[ Pobierz całość w formacie PDF ]

innych.
- Nie sądzę, żeby przyjęcie zaproszenia na stek było równoznaczne z
uzależnieniem.
Violet się roześmiała.
-
W każdym razie, dziękuję - odpowiedziała.
Blake skończył sałatkę i zabrał się za stek. Nie używał przypraw i
zauważył, że Violet też nie.
-
Jaką muzykę lubisz? - zapytał.
Zawahała się.
- Country. I klasykę. I trochę hard rocka. Teraz Blake się roześmiał.
- To zupełnie tak jak ja.
- A lubisz czytać? Skinął.
- Historię starożytną i biografie. Uśmiechnęła się nieśmiało.
-
A ja literaturę kobiecą, książki ogrodnicze i kucharskie.
Poszukał wzrokiem jej oczu.
-
Twoja mama wspomniała, że interesuje cię astronomia.
-
Owszem - potwierdziła. - Chciałabym mieć teleskop.
Pochylił się ku niej.
-
Mam dwunastocalowego Schmidt-Cssegraina.
To był kosztowny, złożony teleskop. Violet marzyła o czymś takim.
Wciągnęła powietrze.
-
Naprawdę?
Znów się roześmiał.
- Spędzam sporo czasu na obserwacjach. Za miastem nie
przeszkadzają światła.
- Założę się, że widzisz kratery na księżycu - westchnęła.
-
Nawet mogę do nich zajrzeć - poprawił ją.
Gwizdnęła cicho.
- Chciałabym przez niego popatrzeć.
- Załatwione. Pod warunkiem, że zniesiesz towarzystwo dwóch
wojowniczych kotek syjamskich.
-
Lubię Mee i Yow - odpowiedziała.
Blake spuścił wzrok na własny talerz.
-
Dużo myślałem o naszej sytuacji - powiedział. - Kiedy
odeszłaś, wszystko się popsuło. Nie potrafię odnaleźć dawnej pogody
ducha.
Odłożyła widelec i siedziała, patrząc na niego. Serce biło jej jak
szalone. Czyżby... ? Podniósł wzrok.
- Naprawdę nie miałem zamiaru się żenić, ale dobrze mi z tobą. I
chciałbym być z tobą nie tylko w pracy.
- Nie rozumiem - zająknęła się.
Sięgnął po jej dłoń, splótł ich palce, spojrzał w jej niebieskie oczy i
poczuł się jak tonący.
- Pomyślałem, że moglibyśmy się zaręczyć - desperacko próbował
znaleźć właściwe słowa, co mu zupełnie nie wyszło.
- Ty i ja? - wykrzyknęła Violet zaskoczona.
- Ty i ja - odpowiedział. - Mamy ze sobą wiele wspólnego, a z czasem
będzie jeszcze więcej. - Ściszył głos. - A fizycznie pasujemy do siebie
wprost idealnie.
Zarumieniła się lekko.
- Ale mówiłeś, że nie chcesz się żenić ani mieć dzieci...
- Mężczyźni mówią wiele głupstw, zanim się zdecydują na zmianę
wygodnej rutyny - odpowiedział. - Jestem typem samotnika i niełatwo
mi podjąć taką decyzję.
- Przecież mnie nie kochasz - wyrzuciła z siebie.
Nie mógł udawać. Wyglądałoby to na kłamstwo. Violet była
spostrzegawcza. Znów splótł palce ich dłoni.
-
Przyjaźń i szacunek to najlepsza droga do miłości -
odpowiedział dyplomatycznie. - Nie mogę dać ci gwarancji wiecznego
szczęścia. Ale obiecuję, że będę cię lubił i szanował. Reszta się ułoży.
Wiem to. Daj mi szansę. Powiedz tak.
Violet się zawahała. Jego słowa nie brzmiały szczerze. Nie udawał
dozgonnej miłości, ale i niewiele obiecywał. Lubić mógł ją pies albo
kot. Od Blakea oczekiwała dużo więcej. Co to za małżeństwo, jeżeli
on nie odwzajemnia jej uczucia?
Podoba mu się, to na pewno, ale wiadomo, że zauroczenie fizyczne
nie trwa wiecznie, zwłaszcza, jeżeli brak mu trwalszych podstaw.
-
Chciałabyś obietnicy uczucia, które potrwa wiecznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •