[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wygląda to na niezłą zabawę - stwierdził Qwilleran.
W chwilę pózniej jednak zmienił zdanie, bo organizatorzy wypuścili w tłum
sporą porcję smrodliwego siarkowodoru.
- To wszystko ma symboliczne znaczenie - wyjaśniła pani Buchwalter. - Nie
musi pan się zgadzać z fatalistycznym przesłaniem, musi pan jednak przyznać, że
przemyśleli sprawę i potrafią znalezć odpowiednią ekspresję dla swych wniosków.
Rozległy się strzały, potem okrzyki, a następnie pośród widzów zapanowało
drobne zamieszanie. Trójka na rusztowaniu zaczęła dziurawić zielone baloniki, z
których na zgromadzony tłum posypały się krakersy.
- Mam nadzieję, że nie spuszczą nam na głowy tego miecza Damoklesa - rzekł
Qwilleran.
- Podczas happeningów nigdy nie wydarza się nic tak naprawdę
niebezpiecznego - pouczyła go pani Buchwalter.
- Nie, nic niebezpiecznego - dodał pan Buchwalter.
Publiczność ożywiła się, potrącane przez nią kartonowe wieże zaczęły się walić.
Z góry spłynął deszcz konfetti, a pózniej cały grad gumowych piłeczek, które
wysypano z plastikowego kubła. A potem...
- Krew! - rozległ się rozdzierający kobiecy głos.
Qwilleran natychmiast go rozpoznał i począł przepychać się przez tłum w tamtą
stronę.
Twarz Sandy Halapay ociekała czerwienią. Czerwone też były jej dłonie. Stała
bezradnie, a John Smith troskliwie wycierał ją swoją chusteczką. Zmiała się. Została
oblana keczupem. Qwilleran znów dołączył do Buchwalterów.
- Trochę to wymyka się spod kontroli - zauważył.
Tłum zaczął obrzucać gumowymi piłeczkami rusztowanie i organizatorów
happeningu.
Gumowe kule fruwały w powietrzu, odbijały się od rusztowania, potem od
ludzkich głów, nie czyniąc im szkody, i znów były ciskane przez rozentuzjazmowaną
publiczność. Muzyka rzęziła i jazgotała, światła zataczały obłąkańcze łuki.
- Dołożyć potworowi! - krzyknął ktoś i gumowe piłki zaczęły bombardować
Rzecz o wirujących oczach.
- Nie! - krzyknął Dziewiątka. - Przestańcie!
W błyskach światła widać było, że Rzecz zachwiała się niebezpiecznie.
- Przestańcie!
Wszyscy troje pobiegli, by uratować rzezbę. Deski rusztowania zadudniły.
- Uwaga!
To krzyknęła dziewczyna na huśtawce.
Tłum rozbiegł się w panice. Rzecz z ogłuszającym hukiem upadła na beton. A
za nią ciało, które roztrzaskało się o podłogę.
Rozdział dwunasty
W porannym wydaniu wtorkowej  Daily Fluxion" na pierwszej stronie pojawiły się
dwa artykuły Qwillerana.
 Z muzeum miejskiego zniknął bezcenny złoty sztylet, którego autorstwo
przypisuje się Celliniemu. Jego brak stwierdził strażnik, już ponad tydzień temu, ale
nie doniesiono o tym policji, dopóki nasz reporter nie zorientował się, że ten bezcenny
skarb nie znajduje się już w Sali Florenckiej. Dyrekcja muzeum nie potrafi udzielić
satysfakcjonującej odpowiedzi na pytanie, skąd wzięło się to opóznienie".
Drugi artykuł opowiadał o śmiertelnym wypadku.
 W poniedziałek wieczorem w szkole sztuk pięknych Pennimana zginął
tragicznie jeden z artystów. Miało to miejsce podczas programu z udziałem
publiczności zwanego happeningiem. Był to rzezbiarz, znany w środowisku pod
pseudonimem Dziewięć Zero Dwa Cztery Sześć Osiem Pięć; naprawdę nazywał się
Joseph Hibber.
Hibber przebywał na wysokim rusztowaniu w zaciemnionym pomieszczeniu;
podekscytowana publiczność sprawiła, że zaistniało zagrożenie upadkiem jednego z
rekwizytów pokazu.
Naoczni świadkowie donoszą, że Hibber usiłował przytrzymać obiekt, by nie
spadł on na widzów. Najwyrazniej stracił wtedy równowagę i spadł na betonową
podłogę znajdującą się ponad osiem metrów w dole.
Pani Sadie Buchwalter, żona Franza Buchwaltera, wykładowcy uczelni, doznała
obrażeń, ponieważ uderzyła ją gałka, która oderwała się od spadającego obiektu w
chwili jego upadku. Jej obecny stan nie budzi niepokoju.
Wypadkowi przyglądało się około trzystu osób, studentów, wykładowców oraz
miłośników sztuki".
Qwilleran rzucił gazetę na kontuar w barze klubu prasowego, gdzie umówił się
z Archem Rikerem na wpół do szóstej.
- Wypadek - stwierdził - ale ktoś mógł go popchnąć.
- Wszędzie doszukujesz się zbrodni - zauważył Arch. - Jedno morderstwo nie
wystarcza ci do szczęścia?
- Nie wiesz tego co ja.
- No, to dawaj. Co to był za facet?
- Bitnik, który chyba dość lubił Zoe Lambreth. Ona też darzyła go sporą
sympatią, chociaż gdybyś zobaczył tego gościa, trudno byłoby ci uwierzyć - dzikus,
prosto z miejskiego wysypiska.
- Z kobietami nigdy nic nie wiadomo - oznajmił Arch.
- Muszę jednak przyznać, że miał coś w sobie.
- A kto miałby go popchnąć?
- No cóż, myślę o tej rzezbiarce, Butchy Bolton. Miała swoje powody. Wygląda
na to, że Butchy była zazdrosna o przyjazń tego bitnika z Zoe, do tego dochodziła zaś
zawiść zawodowa. Miał dużo lepsze recenzje niż ona. No i powtarzam, Butchy darzy
Zoe czymś więcej niż tylko przyjaznią.
- Aha, to jedna z tych!
- Zoe próbowała ją odprawić - delikatnie - ale Butchy ma w sobie tyle
delikatności co buldog. Jeszcze jedna rzecz jest ciekawa: zarówno Butchy, jak i
Dziewiątka, czyli ten nieboszczyk, mieli poważny motyw, żeby ukatrupić Lambretha.
Przypuśćmy, że jedno z nich to zrobiło; czy w takim razie Butchy doszła do wniosku,
że Dziewiątka jest groznym dla niej rywalem, jeśli chodzi o względy Zoe, i zepchnęła
go tamtej nocy z rusztowania? Wszystkie trzy znajdujące się na rusztowaniu osoby
pobiegły, żeby przytrzymać rzezbę. To była wyśmienita okazja. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •