[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Inaczej, wbrew temu, co myślisz, mo\e dojść do tragedii.
Do jakiej znów tragedii?
Parę dni temu kilku miłych, małych chłopców wyjęło swoją siostrzyczkę z wózka i wrzuciło
do rzeki. Dziecko za bardzo obcią\ało mamusię obowiązkami, powiedzieli malcy. Przypuszczam,
\e szczerze w to wierzyli.
Arthur Franklin popatrzył na niego zdziwiony.
Masz na myśli zazdrość, tak?
Oczywiście.
Mój drogi Baldy, Laura nie jest zazdrosnym dzieckiem. Nigdy nim nie była.
Skąd wiesz? Zazdrość z\era człowieka od środka.
Laura nigdy nie dawała po sobie niczego poznać. To bardzo słodkie, subtelne dziecko, lecz
powiedziałbym, \e jest pozbawiona jakichś głębszych uczuć.
Powiedziałbyś! prychnął pan Baldock. Jeśli chcesz wiedzieć, ty i Angela nie macie
najmniejszego pojęcia o własnym dziecku.
Arthur Franklin uśmiechnął się dobrodusznie. Był przyzwyczajony do sposobu bycia Baldy ego.
20
Nie będziemy spuszczać z niej oka, jeśli to cię martwi. Napomknę Angeli, aby była ostro\na.
Powiem jej, \eby nie robiła zbyt wiele zamieszania wokół noworodka, a trochę bardziej zajęła się
Laurą. To powinno okazać się skuteczne. Dodał z nutą zaciekawienia: Od zawsze
zastanawiam się, co te\ takiego widzisz w Laurze. Ona&
W niej tkwi zapowiedz bardzo niezwykłego i wyjątkowego ducha powiedział pan Baldock.
Tak mi się przynajmniej zdaje.
Có\& porozmawiam z Angelą. Lecz ona zapewne to wyśmieje.
Angelą, ku zaskoczeniu mę\a, nie wyśmiała tego.
Wiesz, jest coś w tym, co on mówi. Psycholodzy dziecięcy są zgodni co do tego, \e zazdrość o
nowe dziecko jest naturalna i prawie nieunikniona. Chocia\, doprawdy, nie zauwa\yłam ze strony
Laury \adnych oznak tak skrajnych uczuć. Ona jest pogodnym dzieckiem, a przy tym nie sprawia
wra\enia szalenie przywiązanej do mnie. Muszę postarać się dać Laurze odczuć, \e zale\y mi na
niej.
I tak, mniej więcej tydzień pózniej, kiedy Frankli nowie wybierali się podczas weekendu
odwiedzić pewnych starych przyjaciół, Angelą powiedziała do Laury:
Będziesz uwa\ała na dziecko, kiedy nas nie będzie, prawda Lauro? Przyjemnie mieć tę
świadomość, \e się zostawia wszystko pod twoim bacznym okiem. Widzisz, niania jest u nas od
niedawna.
Słowa matki ucieszyły Laurę. Sprawiły, \e poczuła się odpowiedzialna i wa\na. Jej mała, blada
twarzyczka pojaśniała.
Niefortunnie cały efekt poszedł na marne prawie natychmiast, a to za sprawą rozmowy między
nianią a Ethel, którą przypadkiem podsłuchała w pokoju dziecinnym.
Rozkoszny bobasek, nieprawda? powiedziała Ethel, z szorstką czułością poszturchując
niemowlę palcem. Nasze królewiątko. śe te\ panienka Laura wcią\ jest takim bezbarwnym
stworzonkiem. Nic dziwnego, \e tatuś i mamusia nigdy nie upodobali jej sobie tak jak panicza
Charlesa, a teraz to maleństwo. Panienka Laura, nie powiem, milutkie dziecko, ale nic poza tym.
Tego wieczoru Laura uklękła przy swoim łó\ku do modlitwy.
Pani w Niebieskim Płaszczu nie zajęła się jej intencjami, zatem Laura ruszyła po posiłki do
kwatery głównej.
Proszę, Panie Bo\e modliła się niech dziecko prędko umrze i pójdzie do nieba. Bardzo
prędko.
Weszła do łó\ka. Waliło jej serce; czuła się winna i niegodziwa. Zrobiła to, przed czym
przestrzegał ją pan Baldock, a pan Baldock to bardzo mądry człowiek. Nie przejmowała się świecą
zapaloną dla Pani w Niebieskim Płaszczu; pewnie dlatego, \e od początku nie bardzo wierzyła, by
z tego coś wynikło. I nie widziała nic złego w przyniesieniu Josephine na taras. Przecie\ nie
wło\yła kota do wózka. To, naturalnie, byłoby niegodziwe. Lecz gdyby tak Josephine sama, z
własnej woli& ?
Tej nocy, jednak\e, przekroczyła Rubikon. Bóg jest wszechmogący&
Dygocząc lekko, zasnęła.
ROZDZIAA PITY
1
Angela i Arthur Franklinowie wsiedli do samochodu i odjechali do przyjaciół.
W pokoju dziecinnym nowa niania, Gwyneth Jones, kładła niemowlę do łó\ka.
Niania była tego wieczoru niespokojna. Ostatnio miała jakieś przeczucia, a tego wieczoru& Za
du\o sobie wyobra\am, powiedziała do siebie. Tak, to kwestia wyobrazni, nic więcej. Czy\ lekarz
nie uspokajał jej, \e ataki mogą się ju\ nigdy nie powtórzyć?
Miała je, będąc dzieckiem, a potem nie działo się nic a\ do tamtego strasznego dnia&
21
Jej ciotka nazwała tamte dziecięce ataki drgawkami związanymi z ząbkowaniem. Jednak lekarz
u\ył innej nazwy. Powiedział wyraznie i bez ogródek, co to za choroba. Oświadczył całkiem
stanowczo, \e nie powinna zajmować się niemowlętami ani dziećmi. To mogłoby się okazać
niebezpieczne.
Ale przecie\ wykosztowała się na naukę. To był jej zawód; znała się na swojej pracy, miała
odpowiednie świadectwa, była dobrze opłacana, no i lubiła opiekować się dziećmi. Rok minął, a
kłopoty się nie powtórzyły. Czysty nonsens, lekarz ją tylko postraszył.
Tak więc napisała do biura (do innego tym razem) i wkrótce znalazła miejsce. Była szczęśliwa, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]