[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciebie na pięć kroków.
Mówiła tak, jakby była pochłonięta myślą o czymś innym.
- Nonsens. Mo\e pozostały jej resztki dziecinnego zadurzenia, jakim do mnie pałała
mając dwanaście lat. To wszystko.
Mimi potrząsnęła głową.
- Mylisz się, ale mniejsza o to. - Usiadła z powrotem koło mnie na łó\ku. - Musisz mi
pomóc.
- Ale\ oczywiście - odparłem. - Jesteś delikatnym kwiatkiem, potrzebującym opieki
silnego męskiego ramienia.
- Ach, o to ci chodzi. - Zrobiła ręką ruch w kierunku drzwi. - Chyba nie będziesz... nie
powiesz mi, \e nigdy o czymś takim nie słyszałeś, \e nigdy tego nie widziałeś i sam nie
robiłeś. Zawracanie głowy. - Uśmiechnęła się tak jak przedtem, z głębokim namysłem w
oczach i lekko wydętymi wargami. - Chcesz Dorotę, to ją bierz, tylko błagam cię, nie zrób się
sentymentalny. Zresztą mniejsza o nią. Jasne, \e nie jestem delikatnym kwiatkiem. Nigdy
mnie o to nie posądzałeś.
- Nigdy - zgodziłem się.
- Więc widzisz - powiedziała z odcieniem stanowczości.
- Co widzę?
- Przestań się tak idiotycznie krygować. Zwietnie wiesz, o co mi chodzi. Rozumiesz
mnie równie dobrze jak ja ciebie.
- Mo\e. Ale jeśli chodzi o krygowanie, to raczej ty...- Wiem, wiem. To była gra, ale
teraz nie udają. Ten sukinsyn zrobił ze mnie idiotkę, Nick, skończoną idiotkę. A teraz, kiedy
sam jest w tarapatach, chce, \ebym mu pomogła. Ju\ ja mu pomogę. - Poło\yła mi dłoń na
kolanie i wbiła ostre paznokietki. - Ci policjanci, oni mi nie wierzą. Co robić, \eby uwierzyli,
\e nie kłamię? śe nie wiem o tym morderstwie nic prócz tego, co im powiedziałam?
- Prawdopodobnie nic się nie da zrobić - odrzekłem wolno. - Tym bardziej \e
Jorgensen powtórzył tylko to, co mi sama mówiłaś przed paroma godzinami.
Wstrzymała dech i znowu wbiła mi paznokcie.
- Powtórzyłeś im to?
- Jeszcze nie.
Odetchnęła z ulgą. Zdjąłem jej rękę ze swojego ko-
- I oczywiście nie powtórzysz, prawda?
- Niby dlaczego?
- Bo to nieprawda. Ja kłamałam, kłamałam, nic nie znalazłam, absolutnie nic.
- Wracamy do punktu wyjścia. Wierzę ci tak samo jak przedtem. I co się stało z tymi
naszymi dobrymi stosunkami? Mieliśmy się nawzajem rozumieć, miało nie być krygowania,
gierek, udawania.
Uderzyła mnie lekko po ręce.
- Ju\ dobrze. Znalazłam coś, nic wa\nego, ale znalazłam. Tylko \e nie mam
najmniejszego zamiaru zdradzać się z tym, \eby pomóc temu sukinsynowi. Rozumiesz, co
czuję, Nick. Czułbyś to samo na moim miejscu.
- Być mo\e - odparłem - ale tak jak sprawy stoją, nie widzę \adnego powodu, \eby się
z tobą sprzymierzać. Twój Chrystianek nie jest bynajmniej moim wrogiem i nic mi z tego nie
przyjdzie, \e ci pomogę wpakować go do kryminału.
Westchnęła.
- Długo się nad tym zastanawiałam. Nie myślę, \eby pieniądze, jakie ci mogę
zaofiarować, miały teraz dla ciebie jakieś znaczenie. - Uśmiechnęła się przewrotnie. - Moje
piękne białe ciało te\ nie. Ale czy ci nie zale\y na ratowaniu Clyde a?
- Nie powiedziane. Roześmiała się.
- Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć.
- Mo\e to, \e nie wierzę, aby potrzebował ratowania. Policja nie ma przeciwko niemu
\adnych dowodów. Jest narwany, był w Nowym Jorku w dniu zabójstwa Julii, która go
kantowała: to jeszcze za mało, \eby go aresztować.
Roześmiała się znowu.
- A jeśli ja się do tego przyło\ę?
- Czy ja wiem? Co masz przeciwko niemu? - zapytałem, po czym ciągnąłem dalej, nie
czekając na odpowiedz, której się nie spodziewałem: - Zresztą cokolwiek masz, jesteś głupia,
Mimi. Jeśli chcesz pogrą\yć Chrystiana, wystarczy ci bigamia. Trzymaj się tego. Nie ma...
Uśmiechnęła się słodko.
- Ale\ ja to trzymam w rezerwie na wypadek, gdyby...
- Gdyby mu się udało wykręcić od zarzutu morderstwa? Ten numer ci nie przejdzie,
moja panienko. Mo\esz go wpakować do więzienia, powiedzmy, na trzy dni. Tyle czasu
potrzeba prokuratorowi na przeprowadzenie wstępnych przesłuchań i przekonanie się, \e
Jorgensen nie jest mordercą Julii, a ty zrobiłaś z pana prokuratora durnia. I kiedy potem
wyskoczysz ze swoją bigamią, ka\e ci się powiesić i odmówi prowadzenia dalszego śledztwa.
- Nie mo\e tego zrobić, Nick.
- Owszem, mo\e i zrobi - zapewniłem ją. - A jeśli się jeszcze dogr\ebie, \e ukryłaś
jakieś istotne dowody, to ju\ na pewno ci tego nie puści płazem.
Zagryzła dolną wargę, po czym spytała:
- Nie nabierasz mnie?
- Mówię ci dokładnie, co nastąpi. Chyba \e prokuratorzy bardzo się zmienili od moich
czasów.
Znowu zagryzła dolną wargę.
- Nie chcę, \eby się z tego wykaraskał - powiedziała w końcu. - Ale nie chcę się tak\e
sama wpakować w kabałę. - Podniosła na mnie wzrok. - Jeśli mnie okłamujesz, Nick...
- Nic na to nie poradzisz. Mo\esz mi wierzyć albo nie.
Uśmiechnęła się, poło\yła mi dłoń na policzku, pocałowała w usta, po czym wstała.
- Jesteś taki drań. Ale trudno, wierzę ci. Przespacerowała się tam i z powrotem po
pokoju.
Oczy jej błyszczały, na twarzy malowało się przyjemne podniecenie.
- Zawołam Guilda - zaproponowałem.
- Nie, poczekaj. Wolałabym... wolałabym, \ebyś najpierw powiedział, co o tym
sądzisz.
- Dobrze, ale bez \adnego blazowania.
- Boisz się własnego cienia - odparła. - Ale nie ma obawy, nie zrobię oi kawału.
Odrzekłem, \e się cieszę i \e wobec tego mo\e by mi wreszcie pokazała, co ma do
pokazania.
- Tamci ju\ się pewnie niecierpliwią.
Okrą\yła łó\ko kierując się do szafy ściennej, otworzyła drzwi, rozsunęła wiszące
ubrania i zanurzyła rękę w głębi.
- Dziwne - powiedziała.
- Dziwne? - Wstałem. - Boki zrywać. Guild będzie się tarzał ze śmiechu.
- Nie bądz taki w gorącej wodzie kąpany - powstrzymała mnie. - Ju\ znalazłam.
Obróciła się do mnie ze zwiniętą chusteczką w dłoni. Kiedy się zbli\yłem, rozwinęła
chusteczkę, pokazując mi urwaną dewizkę długości jakichś dziesięciu centymetrów, z
umocowanym na końcu małym złotym scyzorykiem. Chusteczka była damska, widniały na
niej brudne plamy.
- No? - zapytałem.
- Miała to w ręce. Spostrzegłam, kiedy zostałam z nią sama. Od razu poznałam, \e to
Clyde a, więc zabrałam.
- Pewna jesteś?
- Tak - odparła niecierpliwie. - Patrz, dewizka składa się ze złotych, srebrnych i
miedzianych kółek.
Kazał ją zrobić z pierwszego wytopu metali dokonanego tą jego metodą. Ka\dy, kto
go zna choć trochę, potrafi ją zidentyfikować. Nie ma drugiej takiej na świecie. - Obróciła
scyzoryk, \eby mi pokazać wygrawerowane litery C. M. W. - jego inicjały. Scyzoryka nigdy
nie widziałam, ale dewizkę poznałabym wszędzie. Clyde nosił ją od lat.
- Potrafiłabyś ją opisać z zamkniętymi oczami?
- Oczywiście.
- To twoja chusteczka?
- Tak.
- A te plamy to krew?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]