[ Pobierz całość w formacie PDF ]

własnego łóżka! Zanim dostałam się do college'u, dzieliłam łóżko z jedną z
- 52 -
S
R
moich przyrodnich sióstr. Byliśmy tak biedni, że czasami... Och, przecież to
ciebie nie obchodzi.
Nie odpowiedział.
Nie chcę ci o tym opowiadać, pomyślała Maggie. Nie chcę widzieć w
twych oczach współczucia albo szoku, albo... obrzydzenia.
- Dlaczego więc nie skorzystasz z szansy posiadania wreszcie czegoś
własnego? - spytał Karr po namyśle. - Domku w mieście albo apartamentu, z
którego nikt nie będzie mógł cię usunąć?
Maggie roześmiała się gorzko do własnych myśli.
- Czy kiedykolwiek można mieć gwarancję? - powiedziała cicho. - A jeśli
ceny nieruchomości gwałtownie spadną... Och, nie, dziękuję, Karr, Bardziej
opłaca mi się wynajmowanie mieszkania, niż stawianie wszystkiego na jedną
kartę. - Chrząknęła. - Przepraszam, ale naprawdę chcę wypić jeszcze jedną
filiżankę herbaty. - Odsunęła koc i zaniosła tacę do kuchni.
- Skończyłaś już jeść pizzę? - spytał.
Odczuła ulgę, że nie zamierzał drążyć trudnego dla niej tematu.
- Jak, możesz resztę skończyć.
Nic nie powiedział, tylko przyniósł tacę do kuchni.
Zaparzyła herbatę i odwróciła się, żeby postawić czajniczek na tacy. Nie
zdawała sobie sprawy, że Karr stoi tak blisko; niemal wpadła na niego,
rozlewając wrzątek. Chwycił ją za łokcie i pomógł utrzymać równowagę.
- Przepraszam - powiedziała. - Zazwyczaj nie wpadam na swoich gości.
Ani się nie roześmiał, ani jej nie puścił. Wolno zacisnął dłonie na jej
ramionach i przyciągnął ją do siebie.
- Myślę, że nie... - zaczęła się bronić.
- O niczym nie chcę myśleć. - Wyjął czajniczek z jej ręki, postawił go na
tacy, a potem objął ją ramionami.
W przyćmionym świetle jego oczy wydawały się prawie czarne.
Wpatrywała się w nie jak zahipnotyzowana, aż do chwili gdy jego usta dotknęły
- 53 -
S
R
jej warg. Zamrugała powiekami, potem zamknęła oczy, czując przyjemny
zawrót głowy.
Nigdy nie była tak całowana - z taką pasją, z taką namiętnością.
Wszystkie nerwy jej ciała drżały, wibrowały jak napięte struny, a po chwili
ogarnęła ją fala rozkosznego ciepła i pragnęła jedynie przytulić się mocniej do
Karra, stopić z jego twardym ciałem...
Nie potrafiła odsunąć się od niego - nie miała dostatecznej siły woli, ale w
ostatnim przebłysku rozsądku zdołała wyszeptać:
- To nie jest dobry pomysł, Karr...
Wsunął palce w jej włosy i przyciągnął jej głowę jeszcze bliżej - tak
blisko, że już nie mogła zaprotestować, ponieważ . zabrakło jej powietrza.
Pocałował ją raz jeszcze, a potem odezwał się dość szorstkim, stanowczym
tonem:
- Masz rację. Nie potrzeba, nam jeszcze większych komplikacji. - Odsunął
ją od siebie i przytrzymał - długą, nieskończenie długą chwilę patrząc w jej
twarz, nim wreszcie uwolnił ją z objęć.
Dopiero teraz Tripp zaszczekał zajadle i stanął u stóp swej pani. Karr
spojrzał na niego, unosząc ze zdziwienia brwi.
- Chyba stał się cud - powiedział, a głos nadal mu drżał. - Peruka mnie nie
ugryzła. A może tak bardzo się zapomniałem, że nie zauważyłem? Masz rację,
Maggie, to nie był dobry pomysł. - Przesunął palcem po jej policzku. - Trzymaj
się ciepło! - powiedział i wyszedł.
Maggie oparła się bezwładnie o drzwi lodówki. Och, zrobiło się bardzo
ciepło, za ciepło, pomyślała.
Zimny, wiosenny deszcz siąpił przez cały wtorek. Maggie pracowała od
rana i do południa skończyła sążnisty artykuł, a potem naszkicowała jeszcze
dwa.
Aby trochę oderwać się od pisania, postanowiła dla odmiany przejrzeć
stos amatorskich rękopisów, które piętrzyły się na rogu biurka.
- 54 -
S
R
Gdy pierwszy z nich wsuwała do koperty, stwierdziła, że skończyły jej się
kopie listu zwrotnego, który zwykle dołączała do przesyłki.
Popatrzyła przez okno na padający deszcz i westchnęła. Jeśli będzie
czekać, aż przestanie padać - pobliskie biuro, w którym znajdowała się
kserokopiarka, zostanie zamknięte. Trochę deszczu mi nie zaszkodzi, pomyślała,
zbierając się do wyjścia.
Dzisiaj z przyjemnością powitałaby czarnego mercedesa podjeżdżającego
pod dom - ale żaden samochód się nie pojawił. Wsiadając do autobusu, była już
niezle przemoczona, a gdy wysiadała przed biurem, lało jak z cebra. Gdyby
miała samochód, życie byłoby o wiele łatwiejsze...
Nadal stała przy kserokopiarce, czekając na pięćdziesiątą kopię swego
listu, gdy w drzwiach biura pojawił się Karr, otrzepując płaszcz nieprzemakalny
z kilku kropli wody.
- Zobaczyłem cię przebiegającą przez ulicę - powiedział. Dziwne, ale
Maggie spodziewała się tego spotkania.
W pewnym sensie uważała je za nieuchronne. W takim razie dlaczego na
widok Karra doznała jakiegoś niepokojącego uczucia, i tak mocno zatrzepotało
jej serce? Ostatecznie, to był tylko zwykły pocałunek, powtarzała sobie w
myślach.
Bezwiednie poszukała spojrzeniem jego warg, czując wzrastający
wewnętrzny niepokój od natłoku wspomnień.
Pewnie dlatego mnie pocałował, żebym straciła jasność oceny sytuacji, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •