[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Dlaczego przypuszczasz, ¿e miaÅ‚bym pozostawaæ przez caÅ‚e
cztery tysi¹ce lat w takim stanie?  zapytaÅ‚ Luke.
 Nie bêdziesz miaÅ‚ innego wyjScia  zagrzmiaÅ‚ Kun  gdy¿ za-
mierzam zniszczyæ twoje fizyczne ciaÅ‚o. Uwiêzienie mojego ducha
w Scianach tej Swi¹tyni byÅ‚o jedynym sposobem, jaki miaÅ‚em, ¿eby
prze¿yæ wówczas, kiedy na tym ksiê¿ycu rozpêtaÅ‚o siê istne piekÅ‚o.
Rycerze Jedi poÅ‚¹czyli siÅ‚y i spustoszyli caÅ‚¹ powierzchniê Yavina
Cztery. Zabili tych kilku Massassów, których pozostawiłem przy
¿yciu, a póxniej zniszczyli w pÅ‚omieniach moje ciaÅ‚o.
Mój duch byÅ‚ zmuszony czekaæ i czekaæ, i czekaæ, a¿ w koñcu ty
zjawiÅ‚eS siê tu z uczniami Jedi. Uczniowie mogli usÅ‚yszeæ mój gÅ‚os;
musiaÅ‚em tylko nauczyæ ich, jak sÅ‚uchaæ.
Przez umysÅ‚ Luke a przemkn¹Å‚ cieñ trwogi, ale mistrz Jedi uczy-
niÅ‚ wysiÅ‚ek, ¿eby zachowywaæ siê spokojnie i odwa¿nie.
 Nie mo¿esz wyrz¹dziæ mojemu ciaÅ‚u ¿adnej krzywdy, Kunie.
Nie mo¿esz dotkn¹æ niczego, co istnieje w fizycznym Swiecie. Wiem,
bo sam tego próbowałem.
 Ach, ale znam inne sposoby walki  odezwaÅ‚ siê duch Exara
Kuna.  Na naukê miaÅ‚em kilka nie koñcz¹cych siê tysi¹cleci. B¹dx
pewien, Skywalkerze, ¿e ciê zniszczê.
Zapewne uwa¿aj¹c tê pogró¿kê za koniec rozmowy, duch Kuna
wsi¹kÅ‚ jak dym w szczelinê miêdzy gÅ‚adkimi kamieniami i skiero-
waÅ‚ siê do samego serca wielkiej Swi¹tyni. Luke pozostaÅ‚ sam, ale
byÅ‚ jeszcze bardziej zdecydowany ni¿ przedtem, ¿e musi znalexæ
sposób ucieczki ze swojego niematerialnego wiêzienia.
Gdy blixniêta zaczêÅ‚y nagle pÅ‚akaæ i rzucaæ siê na pryczach stoj¹-
cych obok łó¿ka matki, przera¿ona Leia obudziÅ‚a siê w jednej chwili.
 To wujek Luke!  odezwaÅ‚a siê Jaina.
 Dzieje mu siê jakaS krzywda!  zawtórowaÅ‚ siostrzyczce Jacen.
Leia usiadÅ‚a na łó¿ku i natychmiast poczuÅ‚a, ¿e jej ciaÅ‚o przenika
jakieS dziwne mrowienie czy dr¿enie, niepodobne do ¿adnego, ja-
kiego kiedykolwiek doSwiadczyÅ‚a. WyczuÅ‚a raczej ni¿ usÅ‚yszaÅ‚a Swist
wiej¹cego wichru, jakby gdzieS wewn¹trz Swi¹tyni rozpêtaÅ‚a siê na-
gle burza. ZorientowaÅ‚a siê, ¿e wycie wichury dobiega od strony
ogromnej komnaty audiencyjnej, w której spoczywa ciało Luke a.
67
NarzuciÅ‚a biaÅ‚y szlafrok, przewi¹zaÅ‚a go w pasie i wybiegÅ‚a na
korytarz. Czuj¹c niewytÅ‚umaczaln¹, nieokreSlon¹ trwogê, tak¿e
uczniowie Jedi zaczêli wybiegaæ ze swoich komnat.
Blixniêta zeskoczyÅ‚y z prycz, ale Leia zawoÅ‚aÅ‚a do nich:
 Macie zostaæ tutaj!
W¹tpiÅ‚a, czy usÅ‚uchaj¹.
 Artoo, pilnuj ich!  krzyknêÅ‚a do robota, który, bÅ‚yskaj¹c Swia-
teÅ‚kami, niespokojnie krêciÅ‚ siê po korytarzu.
 Chodxcie do wielkiej sali audiencyjnej!  zawołała do uczniów
Luke a.  Szybko!
Artoo zawróciÅ‚ w miejscu i wtoczyÅ‚ siê do komnaty, w której prze-
bywaÅ‚y blixniêta, a Leia pospieszyÅ‚a korytarzem. Za plecami sÅ‚ysza-
Å‚a piski i Swiergoty maÅ‚ego robota, cichn¹ce i peÅ‚ne niepokoju. Wsia-
dÅ‚a do kabiny turbowindy i pojechaÅ‚a w górê. Gdy kabina siê za-
trzymaÅ‚a, Leia otworzyÅ‚a drzwi i stwierdziÅ‚a, ¿e w ogromnej, prze-
stronnej komnacie szaleje huragan. MiaÅ‚a wra¿enie, ¿e jest to raczej
cyklon.
Przez otwarte Swietliki w sklepieniu sali wdzieraÅ‚y siê strugi lo-
dowatego powietrza. W komnacie zrobiÅ‚o siê tak zimno, ¿e obrze¿a
otworów byÅ‚y okolone warstwami poÅ‚yskuj¹cego lodu. Masy po-
wietrza, Sci¹gane ze wszystkich stron sali, skupiaÅ‚y siê w Srodku,
gdzie, wprawiane w ruch obrotowy, nabieraÅ‚y prêdkoSci i potwor-
nej siły.
 Streen!
Stary pustelnik z Bespina staÅ‚ na skraju wiru szalej¹cego tornada.
PoÅ‚y pÅ‚aszcza Jedi powiewaÅ‚y wokół ciaÅ‚a mê¿czyzny. Siwe, rozwi-
chrzone włosy sterczały z głowy jak naelektryzowane. Mruczał coS,
czego nie daÅ‚o siê zrozumieæ, i zaciskaÅ‚ powieki, jakby drêczony
przez jakiS senny koszmar.
Leia wiedziaÅ‚a, ¿e ¿aden rycerz Jedi, choæby obdarzony najwiêk-
sz¹ moc¹, nie mógÅ‚by manipulowaæ takimi zjawiskami jak pogoda.
MógÅ‚ jednak przenosiæ przedmioty. Leia uSwiadomiÅ‚a sobie, ¿e wÅ‚a-
Snie to robił teraz Steen. Nie zmieniał zjawisk przyrody, a jedynie
poruszaÅ‚ masy powietrza, Sci¹gaÅ‚ je ze wszystkich stron i stwarzaÅ‚
w ten sposób tornado z powietrzn¹ tr¹b¹, której lej zaczynaÅ‚ siê for-
mowaæ nad nieruchomym ciaÅ‚em.
 Nie!  krzyknêÅ‚a w stronê zachÅ‚annego leja.  Streen!
Wylot leja powietrznej tr¹by dotkn¹Å‚ ciaÅ‚a Luke a, zakoÅ‚ysaÅ‚ nim,
a póxniej uniósÅ‚ nad blat stoÅ‚u. Leia zaczêÅ‚a biec w stronê ciaÅ‚a bra-
ta, ogarniêtego dziwn¹ niemoc¹. Jej stopy niemal nie dotykaÅ‚y ka-
68
mieni posadzki. WydawaÅ‚o siê jej, ¿e podmuchy wiatru chc¹ i j¹
porwaæ ze sob¹. W pewnej chwili straciÅ‚a równowagê i poczuÅ‚a, ¿e
leci jak owad, kieruje siê ku kamiennej Scianie. ObróciÅ‚a siê w locie
i wysÅ‚aÅ‚a w powietrze cz¹stkê swoich mySli. UsiÅ‚owaÅ‚a siê uspokoiæ,
¿eby móc skorzystaæ z wÅ‚asnych umiejêtnoSci posÅ‚ugiwania siê Moc¹
i odepchn¹æ ciaÅ‚o od Sciany. Zamiast roztrzaskaæ siê o kamienne gÅ‚a-
zy, Å‚agodnie spÅ‚ynêÅ‚a na posadzkê.
Tymczasem ciaÅ‚o Luke a unosiÅ‚o siê coraz wy¿ej, wsysane przez
potworn¹ siÅ‚ê powietrznej tr¹by. Owiniête pÅ‚aszczem Jedi, coraz szyb-
ciej wirowaÅ‚o we wnêtrzu leja jak trup, wyrzucony ze Sluzy gwiezd-
nego frachtowca, by na wieki spocz¹Å‚ w grobowcu przestworzy.
Nie wygl¹daÅ‚o na to, ¿e Streen orientuje siê, co dzieje siê wokół
niego.
Leia wyprostowaÅ‚a siê i podskoczyÅ‚a. Tym razem kierowaÅ‚a swo-
im lotem, niesiona podmuchami wichru. Szybuj¹c po obwodzie po-
wietrznej tr¹by, nabieraÅ‚a wysokoSci, chc¹c dotrzeæ do bezbronne-
go ciaÅ‚a brata. Wyci¹gnêÅ‚a rêkê i schwyciÅ‚a skraj jego pÅ‚aszcza Jedi.
CzuÅ‚a, jak jej palce zaciskaj¹ siê na szorstkim materiale, ale zaraz
tkanina zostaÅ‚a wyszarpniêta z jej piêSci. Ponownie wyl¹dowaÅ‚a na
posadzce.
CiaÅ‚o Luke a, wsysane przez powietrzn¹ tr¹bê, unosiÅ‚o siê coraz
bli¿ej Swietlików w suficie.
 Luke!  krzyknêÅ‚a Leia.  Proszê, pomó¿ mi!  Nie miaÅ‚a pojê-
cia, czy brat j¹ sÅ‚yszy ani czy mo¿e cokolwiek zrobiæ, by jej pomóc.
NapiêÅ‚a miêSnie nóg, zebraÅ‚a caÅ‚¹ siÅ‚ê i ponownie podskoczyÅ‚a. Po-
mySlaÅ‚a, ¿e mo¿e bêdzie mogÅ‚a choæ na krótk¹ chwilê skorzystaæ ze
swoich zdolnoSci lewitacji. Kilka razy widziała, jak robił to Luke,
ale sama nigdy nie opanowaÅ‚a tej sztuki w zadowalaj¹cym stopniu.
Teraz ta umiejêtnoSæ byÅ‚a potrzebna jej bardziej ni¿ kiedykolwiek.
PodskoczyÅ‚a wiêc i natychmiast poczuÅ‚a, ¿e zostaÅ‚a porwana przez
jakiS silny podmuch huraganu. Jak poprzednio, uniosÅ‚a siê na wy-
starczaj¹c¹ wysokoSæ, by dosiêgn¹æ wiruj¹cego ciaÅ‚a brata. Uchwy-
ciÅ‚a je w pasie, objêÅ‚a nogami jego uda i trzymaÅ‚a, maj¹c nadziejê,
¿e dodatkowy ciê¿ar pozwoli obojgu opaSæ na posadzkê.
Kiedy jednak zaczêli opadaæ, huragan niespodziewanie przybraÅ‚
na sile. Wycie i zawodzenie wichru przemieniÅ‚o siê w ogÅ‚uszaj¹cy
ryk. Leia poczuÅ‚a, ¿e jej skóra drêtwieje od podmuchów lodowatego
wiatru. Ponownie zaczêli siê wznosiæ ku sklepieniu wielkiej komna-
ty audiencyjnej. Kierowali siê ku najwiêkszemu Swietlikowi, wokół
którego zwisaÅ‚y dÅ‚ugie lodowe sople, wygl¹daj¹ce jak oszczepy.
69
Leia uSwiadomiÅ‚a sobie nagle, ¿e wie, co zamierza zrobiæ Streen.
Nie wiedziaÅ‚a tylko, czy mê¿czyzna postêpuje Swiadomie, czy jest
bezwolnym narzêdziem kogoS innego. Mieli zostaæ wyssani z wiel-
kiej Swi¹tyni, wyrzuceni wysoko pod chmury, a póxniej ciSniêci z wy-
sokoSci kilku tysiêcy metrów, ¿eby zginêli, przebici przez gaÅ‚êzie
drzew w d¿ungli, ostre jak włócznie.
Drzwi kabiny turbowindy siê otworzyÅ‚y i do sali wbiegÅ‚a Kirana
Ti, a tu¿ za ni¹ Tionna i Kam Solusar.
 Powstrzymajcie Streena!  krzyknêÅ‚a Leia.
Reakcja Kirany Ti była natychmiastowa. Czarodziejka z Datho-
miry miała na sobie cienki, ale bardzo elastyczny czerwony pan-
cerz, sporz¹dzony z pokrytej Å‚uskami skóry jakiegoS gada. Na swo-
jej niegoScinnej planecie byÅ‚a wojowniczk¹. BraÅ‚a udziaÅ‚ w niejed-
nej zaciekÅ‚ej walce, ale potrafiÅ‚a te¿ posÅ‚ugiwaæ siê Moc¹, chocia¿
jej umiejêtnoSci byÅ‚y niezbyt du¿e i nie utrwalone.
Kirana Ti kul¹c gÅ‚owê, zaczêÅ‚a iSæ ku Streenowi, pokonuj¹c siÅ‚ê
szalej¹cego cyklonu. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •