[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeciwnik to coś zdecydowanie brzydkiego i obcego, co opanowało przedstawi-
ciela naszego gatunku podczas długiej podróży z Ziemi na Proximę. . . patrząc na
to z szerszej perspektywy, wiedział jednak znacznie więcej niż ja o sensie naszej
egzystencji. Te stulecia jałowego dryfowania w przestrzeni i oczekiwania na ja-
kąś formę życia, którą mógłby opanować i stać się, zaistnieć. . . może one były
właśnie źródłem tej wiedzy; nie doświadczenie, lecz nie kończąca się samotność.
W porównaniu z nim ja nie wiem nic, nie osiągnąłem niczego.
W drzwiach stanęli Fran i Norm Scheinowie.
— Hej, Mayerson, no i jak było? Co myślisz o Chew-Z?
Weszli do pokoju, z niecierpliwością czekając na odpowiedź.
— To się nie przyjmie — burknął Barney.
— Ja tak nie uważam — powiedział rozczarowany Norm. — Podobało mi się
o wiele bardziej niż Can-D. Tyle że. . . — Zawahał się, zmarszczył brwi i nie-
spokojnie zerknął na żonę. — Przez cały czas czułem czyjąś obecność. To psuło
wszystko. Oczywiście przeniosłem się z powrotem do. . .
— Pan Mayerson wygląda na zmęczonego — przerwała mu Fran. — Później
opowiesz mu wszystko dokładnie.
Mierząc Barneya spojrzeniem Norm Schein powiedział:
— Dziwny z ciebie ptaszek, Barney. Zaraz po pierwszym seansie odebrałeś
prymkę tej dziewczynie, pannie Hawthorne, uciekłeś i zamknąłeś się w swoim
pokoju, żeby to zażyć, a teraz mówisz. . . — Wzruszył filozoficznie ramionami.
— No, może po prostu wziąłeś zbyt wiele naraz. Przedawkowałeś, człowieku. Ja
mam zamiar znów spróbować. Ostrożnie, rzecz jasna. Nie tak jak ty.
I dodając sobie otuchy dorzucił głośno:
— Ja uważam, że to dobra rzecz.
— Oprócz — powiedział Barney — tego wrażenia czyjejś obecności.
— Ja też to czułam — powiedziała cicho Fran. — I nie zamierzam brać tego
Chew-Z ponownie. Ja. . . boję się. Nie wiem, co to jest, ale się boję.
Zadrżała i przysunęła się do męża; machinalnie objął ją ramieniem.
— Nie bój się. To po prostu usiłuje żyć, tak jak my wszyscy.
— Ale to było takie. . . — zaczęła Fran.
— Coś, co jest tak stare — rzekł Barney — musi się nam wydać nieprzyjemne.
Ono nie mieści się w naszej koncepcji czasu. To potworność.
— Mówisz, jakbyś wiedział, co to jest — rzekł Norm.
Bo wiem, pomyślał Barney. Ponieważ, jak powiedziała Anne, część tego jest
teraz mną. I będzie, dopóki nie umrze po upływie kilku miesięcy, zwracając tę
164
część mnie, którą włączyło w siebie. Przeżyję przykre chwile, gdy Leo wystrzeli
po raz drugi. Ciekawe, jakie uczucie. . .
— Ono ma imię — powiedział do wszystkich, a szczególnie do Norma Sche-
ina i jego żony — które rozpoznalibyście, gdybym je wyjawił. Chociaż samo ni-
gdy by się tak nie określiło. My je tak nazwaliśmy. Z doświadczenia i z odległości,
poprzez tysiące lat. Jednak wcześniej czy później musieliśmy się z tym zetknąć
bezpośrednio. Nie na odległość.
— Masz na myśli Boga — powiedziała Anne Hawthorne.
Nie miał ochoty odpowiadać; zaledwie skinął głową.
— Jednak. . . to z ł o..? — szepnęła Fran Schein.
— To tylko jeden z aspektów — odparł Barney — sposób, w jaki to odbiera-
my. Nic więcej.
Czy jeszcze nie udało mi się was przekonać? — zapytywał się w duchu. Czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •