[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Vincent? - Otrzezwiał na dzwięk jej głosu. Stała
na poboczu drogi za mostkiem, chcąc przepuścić samo
chód. Kiedy zahamował, podeszła i otworzyła drzwicz
ki. - Szukałeś mnie?
Pytaniem tym stawiała go w dwuznacznej sytuacji.
Czy miał skłamać i zaprzeczyć, ponieważ czuł, że prze
bywanie z nią sam na sam było czymś niewłaściwym?
Nachyliła się i poczuł, że nie potrafi się obronić przed
jej czystym, ufnym spojrzeniem.
- Tak - przyznał napiętym tonem. - Myślałem, że
jesteś w domu, na dole, ale Etvige powiedziała, że już
wyszłaś.
- Postanowiłam pójść do kościoła, skupić się i po
myśleć, co dalej.
Być może i on tego potrzebował.
- A gdybyśmy tak najpierw przejechali się trochę
i porozmawiali? Potem wstąpiłbym z tobą do kościoła.
Odczuł w niej wahanie, lecz wsiadła do samochodu.
Vincent zakręcił i zawrócił przez mostek.
- Skoro tu jesteś, powinnaś zobaczyć pewien zaką
tek. To niedaleko, nad rzeką. - Skręcił i przez pewien
RS
czas jechali przez pola i winnice. Zatrzymał wóz
w miejscu, z którego roztaczał się widok na zakole rzeki
Dordogne. Rzędy upraw schodziły nad samą wodę.
Prąd był tu łagodny, rzeka lśniła jak lustro. Odbijały się
w niej drzewa i obłoki.
Vincent zerknął na Hallie, ciekaw jej wrażenia. Nie
wiadomo dlaczego zapragnął, by odebrała ten widok tak
samo jak on.
- Ależ tu pięknie! - powiedziała z zachwytem. - Aż
wierzyć się nie chce. Po prostu bajecznie. - Podniosła
wzrok. - Czy to tutaj...
- Nie. Nigdy tu nie przychodziliśmy pływać. Tutaj
jest za głęboko i niebezpiecznie.
- Nie było moją intencją przypominać ci Arlette -
zapewniła cicho. - Nie jestem aż tak nietaktowna. Po
myślałam, że może było to twoje ulubione kąpielisko
i pływałeś tu z kolegami.
Boże wielki! Co się z nim działo?!
- Przepraszam cię, Hallie, jeśli poczułaś się urażona.
Teraz, kiedy moje dzieci znają już prawdę o swojej matce,
chciałbym na zawsze zamknąć tamten rozdział życia.
- Nie mam do ciebie pretensji.
- Ale czy potrafisz mi wybaczyć?
Podniosła głowę i zobaczył, że płoną jej oczy.
- Jak w ogóle możesz pytać? Czy nie rozumiesz, że
jestem twoim przyjacielem?
Przyjaciel... Odczuł palące pragnienie, by była dla
niego kimś więcej niż przyjazną duszą. Pragnął...
- Opowiedz, jak zareagował Paul. %7łałował, że zbu
rzyłeś mu obraz matki?
RS
Vincent oddychał ciężko.
- Przyjął wszystko łatwiej, niż mogłem sobie wyob
razić.
- Monique też. Przed snem, po długiej rozmowie ze
mną, powiedziała: Nie ma nikogo takiego jak nasz
tato".
Poczuł, że zapiekły go oczy.
- Dziękuję, że mi to powtórzyłaś. Chciałbym, żeby
i reszta spraw potoczyła się tak gładko. - Zacisnął palce
na kierownicy.
- Nie rozumiem... Myślałam, że Paul ci wybaczył.
Coś nie tak? Przecież dogadaliście się. Nie?
- Prawda jest taka, że osiągnęliśmy pewne porozu
mienie, a raczej tyle, że mój syn uznał, iż w ogóle ist
nieję. Niestety, obawiam się, że będziemy musieli od
rzucić założenia doktora Maurisa i obmyślić własną ta
ktykÄ™.
- Dlaczego?
- Ani doktor, ani ja, rozmawiajÄ…c w szpitalu, nie
wiedzieliśmy o pewnej bardzo istotnej sprawie...
O tym, że byłaś mężatką.
Od kiedy się poznali, uderzał go zawsze jej zewnę
trzny spokój. Dopiero teraz, widząc, jak Hallie zaciska
kurczowo dłonie, zrozumiał, że i ona ledwie nad sobą
panuje. Wiedział wszystko o takim stanie ducha i z nie
wiadomych przyczyn ucieszył się, że ją również mogło
coś wytrącić z równowagi.
- Paul wie, że jesteś kobietą z krwi i kości. Utwier
dza go to w przekonaniu, że nie jest ci pisane życie
w klasztorze. Twoje potrzeby duchowe i zainteresowa-
RS
nia uznaje za wyzwanie dla siebie, nie za przeszkodÄ™.
Dał mi do zrozumienia, że zamierza stad się dla ciebie
kimś, kto przesłoni ci pamięć o mężu, którego kochałaś.
%7łe zrobi wszystko, żeby zając w twoim sercu jego
miejsce.
RS
ROZDZIAA SZÓSTY
Co za ironia losu, gorzka ironia! Paul miał nadzieję
na coś, co nigdy nie miało się stać. Co stać by się nie
mogło. Zwłaszcza w sytuacji, gdy co noc w swoich
snach Hallie widziała twarz jego ojca. Gdy nasłuchiwała
jego głosu na schodach, gdy elektryzował ją byle do
tknięciem.
Wysiadła z samochodu i zeszła nad wodę.
Minął rok od śmierci Raula, gdy zaczęła przyłapy
wać się na tym, że nie potrafi dokładnie przypomnieć
sobie jego twarzy. Budziło to w niej tak ogromny smu
tek, że w końcu zwierzyła się z tego Gaby. Gaby była
właściwą osobą do takich wynurzeń, gdyż wiedziała, co
znaczy stracić męża. Jej własny zginaj w wypadku na
łodzi. Uspokoiła Hallie, że to, co po kolei przeżywała
i przeżywa - niemożność pogodzenia się ze śmiercią
najbliższego człowieka, gniew, ból, poczucie winy -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]