[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gabrysie, bezwstydnice jedne.
Wyciągnął zza pazuchy wymięte duże zdjęcie, prezentując je coraz bardziej
rozbawionemu tłumowi. Na zdjęciu był rozanielony Józiek, trzymający na plecach
roześmianą Gabrysię w skąpej bieliznie. Chłopaki ryknęli śmiechem, starsi
z wielkim trudem usiłowali się powstrzymać. Wawrzyńca to nie obeszło.
 Przysłała mu bezwstydnica z jakimś listem  kontynuował.  Przy sobie
trzymam jako ten& dowód rzecowy, od niczego.  Znowu świsnął batem nad
pokornym Józkiem.  Wybije ci raz-dwa ze łba tom Gabrysie. Za Iwonke sie tak
samo było wziąć, toby w domu siedziała i krowy doiła.
Gdy zamilkł na chwilę, by nabrać powietrza w płuca, kobiecie przy maluchu udało
się w końcu odezwać:
 Panie, ale co ja ma z tym wszystkim wspólnego. Cudem adres zdobyłam,
najezdziłam się w tę i z powrotem, wreszcie Jamroza odnalazłam, a pan&
Karasiński splunął ostentacyjnie, słysząc to nazwisko.
 Jamroza?! Macie rację, Wawrzyniec, nie ma co za dużo obcych tu wpuszczać.
Podszedł bliżej do zdesperowanej kobiety i przyjrzał jej się chytrym wzrokiem.
 A paniusia to znajoma jaka? Rodzina& ?
 A broń Boże!  zaprzeczyła gwałtownie.  Wielką krzywdę mojej rodzinie
wyrządził, to przyjechałam się upomnieć&
 A o co konkretnie?  dopytywał ciekawski.
 Już tylko o to, o co się jeszcze da. Chcę odkupić kolekcję, którą syn nam z domu
wyniósł. Właściwie, żadna tam kolekcja, taka pamiątka rodzinna. Dla męża wiele
znaczyła, odziedziczył ją po ojcu, a ten znowu po swoim& Nieważne!  Machnęła
ręką.  Mąż przypłacił to zawałem, leży w szpitalu& Zdobyłam pieniądze, chcę
odkupić& Dla Jamroza to przecież nic nie znaczy, a chyba nie jest aż takim
potworem&
 %7łeby się pani czasem nie zdziwiła  skomentował sołtys.
Karasiński chwycił konia za uzdę i zmusił do ruszenia z miejsca. Wawrzyniec,
tracąc równowagę, przewrócił się w deski.
 Wio, wiśta!  krzyknął Karasiński.  Złap lejce, Wawrzyniec, nie wytrzeszczaj
ślepiów, pózniej se będziesz protestował. Paniusia z pretensjami do tego łobuza
musi dojechać. Do rzecki  instruował kobietę  a stamtąd wedle zakola na prawo
i już będzie widać namioty&
 Namioty?  zdziwiła.
 A tak se wczasują w namiotach, dzikusy  zakończył.
Dopiero gdy kobieta ruszyła i oddaliła się w stronę rzeki, ktoś sobie przypomniał,
że Mundek już od paru dni nie przychodzi do sklepu po wódkę i piwo, to pewnie
gdzieś pojechał.
 Może dopilnować lewych interesów, żeby było się za co znowu bawić nad rzeką
 mruknął Karasiński, machnął ręką na Kubę i odeszli, a za nimi cała wieś.
Nie minęło dziesięć minut, jak kobieta wróciła znad rzeki. Widać było po jej
minie, że nic nie wskórała.
 Dlaczego jeden człowiek robi drugiemu krzywdę?  spytała Dzidzia, gdy
maluch minął nas i zginął w tumanach kurzu pod lasem.
 Nie wiem  odparłem.  Nie zadawaj naiwnych pytań.
***
Wiele razy w dorosłym życiu, które w pewnym momencie nabrało morderczego
tempa, a fart, wypominany przez twojego przyjaciela Czarka Sobotę, przegrywał
z porażkami, odnajdywałeś w pamięci tamte ostatnie dni nieokiełznanej beztroski,
kiedy wszystko zdawało się możliwe. Nie przeszkadzał nawet fakt, że Dzidzia
na oczach wszystkich została uznana przez przyjaciółkę starszej siostry za kobietę
i już nikt, pamiętając, jak z dziecinną jeszcze niewinnością prezentowała
uwodzicielską bieliznę, nie mógł temu zaprzeczyć. Miałeś jej trochę za złe, że
znienacka wyprzedziła cię w rozwoju fizycznym, pocieszałeś się jednak natychmiast
 przyznając rację Kamili  że duchowo to ty stoisz o kilka szczebli wyżej. Czytałeś
Dostojewskiego i Millera, rozmyślając nocami o pokrętnej naturze ludzkiej, podczas
gdy Dzidzia wciąż rozmawiała z aniołami i od rana do nocy cieszyła się
bezwarunkowym szczęściem, nie wnikając, skąd owo szczęście się bierze lub też
z czego wynika. Wszystko to jednak nie przeszkadzało wam spędzać razem każdej
możliwej chwili i z dziecięcą zachłannością przyglądać się światu w dolinie rzeki.
Kilka przecznic od domu każesz jednak taksówkarzowi zawrócić, gdy za którymś
razem, przysypiając, uderzasz głową o szybę. Od pięćdziesięciu sześciu godzin nie
zmrużyłeś oka. Ubranie nieprzyjemnie klei ci się do ciała. Co ty wyprawiasz?
W takim stanie chcesz stanąć przed Nadią, Kamilą i całym złem, które  czujesz to
 dopiero teraz prawdziwie i głęboko cię dotyka? Co zrobisz? Zwalisz się z nóg, jak
tylko postawisz stopy na ziemi, nic więcej. Do niczego więcej nie jesteś zdolny,
marna fizycznie istoto.
Dwie godziny. Nie! Trzy, poprawiasz się natychmiast, mówiąc taksówkarzowi,
żeby za trzy godziny znowu po ciebie przyjechał. Potem wchodzisz do smutnego
mieszkania pełnego samotnych i bezsennych nocy, do bezbarwnych, bezwonnych
czterech ścian, które były dotąd tylko schronieniem przed zimnem bądz upałem,
niczym więcej. I niczym więcej już nie będą. Kąpiel, łóżko i trzy godziny
kamiennego snu. Gdy po trzech godzinach w świeżym ubraniu i z torbą pełną
niezbędnych rzeczy zamykasz drzwi, postanawiasz, że bez względu na wszystko, co
się stało i co jeszcze się stanie, nigdy tu nie wrócisz.
Wtedy, nie dociekając przyczyn, które w jednej chwili skłoniły cię do podjęcia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •