[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zapewnione życie, oto, co chcę powiedzieć. %7łycie razem ze mną.
- Tak mówisz? - odwróciła się. Uważała Irlandczyków za poetów, za romantyków.
Tymczasem drugi raz w życiu dowiaduje się, że powinna wyjść za mąż, ponieważ tak będzie
dla niej dobrze.
Przecież William także potrzebował żony. %7łeby mu pomogła umocnić pozycję,
podejmowała gości i dobrze się prezentowała. I, oczywiście, potrzebował żony, żeby ją
pouczać, co i kiedy ma robić.
Kiedy zaproponowano to jej po raz pierwszy, posłusznie przystała. Spokojnie,
potulnie. Wspominała to teraz ze wstydem.
Ale teraz stała mocniej na nogach. Mocniej, niż przypuszczała. Robi coś na własną
rękę i zamierza to doprowadzić do końca. Bez pobłażliwego kierowania nią potrafi znalezć
własną drogę w życiu.
- Było mi tu dobrze, Aidanie. - Odwróciła się napięta, żeby uważnie przyjrzeć się jego
twarzy w srebrnym świetle przesuwającego się na niebie księżyca. - Było mi tu dobrze z tobą.
Ale ja próbuję znalezć sposób na moje życie.
- Zrobimy to razem. - Ta nagła desperacja zaskoczyła go. - Przecież zależy ci na mnie.
- Oczywiście, że zależy. - Choć nadal starała się zachować miły ton głosu, wewnątrz
niej wszystko kipiało. - Ale małżeństwo to poważna sprawa, Aidanie. Przeszłam przez nie, w
przeciwieństwie do ciebie. Nie zamierzam tego powtarzać.
- To śmieszne, co mówisz.
- Nie skończyłam jeszcze. - Teraz jej głos stał się chłodny jak lód. - Nie zamierzam
tego powtarzać - zaznaczyła jeszcze raz. - Dopóki na tyle nie zaufam samej sobie i
wybranemu mężczyznie, a także okolicznościom, by móc uwierzyć, że to jest na zawsze. Nie
chcę zostać znowu odstawiona na bocznicę.
- Czy sądzisz, że zrobiłbym coś takiego? - Chwycił ją za ramiona, ścisnął mocno. -
Porównujesz mnie z tym sukinsynem, który złamał złożoną ci przysięgę?
- Nie mam innej skali porównawczej. Przepraszam, że sprawiam ci przykrość. Ale nie
planuję na razie małżeństwa. Dziękuję ci, że o tym pomyślałeś. A teraz już muszę wracać do
środka. Zaniedbuję moich gości.
- Do diabła z nimi. Dojdzmy do porozumienia.
- Chyba już doszliśmy. - Zachowując ten sam sztywny uśmiech, uwolniła się z jego
rąk. - Jeżeli nie wyraziłam się dość jasno, postaram się to jeszcze raz zrobić. Nie, nie wyjdę za
ciebie, Aidanie, ale dziękuję ci, że mnie o to poprosiłeś.
Kiedy to wypowiedziała, na wzgórzach zagrzmiało, a błyskawica przecięła niebo,
rozszczepiając się na szereg drobniutkich, białych zygzaków. A gdy odwróciła się, żeby pójść
do domu, podniósł się wiatr, wprawiając w ruch jej porcelanowe kuranty, grając na nich
żałośnie.
Również jej serce przepełnione było żałością. Aidan powiódł za nią wzrokiem.
Odmówiła mu. Nie był przygotowany na taką ewentualność. Postanowił, że się pobiorą. Była
jego wybranką.
Nagły, wściekły wiatr wzburzył mu włosy, a powietrze wypełniło się ozonem, kiedy
kolejna błyskawica jak harpun przeszyła niebo. Stał w samym środku nadchodzącej burzy i za
wszelką cenę próbował odzyskać trzezwość myślenia.
Widać nie jest jeszcze gotowa i potrzebuje więcej czasu, a także perswazji. Kłuło go w
sercu, ale nie warto na to zwracać uwagi. Jude zmieni zdanie, oczywiście, że zmieni. Nawet
głupi doszedłby do wniosku, że potrzebują się nawzajem.
Musi ją tylko przekonać, że będzie tutaj szczęśliwa, że zadba o nią, jak tylko umie
najlepiej. %7łe nie dozna przy nim rozczarowania, jakie ją wcześniej spotkało. Jest nieufna, to
wszystko. Zaskoczył ją, ale teraz, kiedy poznała jego intencje, oswoi się z nimi.
%7ładen Gallagher nie zrejterował z pola walki po pierwszej salwie. Jeszcze bardziej
zwierali szyki. A Jude Frances Murray przekona się jeszcze, jak jest nieugięty i wytrwały.
Z zawziętą twarzą poszedł z powrotem do domu. Gdyby podniósł oczy do góry,
zobaczyłby postać w oknie na piętrze. Postać kobiety o bardzo jasnych włosach opadających
na ramiona i z błyszczącą jak diament łzą, spływającą po policzku.
Jude udało się dotrwać do końca przyjęcia. Zmiała się, tańczyła, gawędziła. Nie trzeba
było wielkiego wysiłku, by w tłumie uniknąć kolejnego sam na sam z Aidanem. Trudniej było
wypchnąć go za drzwi, kiedy ludzie zaczęli wychodzić tłumaczyć mu, że jest zmęczona.
Powiedziała, że musi się wyspać.
Naturalnie nie poszła spać. Gdy tylko dom opustoszał, zakasała rękawy. Chciała o
niczym nie myśleć, a najlepszym na to sposobem była solidna praca.
Pozbierała talerze i szklanki z całego domu, pozmywała je, wytarła i schowała na
miejsce. Trwało to parę godzin, aż naprawdę opadła z sił. Ponieważ jednak w jej głowie
ciągle kłębiły się różne myśli, kontynuowała sprzątanie, ścierając, szorując, porządkując.
Raz wydało się jej, że słyszy dochodzący z góry płacz kobiety, ale postanowiła nie
zwracać na to uwagi. Było w nim tyle rozpaczy, że i ją zapiekły oczy, a to przecież do
niczego nie prowadziło. Jej własne łzy nie pomogą Lady Gwen. Tak jak nie pomogą nikomu.
Ustawiła meble na miejsce, wyciągnęła mechaniczną szczotkę i odkurzyła podłogę. A
gdy wreszcie udała się na górę i dotarła do sypialni, była blada ze zmęczenia i ledwie widziała
na oczy.
Ale nie płakała, po ciężkiej pracy czuła jedynie fizyczne, przyprawiające o zawrót
głowy wyczerpanie, Położyła się na łóżku w ubraniu i zmusiła się do zaśnięcia.
Zniło jej się, że tańczy z Aidanem w srebrzystym świetle zaczarowanego księżyca, z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •