[ Pobierz całość w formacie PDF ]
botę. Trzeba było raz usłużyć panu Bergeret, który nie chciał jadać z panią, drugi raz
pani Bergeret. Choć pan Bergeret uporczywie ignorował jej istnienie, nie obywała
się przecież bez pożywienia. Jak w oberży wzdychała młoda Eufemia. Pani Bergeret
nie otrzymywała już pienięóy od pana Bergeret, więc mówiła do niej: Obliczysz wy-
datki z panem . Eufemia z drżeniem przynosiła wieczorem książeczkę panu, który, nie
mogąc nastarczyć zwiększającym się wydatkom, odsyłał ją władczym gestem. Odchoói-
ła przygnębiona przeszkodami przewyższającymi jej rozum. %7łyjąc w takich warunkach,
traciła wesołość: nie słychać już było w kuchni jej śmiechu i śpiewu, którym towarzyszył
stuk rondli, skwierczenie tłuszczu rozlanego na blachę, głuchy huk mięsa siekanego na
stole wraz z kawałkami palców. Nie miała już swych radości ani hałaśliwych smutków.
Mawiała: Ja tu zwariuję w tym domu . Litowała się nad panią Bergeret. Pani ta była
teraz dobra dla niej. Spęóały wieczory, sieóąc razem pod lampą i zwierzając się sobie
nawzajem. Z sercem pełnym tych uczuć młoda Eufemia powieóiała panu Bergeret:
Odchoóę; pan także jest złym człowiekiem. Chcę odejść.
I znowu zaczęła obficie wylewać łzy. Wyrzut ten nie rozgniewał pana Bergeret. Udał,
że go nie słyszy. Był zbyt rozumny, by nie wybaczyć prostej óiewczynie tej śmiałości.
W duchu uśmiechnął się nawet, albowiem w mrocznych głębiach swej duszy, pod pokry-
wą rozumnych myśli i pięknych maksym, chował ów instynkt pierwotny, właściwy nawet
najłagodniejszym, najbaróiej oświeconym luóiom, który każe im się radować, gdy ich
ktoś wezmie za istoty óikie, jak gdyby zdolność szkoóenia i niszczenia była najcenniej-
szą cechą żyjących, ich główną cnotą i najwyższą dobrocią. Po zastanowieniu okazuje się
to prawdą; życie utrzymuje się i wzmaga tylko przez rozlew krwi, toteż najlepsi są ci, co
najwięcej mordują. Ci, którzy óięki właściwościom rasy i pożywienia najsilniejsze zadają
ciosy, uznani są za szlachetnych, podobają się kobietom, które pragną zawsze wybierać
najsilniejszych i nie potrafią odóielić w umyśle swym siły zapładniającej od siły niszczy-
cielskiej, są one bowiem istotnie nierozóielnie złączone w przyroóie. Toteż w medyta-
cyjnym swym umyśle, gdy młoda Eufemia głosem gminnym jak bajka Ezopa powieóiała
u u ara bicz.
anat e an e Manekin trzcinowy 59
panu Bergeret, że jest złym człowiekiem, zdało mu się, że słyszy szmer pochlebny, który
przedłużając prostą przemowę służącej mówi mu: Wieó, Lucjanie Bergeret, że jesteś
złym w zwykłym znaczeniu tego słowa, czyli zdolnym szkoóić i niszczyć; jesteś w pełni
życia, w stanie zdolnym do obrony, w droóe do podbojów. Wieó, że na swój sposób
jesteś olbrzymem, potworem, ludożercą, człowiekiem strasznym . Ale że skłonny był do
wątpienia i nie chciał brać sądów luókich bez badania, począł sam siebie badać, chcąc
upewnić się, czy jest istotnie taki, jak mówiła Eufemia. Z pierwszego wejrzenia na swą
wewnętrzną istotę stwieróił, że, ogólnie wziąwszy, nie jest zły, że przeciwnie, jest czło-
wiekiem litościwym, czułym na cierpienia innych, że sprzyja nieszczęśliwym, miłuje bliz-
nich, że chciałby spełniać wszystkie ich żądania, wszystkie życzenia zarówno dozwolone,
jak i zdrożne, bo miłości do rodu luókiego nie zamykał w granicach systemu moral-
nego i troszczył się o wszelkie niedole. Za niewinne uważał wszystko to, co nie szkoói
nikomu. Toteż w duszy jego było więcej pobłażania, niż pozwalają na to prawa, zwyczaje
i rozliczne wierzenia ludów. Tak więc, przyjrzawszy się sobie, przekonał się, że nie jest
zły, i zawstyóił się. Przykro mu było, iż musi przyznać się do owych wzgaróonych za-
let umysłu, które życiu siły nie przydają. Przy pomocy doskonałej metody szukał jednak
dalej, czy w jakichś okolicznościach nie utracił swej zwykłej dobroduszności charakteru
i pokojowego usposobienia właśnie względem pani Bergeret. I przekonał się wkrótce, że
właśnie przy tej sposobności postąpił sprzecznie z ogólnymi swymi zasadami i uczucia-
mi, że zachowanie jego wykazywało na tym punkcie godne uwagi osobliwości, z których
zanotował najóiwniejsze.
Osobliwość główna: udaję, że uważam ją za występną, i zachowuję się względem niej,
jak gdybym istotnie myślał tak pospolicie. Podczas gdy ona w sumieniu swoim uważa się za
winną przez to, że cuóołożyła z panem Roux, moim uczniem, ja uważam to cuóołóstwo
za rzecz niewinną, jako że nikomu nie zaszkoóiło. Pani Bergeret jest moralniejsza ode
mnie. Lecz mając się za winną, przebacza sobie. Ja zaś, który nie uważam jej za winną,
nie przebaczam jej. Myśl moja względem niej jest niemoralna i łagodna, postępowanie
moje zaś moralne i okrutne. Potępiam bez litości nie jej czyn, który według mego zdania
jest tylko śmieszny i niestosowny, lecz ją samą, winną nie tego, co zrobiła, lecz tego, że
jest tym, czym jest. Młoda Eufemia ma rację: jestem złym człowiekiem .
Zgoóił się na to i snując nowe myśli, mówił sobie dalej:
Jestem zły, bo óiałam. Nie potrzebowałem tego doświadczenia, by przekonać się,
że nie ma czynów niewinnych, że óiałać znaczy szkoóić lub niszczyć. Gdy zacząłem
óiałać, stałem się istotą złoczyniącą .
Nie bez racji przemawiał do siebie w ten sposób, gdyż spełniał czyn systematyczny,
ciągły, stały, który polegał na tym, by odjąć pani Bergeret wszystkie dobra niezbędne dla
jej prostackiego człowieczeństwa, dla jej zmysłu roóinnego, dla jej natury towarzyskiej,
uczynić przez to jej życie nieznośnym i ostatecznie z korzeniem wyrwać z domu niemiłą,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]