[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W rzeczywistości cały domek był bardzo skromny. Białe
ściany, czarne belki sufitowe, mało mebli. Jedyne kolorowe
akcenty to fioletowe irysy w stalowym wazonie stojące na
kuchennym stole. Nawet w sypialni niewiele było tak
zwanych kobiecych akcentów. Unosił się w niej delikatny
zapach charakterystyczny dla Dodie Layton, zupełnie jakby
przed chwilą wyszła z pokoju.
Nie wchodził do sypialni. Zajrzał do niej tylko, szukając
miejsca, w którym mógłby zostawić torbę z rzeczami.
- Kiedy nie pracuję, potrzebuję trochę odpoczynku od
tego wszystkiego. - Machnęła ręką w stronę pracowni.
- To bardzo... spokojne miejsce.
- Spokojne? - Uśmiechnęła się lekko, posyłając mu
ukradkowe spojrzenie. - Ten przymiotnik rzadko jest używany
w odniesieniu do mojej osoby.
Popatrzyła na stojące na stole kartonowe pudło
wypełnione zawartością jej lodówki i kredensu.
- Co masz zamiar z tym wszystkim zrobić?
- Nie musisz się tym zajmować.
- Nie?
W końcu zwróciła na niego te ogromne, ciemne oczy.
Efekt był piorunujący.
- Nie. Teraz ja przejmuję nad tym kontrolę. Zaraz to stąd
wywiozę.
- W takim razie może zanim to zrobisz, zastanowisz się,
co zjemy na kolację. Lodówka jest zupełnie pusta.
- Mamy wszystko, co trzeba - odparł, dochodząc wreszcie
do siebie. - Kucharz z Lake Spa przygotował nam lekkie
danie, które właśnie grzeje się w mikrofalówce.
Napięcie, jakie przez cały czas rysowało się na jej twarzy,
ustąpiło i Brad mógłby przysiąc, że zobaczył na jej policzkach
dwa małe dołeczki.
- Wiesz, chyba Gina miała rację, twierdząc, że powinnam
zgodzić się, abyś ze mną zamieszkał.
- Doprawdy?
- Tak. Powiedziała, że jesteś tu, aby urzeczywistnić moje
marzenia.
- Chyba trochę przesadziła. Moim zadaniem jest sprawić,
abyś mogła spełnić swoje sny. A wracając do rzeczy. Jutro
zrobimy zakupy i zapełnimy twoją lodówkę trochę innymi
produktami. Będziesz mogła zacząć gotować. - Celowo
zmienił temat. Rozmowa na temat marzeń wydała mu się zbyt
niebezpieczna. - Mam nadzieję, że potrafisz gotować? Czy
kiedy skończą ci się czekoladowe herbatniki, dzwonisz po
pizzę?
- Nieee - powiedziała. - Przynajmniej nie częściej niż trzy
razy w tygodniu. - Zanim zdążył coś powiedzieć, wyciągnęła
dłoń, jakby chciała go powstrzymać. - To był żart. A skoro nie
musimy dziś gotować, mam do ciebie prośbę. Znalazłbyś
chwilę, żeby naprawić mi krany w łazience? Tak zrobiłby
każdy typowy, staroświecki mężczyzna. Twierdziłeś, że jesteś
nieco staroświecki, prawda?
Dodie bez wątpienia stroiła sobie z niego żarty. A teraz w
sposób oczywisty nawiązywała do wypowiedzi o całowaniu
się.
Lubił całować kobiety. Tu, w tej ciasnej kuchni, mając
Dodie na wyciągnięcie ręki, czul ogromną ochotę, by ją
pocałować. Wziąć w ramiona, udowodnić jej, że choć
staroświecki, jest również niesłychanie namiętny i znacznie
bardziej realny niż jakiś idol ze szklanego ekranu.
Oparł się jednak pokusie. Potrafił kontrolować swoje
instynkty. Od lat się w tym wprawiał i osiągnął już prawdziwe
mistrzostwo. Potrafił zwalczyć każde uczucie, jakie w nim
zakiełkowało.
- Co się przytrafiło twoim kranom?
- Nic wielkiego. Trzeba tylko wymienić uszczelki. Tata
miał to zrobić, ale do tej pory nie znalazł czasu. Mama ciągle
wynajduje mu jakieś zajęcia. Jeśli nie chcesz się tym zająć,
zapomnij o sprawie.
- %7ładen problem. Jutro się tym zajmę. A teraz idę
wywiezć to jedzenie.
Wziął pudło do rąk i zaniósł do samochodu. Choć nadal
padało, nie spieszył się z powrotem do domu. Uniósł twarz do
góry, pozwalając, by deszcz padał mu na głowę i lał się za
kołnierz.
Co się z nim działo?
%7ładna kobieta nie zaszła mu tak za skórę. Miał wiele
partnerek, ale nigdy nie pozwalał sobie na głębsze
zaangażowanie. Zawsze jasno ustalał granice i mocno się ich
trzymał. Lubił kobiety eleganckie, przyciągające wzrok i
gorące w łóżku.
Takie jak Natasha Layton. Zliczna, ale tak zajęta sobą, że
bez trudu można się od niej uwolnić.
Dodie Layton jest inna. Otwarta, ciepła, wrażliwa. W jej
wyglądzie nie ma nic sztucznego, udawanego. Jest po prostu
sobą. Miękka, ciepła, zachęcająca. Nie mógł powstrzymać się
przed porównaniem jej z siostrą.
Może zle je ocenia. Może Natasha jest w głębi duszy
ciepłą kobietą, równie uroczą jak śliczną. Z tego, co mówiła
Gina, jasno wynikało, że Dodie wcale nie potrzebuje diety czy
katorżniczych ćwiczeń.
Szczuplejsza sylwetka, wytworna fryzura i profesjonalny
makijaż wcale nie sprawią, że nagle poczuje się szczęśliwsza.
To tylko pogłębi jej stres. Utwierdzi w fałszywym
przekonaniu, że wygląd jest ważniejszy od wnętrza i
spowoduje, że Dodie sięgnie po kolejną tabliczkę czekolady.
- Brad?
Popatrzył na jej postać stojącą w oświetlonych drzwiach
kuchni.
- Zupełnie przemokniesz. Chodz do środka i wysusz się,
zanim złapiesz zapalenie płuc.
- Tak jest, proszę pani - odparł, prostując się.
- Powiedz prawdę. Jest aż tak zle? - spytała, kiedy na nią
popatrzył z bliska.
- Z czym? - spytał, choć doskonale wiedział, o co jej
chodzi.
- Z mieszkaniem u mnie. Nie musisz tego robić, jeśli nie
chcesz. Zrozumiem. - Uśmiechnęła się, żeby udowodnić mu,
że wcale się tym nie przejmuje. - Obiecuję, że nic nie powiem
Ginie.
Gdzieś w głębi duszy odezwał się w nim głos, który
podpowiedział, żeby skorzystać z jej propozycji. Był to głos
zdrowego rozsądku. Uciekać, dopóki jeszcze nie jest za pózno.
Jednak usłyszał w tonie Dodie nie tylko zjadliwą ironię.
Broniła się przed nim. Miała nadzieję, że on się stąd wyniesie.
Zdziwiło go takie postawienie sprawy. Po raz pierwszy w
życiu pożałował, że nie zrobił sobie prawdziwych wakacji.
Zapewne nudziłby się jak mops, ale przynajmniej nie byłby
zakłopotany.
Znów odczuł pokusę, by przyciągnąć ją do siebie i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •