[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tą. Byłem już wówczas u szczytu studiów retorycznych,
cieszyłem się tym i nadymałem wielką pychą. Ty wiesz
jednak, Panie, że zachowywałem się znacznie spokojniej
niż tak zwani wywrotowcy; to dzikie, wręcz diabelskie
miano uchodziło za symbol niezwykłej elegancji. Trzy-
małem się z dala od wzniecanych przez tych ludzi awan-
tur. Ale stykałem się z nimi w codziennym życiu i odczu-
wałem przewrotny wstyd, że nie byłem taki jak oni; nie-
raz zabiegałem o przyjazń różnych ludzi z tego kręgu. Czyny ich jednak zawsze mnie mroziły. Po
łobuzersku,
uwłaczali oni godności nieznajomych, szydzili z nich bez
żadnego z ich strony powodu i stąd czerpali niegodziwą
uciechę. Trudno mi wskazać coś, co byłoby podobniejsze
do działania diabelskiego. Czyż więc określenie  wywro-
towcy" nie było dla nich najwłaściwszym mianem? Sta-
rając się wszystko wywrócić na opak, sami też byli prze-
wrotni; szydziły z nich i tajemnie igrały nimi złe duchy
właśnie dlatego, że oni lubili zwodzić i wyśmiewać in-
nych.
4. W ich towarzystwie studiowałem w owych niedojrza-
łych jeszcze latach książki poświęcone sztuce oratorskiej,
w której chciałem zabłysnąć, aby dogodzić marnym ambi-
cjom mojej próżności ludzkiej. W zwyczajnym porządku
studiów natrafiłem wówczas na jedną z książek autora
imieniem Cycero, którego styl podziwiają wszyscy bardzo,
a jego ducha  już nie tak. Książka ta zawiera zachętę do
filozofii, a nosi tytuł Hortensjusz. To właśnie ona zmieniła
uczucia moje i ku Tobie, Panie, zwróciła moje modlitwy,
i nowe, odmienne wzbudziła we mnie życzenia i pragnie-
nia. Przed mymi oczyma zmarniały nagle wszystkie ambi-
cje światowe. Niewiarogodnym wprost żarem serca zaczą-
łem tęsknić do nieśmiertelności, jaką daje mądrość. I już
się zacząłem podnosić, aby do Ciebie wrócić. Nie do kształ-
cenia stylu (chociaż na taki właśnie cel łożyła środki ma-
terialne moja matka w owym dziewiętnastym roku mego
życia, gdy ojciec już od dwóch lat nie żył)  nie do kształ-
cenia stylu posługiwałem się tą książką. Wywarła na mnie
wpływ nie stosowanym w niej sposobem mówienia, ale
tym, co mówiła.
Jak gorąco pragnąłem, Boże mój, o, jakże ja pragnąłem
odlecieć od rzeczy ziemskich do Ciebie! A nie wiedziałem,
co czyniłeś ze mną; w Twojej mocy jest mądrość. Umiło-
wanie zaś mądrości, jakie we mnie rozniecała ta książka,
nosi greckie miano: filozofia. Są tacy autorzy, którzy pod pozorem głoszenia filozofii wodzą
czytelników na manow-
ce; wielkim, błogim, czcigodnym jej mianem barwią
i upiększają swoje rojenia. Prawie wszystkich tego rodza-
ju autorów, jacy żyli w jego czasach i wcześniej, autor
mienia i demaskuje w tej książce. Można dzięki temu
zrozumieć słuszność upomnienia, jakie z Twego ducha prze-
kazał dobry i pobożny sługa Twój, apostoł Paweł:  Bacz-
cie, aby was kto nie zwiódł i nie wziął do niewoli przez
filozofię oraz przez czcze urojenia oparte na podaniach lu-
dzkich i na żywiołach tego świata, a nie na Chrystusie.
Bo w Nim cała pełność bóstwa zamieszkuje cieleśnie" 1.
Jeszcze nie znałem wówczas  Ty dobrze wiesz o tym,
Zwiatłości serca mego  tych słów apostoła, ale już cie-
szyło mnie w owej książce przynajmniej to, że zachęcała
nie do takiej czy innej sekty, lecz do umiłowania samej
mądrości, jakabykolwiek ona była, do szukania jej, kro-
czenia jej tropami, uchwycenia się jej, przywarcia do
niej z całej mocy. Zapalało mnie to, płonąłem. A żarliwość
ta stygła we mnie tylko przez to, że nie było tam imienia
Chrystusa. Dzięki Twemu miłosierdziu bowiem to imię
Syna Twego, mego Zbawcy, już z mlekiem matki moje
serce w dzieciństwie wchłonęło w siebie pobożnie i bardzo
głęboko przechowywało. I jeśli gdzieś brakło owego imie-
nia, to choćby dzieło miało najwytworniejszą formę lite-
racką i głosiło rzeczy prawdziwe, nie mogło porwać mnie
całego.
5. Postanowiłem więc zbadać księgi Pisma Zwiętego, sam
się przekonać, co w nich się kryje. I oto widzę coś, co prze-
kracza umysł pysznych, ale dzieciom też nie jest dostępne.
Wchodzimy tam nad niskim progiem, a potem wznosi się
nad nami wyniosłe sklepienie, spowite w tajemnice. Wów-
czas jeszcze nie dorosłem do tego, bym potrafił tam wejść
i tak ugiąć karku, by móc wędrować przez tę dziedzinę.
1 Kol 2, 8 9. Nie odczuwałem cech Pisma Zwiętego w taki sposób, jak
je teraz określam; raczej wydało mi się nie dość dostoj-
ne, gdy je porównywałem z monumentalną prozą Cycero-
na. Moja pycha nie chciała się pogodzić z właściwą Pismu
miarą stylu. Brakowało mi też dostatecznej przenikliwości
abym się zdołał przedrzeć do głębi tych Ksiąg. Nie ma
wątpliwości, że w miarę, jak dziecko rośnie, Pismo rośnie
z nim razem. Lecz ja w swej pysze nie chciałem być dziec-
kiem. Nadęty, wydawałem się sam sobie wielkim człowie-
kiem.
6. I niebawem wpadłem w towarzystwo ludzi zarozumiale
bredzących, pogrążonych w sensualizmie i w gadulstwie2
W ich teoriach kryły się sidła naprawdę diabelskie, pokry-
te zdradnym lepem, przywoływaniem zgłosek imienia
Twego, a także imienia Chrystusa Pana i imienia Pocie-
szyciela, Ducha Zwiętego. Miana te nigdy nie schodziły
z ich warg, lecz tylko jako dzwięki głośno wykrzykiwane.
W sercach bowiem prawdy nie było. Ciągle mówili:
 Prawda! Prawda!" Uparcie to wokół mnie mówili; a nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •