[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czuła bezmierny smutek. Cała jej radość gdzieś się ulotniła.
- Słyszałem o pewnej willi do wynajęcia w pobliżu Mento-ny. W tym sezonie miasto
jest spokojne. Sami emeryci. Ale będziemy niedaleko Nicei. A przede wszystkim ty będziesz
mogła spokojnie pracować. Zresztą w listopadzie będę musiał wyjechać prawie na miesiąc.
Przeniknął ją chłód. A więc szykuje się zerwanie. Okresy nieobecności Jacques'a były coraz
dłuższe. Może poznał jakąś inną dziewczynę? Może zapraszał Susan na Lazurowe Wybrzeże,
bowiem uważał, że ma obowiązek odczekać, aż ukończy powieść, i dopiero potem się jej
pozbyć?
Ta myśl była nie do zniesienia.
A może chodzi o jakąś dawną miłostkę, z której nie może się wyplątać ?
- Mentona to bardzo dobry pomysł, Jacques - usłyszała swój własny niepewny głos.
Piwniczy odkorkował butelkę. Nalał jej kieliszek. Nim zdążył przechylić butelkę nad
kieliszkiem Jacques'a, ona wychyliła swój jednym tchem. Piwniczy spojrzał na nią
zaskoczony i bez zapału napełnił na nowo jej kielich.
Jacques patrzył akurat w drugą stronę. Nagle zwrócił się ku
niej i powiedział:
 Moglibyśmy wyjechać w poniedziałek. Co o tym sądzisz? Przedtem muszę zadzwonić do
właściciela willi.
 Sądzę, że to wspaniała myśl. Dla mnie będzie to okazja do pokazania się w tych
wszystkich nowych toaletach, które sobie zafundowałam - próbowała żartować.
- Doskonale! Wypijmy za Mentonę.
Podnieśli kieliszki. Susan znów wypiła jednym tchem. Czuła się trochę zawiana, to dobrze.
Poprosiła o jeszcze jeden kieliszek szampana. Jacques przyglądał się jej z ciekawością.
Kabaret opuścili o trzeciej nad ranem. Susan ledwie trzymała się na nogach. Jacques musiał ją
wziąć pod ramię. Wstając od stołu, przewróciła kubełek z lodem i oblała sobie nogi lodowatą
wodą. Wilgotna mgiełka przesłaniała jej oczy i tylko to nie pozwoliło jej dostrzec ironicznych
spojrzeń personelu lokalu. Bateria instrumentów, w której dominował ogromny kocioł, biła w
uszy, aż pękały skronie. Jednakże kiedy wychodzili, perkusista nieco przycichł i to pozwoliło
Susan usłyszeć, jak Jacques szepcze jej do ucha:
- Skończona idiotka. Myślałaś, że chcę cię rzucić? Stanęła na chodniku i zaczęła niemądrze
płakać.
By uniknąć weekendowego tłoku na drogach, udali się następnego dnia, w piątek, na
cmentarz Thiais. Kupili dwie ogromne wiązanki kwiatów i złożyli na grobie Marcelle. Były to
jedyne kwiaty, jakie zdobiły świeżo usypany wzgórek.
 Czy ona nie miała rodziny? - zapytała Susan.
 W policji mi powiedziano, że nie. Ale poszukiwania jeszcze trwają.
Opuściwszy cmentarz, Jacques zaszedł do kamieniarza i zamówił nagrobek oraz krzyż.
Omówił wszystkie szczegóły wykonania i z góry zapłacił całą należność.
Gdzieś w Maroku. Pazdziernik 1968
 Herbaty miętowej, Harry? Shulz był zaskoczony.
 Tyś... Jakże to wy, Francuzi, powiadacie?... zdziadział? Paul Languemouille uśmiechnął
się wyrozumiale.
- Właśnie. Ale cóż chcesz, trzeba się dostosować do klimatu. Gestem ręki wskazał
olbrzymi pokój w typowym stylu mauretańskim z podłogą pokrytą luksusowymi dywanami z
Kairuanu.
- Niezłe, co?
Shulz przytaknął ruchem głowy.
- Daj mi raczej whisky, Paulo.
Paul Languemouille (bardziej znany jako Paulo Lang, swoje bowiem prawdziwe nazwisko
uważał za śmieszne) strzelił palcami w stronę służącego w egzotycznym stroju, który
schyliwszy głowę czekał na rozkazy.
- Herbata i whisky. Służący zniknął bez słowa.
 Masz też harem? - zapytał z ironią Shulz. - Emil gra wielkiego burżuja, a ty - księcia z
tysiąca i jednej nocy.
 Przestań pieprzyć, Harry. Wierz mi, za skrawek nieba nad Saint-Ouen oddałbym całe
słońce tego kraju. To słońce przyprawia mnie o mdłości. Czego tu mi brakuje, to paryskiego
deszczu.
Harry Shulz rozumiał go dobrze. On, który lubił tylko Nowy Jork, zgadzał się z Paulem
Langiem w tym umiłowaniu wielego miasta, jakiego doznają ludzie, których dzieciństwo
upły-ło w dzielnicach biedoty zimnych metropolii Północy. Ale oto już zjawił się służący i
bezszelestnie i z wprawą roz-awiał na niskim stoliku specjały przyniesione na ciasno zasta-
ionej tacy. Paulo Lang, chrupiąc orzeszki pistacjowe, przyglą-ał się z ciekawością Shulzowi. -
Musisz mieć bardzo ważną sprawę, Harry, jeżeli wybrałeś się aż w taką podróż.
Shulz wyłożył mu pokrótce cel swojej wizyty. Paulo nie robił żadnych uwag. Aakomie
mlaskając językiem popijał herbatę z mięty. Shulz patrzył z obrzydzeniem, nie znosił bowiem
napojów, które kojarzyły mu się z rumiankiem, ten bowiem znowu w przykry sposób
przypominał mu ospę, różyczkę, koklusz, świnkę i inne choroby z dzieciństwa.
Fakt, że Paulo Lang był jeszcze przy życiu, Harry Shulz uważał za prawdziwy cud.
Wyszedłszy najpierw cało z fantastycznej wprost wpadki w gestapo przy ulicy Lauriston,
pózniej w momencie wyzwolenia umknął oddziałom egzekucyjnym i przystał do gangu
Zwariowanego Piotrusia. Potem kilka lat spędził w więzieniu Fresnes. Sprawę umorzono.
Seria udanych napadów i wkrótce stał się właścicielem ogromnej fortuny. Kiedy rozpoczął się
wielki francuski boom turystyczny na Hiszpanię, ulokował kapitał w nieruchomościach,
których ceny wkrótce poszły fantastycznie w górę. Jednocześnie z powodzeniem inwestował
w hotelarstwo w Maroku, potem zajął się urządzaniem pewnych lokalików, bardzo zresztą
przytulnych. Trzeba je było należycie meblować, musiał więc zająć się importem idiotek,
gorliwych czytelniczek France-Dimanche, które wyobrażały sobie, że sam król Hassan
rozwiedzie się dla ich pięknych oczu. Było też kilka owocnych afer również na terenie
Francji.
Na nieszczęście, Paulo, chcąc mieć ciche zezwolenie na działanie na terenie Francji, musiał
przyłożyć ręki do paru operacji polityczno-policyjnych, niekiedy udanych, jak na przykład
akcja przeciw OAS. Jednakże ostatnia akcja, porwanie politycznego lidera z Afryki
Północnej, zakończyła się fatalnie, przede wszyst
kim zaś narobiła wielkiego hałasu. Poszukiwany przez wszystkie policje Francji, Paulo Lang
znalazł schronienie w Maroku, gdzie korzystał z wpływowych protekcji i żył jak pasza.
Harry Shulz dolał sobie do whisky wody sodowej i wrzucił dwie kostki lodu. Pokój nie był
klimatyzowany, i wentylator, umieszczony pod sufitem, z trudem odświeżał powietrze,
gorące i mokre. W głębi duszy gratulował sobie, że ubrał się w lekkie spodnie i koszulkę z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •