzna o oczach koloru płynnego ognia.
I co teraz? rzucił kwaśno.
W mroku nie widziała go dobrze, ale wydało się jej, że obmacywał zraniony tyłek. Już
prawie chwyciła nóż, gdy z łatwością go jej wytrącił i przytrzymał ręce.
Raz się mogła podobna sztuczka udać, nie więcej powiedział pogodnie.
Ty łajdaku! rozszlochała się Gronostaj, niespodzianie ogarnięta wielką żałością. Ja
ci życie uratowałam, spod wronich dziobów cię wyrwałam, a jak mi się odpłacasz? Czarną
niewdzięcznością i złodziejstwem!
Uścisk na jej nadgarstkach wyraznie zelżał.
A jakem miał inaczej zdrowieć? burknął pod nosem. Co, tobie się zdaje, że łyk
gorzałki i kęs razowca wystarczą?
A ja? wrzasnęła przez łzy Gronostaj. Zima idzie! Ciebie twoi popod Sowimi
Górami przygarną, a ze mną co będzie? Mam z głodu zdechnąć?
Koza by na tej strawie nie wyżyła przez zimę, a co dopiero niewiasta!
Było nie żreć! Widzicie go, smakosza! Dość w wiosce zasobniejszych gospodyń i w
zapasy obfitszych, czemuś się tam na złodziejstwo nie wybrał?
Bo mnie żadna w gościnę nie prosiła odparł zwierzołak szczerze.
Samemu trza było wlezć! Było uczarować jakąś majętną babinę i u niej się w komorze
zalęgnąć.
Kiedy... bo mnie się bardziej tutaj podoba. Spokojnie, na uboczu. Nikt się nie wypytuje,
nikt za widły nie chwyta. Tyle że wedle jadła mogłabyś się, dziewczyno, lepiej zakrzątnąć.
Sam się zakrzątnij! Gronostaj oswobodziła dłonie z jego uścisku, odsunęła się nieco i
jęła rozcierać nadgarstki. Widzicie go, jaki obrotny! Chcesz żreć, to jazda do wioski! Jeszcze
koszyk dam, żebyś miał gdzie zbierać te półgęski, golonki i połcie wędzone, co ci je będą
gospodynie jedna przez drugą w łapy pchać. Cisnęła w niego steraną wiklinową kobiałką.
Czy wy, ludzie, zawsze musicie być tacy nieuprzejmi? sarknął szczurzy, zgrabnie
uchylając się przed pociskiem.
Ty złodzieju! wrzasnęła zacietrzewiona. Nie będziesz ty mnie uprzejmości uczyć,
okradłszy pierwej! Co się tobie zdaje, że ja jestem głupia? %7łe nie spostrzegłam, jak się nocką we
zmorę przemieniasz i dech ze mnie wyduszasz...?
Brednie i zabobon westchnął ciężko szczurak. Jak zwykle między wami.
Aha, i to też mi się pewnie jeno przywidziało, jak tu dokazujesz, a na fleciku grasz, by
jeszcze mię bardziej stumanić i zauroczyć? szydziła Gronostaj.
Ciebie to w ogóle, babo, trudno zauroczyć odparł cierpko zwierzołak. I jak cię tak
słucham, to coraz lepiej rozumiem, że nie warto.
Aż oniemiała na podobną bezczelność.
To trza się było pierwszej nocy zabierać! wykrztusiła wreszcie, bo głos dławiła jej
wściekłość. Nikt drogi nie zagradzał!
Kiedy tak cicho we śnie leżysz, to całkiem gładka z ciebie niewiasta i aż się prosi oko
dłużej zawiesić wyjaśnił pogodnie zwierzołak. Ale po przebudzeniu znać, żeś kłótliwa i
pyskata, a na dodatek zabobonna i ciemna niczym grabarz.
Tak? zaśmiała się piskliwie Gronostaj, sięgając znienacka pod posłanie, do skórzanego
pęcherza, gdzie zwykła trzymać niektóre ze swych zdobyczy. Wreszcie zmacała szklaną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]