[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znajduje się jeszcze na sali pooperacyjnej.
- Newman? - spytała pielęgniarka z traktu operacyjnego. -
Wyszedł jakiś czas temu.
- Och - rzekł Philips i przełożył słuchawkę do drugiego ucha. -
Czy Lisa Marino jest jeszcze na sali pooperacyjnej?
- Nie - powiedziała pielęgniarka. - Nie dotarła tam.
- Nie dotarła? - Philips nagle zrozumiał przyczynę nieprzyjem-
nego zachowania Mannerheima.
- Umarła na stole - powiedziała pielęgniarka. - Prawdziwa
tragedia, zwłaszcza że Mannerheimowi zdarzyło się to po raz pierwszy.
Philips odwrócił się z powrotem do negatoskopu. Zamiast klisz
widział jej twarz, taką, jaka była tego ranka w sali przedoperacyjnej
na trakcie operacyjnym. Przypomniał sobie, że skojarzyła się mu
70
z pozbawionym upierzenia ptakiem. Było to przygnębiające, więc
zmusił się do skupienia uwagi na zdjęciach. Zastanowił się, czego
można było się jeszcze z tego przypadku dowiedzieć. Impulsywnie
ześliznął się ze stołka. Chciał przejrzeć historię choroby Lisy Marino
i ustalić, czy da się powiązać obraz radiologiczny z jakimikolwiek
objawami stwardnienia rozsianego w badaniach neurologicznych. Nie
mogło to zastąpić kolejnych zdjęć, zawsze jednak było czymś.
Mijając zajadającą kanapkę Helen, powiedział jej, by zadzwoniła
do sali angiografii i powiadomiła ich, by radzili sobie na razie bez
niego i że niebawem do nich dołączy. Helen przełknęła raptownie
i spytała, co powinna odpowiedzieć w sprawie składziku, jeśliby
zadzwonił szanowny pan Michael Ferguson. Philips zdecydował udać,
że nie usłyszał pytania.
- Niech się odpieprzy - powiedział pod nosem, ruszając głównym
korytarzem w stronę chirurgii. Nauczył się nienawidzić szpitalnej
biurokracji.
Gdy dotarł na trakt operacyjny, w sali przedoperacyjnej czekało
jeszcze kilkoro pacjentów, daleko jednak było do panującego tam
rankiem zamieszania. Zauważył Nancy Donovan, która właśnie wyszła
z jednego z gabinetów. Podszedł do pielęgniarki, która powitała go
uśmiechem.
- Mieliście kłopoty z Lisą Marino? - zapytał ze współczuciem.
Uśmiech, którym odpowiedziała na jego powitanie Nancy Dono-
van, znikł.
- To było straszne, po prostu straszne. Taka młoda dziewczyna.
Tak mi żal doktora Mannerheima.
Philips skinął głową, choć było dla niego zdumiewające, że można
współczuć takiemu skurczybykowi jak Mannerheim.
- Co się stało? - spytał.
- Tuż pod koniec operacji pękła jakaś duża tętnica.
Radiolog pokiwał głową ze zrozumieniem i przerażeniem. Przypo-
50
minał sobie, jak blisko tętnicy mózgowej tylnej znajdowała się jedna
z elektrod głębokich.
- Gdzie może być jej historia? - spytał.
- Nie wiem - przyznała Nancy Donovan. - Zaraz zapytam
przełożoną.
Stał z boku, podczas gdy Nancy wypytywała trzy pielęgniarki przy
biurku. Kiedy wróciła, powiedziała:
- Chyba jest w pokoju anestezjologicznym przy sali dwudziestej
pierwszej.
Philips wrócił do zatłoczonej teraz przebieralni chirurgów i nałożył
71
zielony strój, po czym ruszył między salami operacyjnymi. Korytarz
ciągnący się między nimi nosił ślady porannych zmagań. Wokół
każdego z koszy na używaną bieliznę operacyjną widniały kałuże
wody o opalizującej od mydła powierzchni. Na umywalkach leżały
gąbki i szczotki do mycia rąk, parę z nich pospadało na podłogę. Jakiś
chirurg spał na wózku przesuniętym do ściany. Prawdopodobnie
operował przez całą noc i gdy wyszedł z sali, pomyślał sobie, że położy
się na moment na wózku, po czym zasnął na dobre, a nikt nie miał
serca go budzić.
Philips dotarł do salki anestezjologicznej przy sali operacyjnej
numer dwadzieścia jeden. Drzwi były zamknięte. Odsuną^ się i przez
niewielkie okienko zajrzał do wnętrza sali operacyjnej. Zwiatła były
wygaszone, drzwi jednak otworzyły się po naciśnięciu klamki. Przekręcił
przełącznik i jeden ze spodków z reflektorami operacyjnymi ożył
z cichym elektrycznym szumem. Rzucał skupioną wiązkę światła
prosto na stół operacyjny, pozostawiając resztę sali we względnych
ciemnościach. Doznał wstrząsu, gdy zorientował się, że sali nie
sprzątnięto po porannym nieszczęściu. Pusty stół operacyjny z mecha-
nicznymi podnośnikami wyglądał szczególnie złowieszczo. Na pod-
łodze, u wezgłowia stołu, widniały plamy zgęstniałej krwi, od których
w rozmaitych kierunkach ciągnęły się szkarłatne odciski stóp.
Na ten widok Martinowi zrobiło się niedobrze, przypomniały mu
się wszystkie nieszczęśliwe wypadki z czasów stażu. Wzdrygnął się, po
chwili mdłości ustały. Celowo wymijając szerokim łukiem plamy krwi,
przeszedł przez wahadłowe drzwi do salki anestezjologicznej. Przy-
trzymał otwarte drzwi stopą i zapalił światło. W środku nie było
jednak tak ciemno, jak się spodziewał. Drzwi były uchylone mniej
więcej na piętnaście centymetrów, wpuszczając do wnętrza trochę
światła z korytarza. Philips zapatrzył się w nie zaskoczony, nim nad
głową rozbłysły mu świetlówki.
Na środku mniej więcej o połowę mniejszego od sali operacyjnej
pokoju stał wózek z przykrytym prześcieradłem ciałem. Wystawały spod
niego jedynie palce stóp, co wywierało obsceniczne wrażenie. Stanowiły
dobitne potwierdzenie, że pod spodem znajduje się rzeczywiście ludzkie
ciało. Na prześcieradle leżała niedbale rzucona historia choroby.
Oddychając płytko, jak gdyby śmierć była zarazliwa, Philips ominął
wózek i otworzył na całą szerokość drzwi na korytarz. W jego polu
widzenia znalazł się śpiący chirurg i kilku noszowych. Rozejrzał się
w obie strony, zastanawiając się, dlaczego wcześniej nie zauważył
otwartych drzwi. Nie potrafiąc sobie wytłumaczyć tej niezgodności, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •