[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- No dobrze. Trzeba zarezerwować stolik. Jeśli wyjedziemy
wystarczająco wcześnie, zdążymy zatrzymać się i kupić jakąś sportową
marynarkę.
- I spodnie. Dżinsy nie pasują - powiedziała.
- No dobrze...
Kiedy mijał ją, uderzyła go ręcznikiem. Obrócił się na pięcie i chwycił ją
w ramiona.
- Mmmm, cudownie pachniesz - powiedziała, pocierając nosem o jego
spalone słońcem, świeżo umyte ramię,
- Czuję się także cudownie - powiedział. Chwycił jej dłoń i poprowadził
w dół swojej nogi.
- Tak, to prawda - szepnęła, mrużąc oczy i przytulając się do niego.
RS
59
Uniósł ją do góry i zaniósł do sypialni. Spędzili tam resztę dnia, z krótką
tylko przerwą na lunch. Wieczorem Lara włożyła jedwabny kostium w
kolorze kości słoniowej i sandałki na wysokich obcasach. Cal poszedł po jej
samochód. Podjechał pod dom i stanął w drzwiach. Przyglądał się, jak
upinała włosy i wkładała klipsy z perełkami.
- Jesteś taka piękna - powiedział, kiedy wzięła torebkę i podeszła bliżej. -
Mogłabyś mieć każdego. Co ty tu robisz ze mną?
- Kocham cię.- odparła, opierając głowę na jego ramieniu.
- Postępuję okropnie egoistycznie pozostając tutaj - powiedział z powagą
i przytulił ją. - Wiem o tym, lecz nie potrafię inaczej.
Milczała.
Trwali tak przytuleni jeszcze kilka chwil.
- Chyba powinniśmy już ruszać - powiedział w końcu, Murphysburgowi
daleko do Nowego Jorku, ale i tak jest cztery razy większy niż Red Springs.
Szczyci się posiadaniem kilku eleganckich restauracji, kina i najlepszych w
okolicy sklepów. Jednym z nich był sklep Dunstalla, oferujący klientom od
prawie pół wieku odzież męską i chłopięcą. Kiedy tam wchodzili, Cal nie
odezwał się ani razu. Wyglądał na kompletnie zdruzgotanego i
przerażonego.
Sprzedawczyni, kobieta w średnim wieku, fachowym spojrzeniem
otaksowała Cala i po chwili przyniosła z pół tuzina marynarek, z których
każda leżała na nim wprost idealnie.
- To się nazywa tempo - powiedziała Lara.
- On ma idealną figurę - odparła sprzedawczyni. - Dokładnie rozmiar 42.
Zupełnie jakby stanowił wzór dla projektantów. Chciałabym zawsze mieć
takich klientów. Moja praca byłaby wtedy taka łatwa. Gdzie go pani
znalazła?
- Na farmie babci - odparła Lara z uśmiechem.
- Może pani dać mi adres? Moja córka wciąż jest panną. Lara
wybuchnęła śmiechem i podeszła do Cala, który przyglądał się sobie w
wielkim, trzyczęściowym lustrze.
Bierzmy tę marynarkę i zmywajmy się stąd - powiedział ponuro. -
Sprzedawczyni uważa mnie za twojego żigolaka.
- Nie bądz głupi. Ludzie już od dawna robią zakupy parami -
powiedziała, przyglądając mu się uważnie. - Myślę, że bardziej podoba mi
się ta z brązowej surówki jedwabnej.
- Mniejsza z tym. Ja czuję się jak żigolak, strojąc się tu przed tobą jak
jakiś Casanova.
RS
60
- Czy dobierzemy do tego koszulę i krawat? - usłyszeli za sobą głos
sprzedawczyni. - Rozmiar piętnaście i pół na trzydzieści pięć. Mam rację?
- Tak - odparł Cal.
- Przypomniałem sobie, czemu nie cierpię takich miejsc - powiedział,
kiedy sprzedawczyni zniknęła wśród półek.
- Nie ma głupszego zajęcia niż przymierzanie fatałaszków na oczach
stada bab.
- Nie mógłbyś pracować jako model. A poza tym trudno dwie kobiety
uznać za stado. - Roześmiała się.
- A te tu czego chcą? Sterczą jak słupy telegraficzne - warknął Cal,
wskazując cztery nastolatki, stojące przy wieszaku z krawatami. Rzucały w
jego stronę ukradkowe spojrzenia i chichotały jak oszalałe.
- Poraziła je twoja uroda. - Lara niewinnie zatrzepotała rzęsami.
- Wychodzę! - mruknął Cal i energicznie ruszył do wyjścia. Omal nie
wpadł przy tym na wracającą właśnie sprzedawczynię, która podała mu
kremową koszulę i krawat w beżowo-brązowe paseczki. Wziął je i powlókł
się do przymierzalni.
- Nie wygląda na szczęśliwego - zauważyła sprzedawczyni. Lara tylko
przewróciła oczami.
- Obawiam się, że już bardzo dawno nie nosił krawata... Pewnie boi się
udusić - powiedziała. - Dobrze, że mi się przypomniało. Czy mogłaby pani
zapakować jeszcze tę granatową marynarkę i przysłać mi ją do domu?
Chciałabym zrobić mu niespodziankę. Wieki całe upłyną, zanim znowu
zaciągnę go do sklepu.
- Ależ oczywiście. - Dodatkowy zarobek zawsze poprawiał humor
sprzedawczyni.
- Chciałabym zapłacić teraz, żeby ten pan o niczym nie wiedział. - Lara
wyjęła z torebki kartę kredytową.
- Dokąd mam wysłać marynarkę?
- Ranczo  El Cielo" w Red Springs - powiedziała Lara, podając jej kartę.
- Droga pocztowa numer 3.
- Daniels? - Kobieta zerknęła na plastikową płytkę. - Czy pani nie jest
wnuczką Rose Daniels?
- Owszem, czemu pani pyta? - spytała zaskoczona Lara, Poczuła w
żołądku dziwny ucisk. Okrzyk kobiety był zbyt gwałtowny, podejrzanie
radosny.
- Jestem Maisie, ciotka Boba Traska. Mieszkam w Sadler, po sąsiedzku z
jego rodzicami. Bob wszystko nam o pani opowiadał.
Lara za wszelką cenę starała się nie okazać przerażenia i konsternacji.
RS
61
-. Och, doprawdy? Jak miło mi poznać panią. .
- Czy ostatnio nie spotykała się pani z Bobem?
- Widywaliśmy się na początku lata. I raczej rzadko - odparła Lara, w
myślach popędzając Cala.
- Zdawało mi się, że Bob o tym wspominał. Bardzo mi przykro z powodu
pani babci. Z podziwem patrzyliśmy, jak dzielnie radziła sobie ze stadniną i
z całą farmą. - Na chwilę umilkła znacząco. - Słyszałam, że próbuje pani ją
sprzedać.
- To prawda - przyznała Lara. Przeleciało jej nagle przez myśl, że ciotka
Boba liczyła właśnie gorączkowo, ile też sportowych marynarek mogłaby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •