[ Pobierz całość w formacie PDF ]

płyną słowa prawdy.
W przeciwieństwie do Kitty i innych kobiet, które znał
przelotnie, Quenella nawet w najmniejszy sposób nie starała
się zwrócić jego uwagi czy go kokietować.
 Cokolwiek czuje do mnie", powiedział do siebie,  jest dla
mnie interesującym zjawiskiem nie tylko jako kobieta, ale
przede wszystkim ludzka istota".
W swoim przedziale Quenella poleciła pokojówce, aby
pomogła jej się rozebrać, i włożyła atrakcyjną koszulkę nocną
z muślinu, obszytą koronką.
Muślin, choć bardzo cienki, i tak krępował jej ruchy. W
przedziale panował przytłaczający upał i elektryczny wiatrak
nie nadążał wymieniać powietrza.
W tym momencie pomyślała ze współczuciem o
pasażerach trzeciej klasy; stłoczeni jak sardynki w dusznych
przedziałach nawet nie mogli marzyć o spaniu.
- Nic nie sprawia w życiu większej radości -
przypomniała sobie słowa ojca - niż drobne przyjemności na
co dzień.
Leżąc w wygodnym łóżku, z miękkimi poduszkami pod
plecami, pomyślała, iż nie da się ukryć, że to duża
przyjemność.
O tyle jeszcze rzeczy chciała spytać Rexa, ale bała się go
zanudzać; i tak wykazał wyjątkową uprzejmość ucząc ją urdu
w czasie ich morskiej podróży.
Choć - jak sądziła - lekcje te już się skończyły i choć może
zatrudnić wielu innych nauczycieli, żaden z pewnością nie
potrafi uczynić wszystkiego tak interesującym.
Osoba Rexa sprawiała też, że każda lekcja przynosiła jakiś
osobisty i serdeczny wątek.
Nocami powtarzała sobie wszystko, o czym rozmawiali w
ciągu dnia. Nagle uświadomiła sobie, że przestała się lękać
swojego nauczyciela. Przestała się go bać, choć był z krwi i
kości mężczyzną.
"Tata powiedziałby, że mam dużo szczęścia wychodząc za
Rexa", skomentowała w duchu swoje przemyślenia.
Nagle, przez moment, wykrzywiona grymasem twarz
księcia przemknęła w mrokach przedziału.
Chwilę pózniej miała wrażenie, że Kriszna, bóg miłości,
ma ją w swojej pieczy.
Widziała jego szczupłą postać, niezwykły wdzięk dłoni
trzymających flet, uśmiech jego warg.
Kriszna, bóg miłości!
Gdy ta wizja pojawiła się w umyśle Quenelli, prawie
podświadomie zaczęła się modlić:
- Daj mi miłość, Kriszno! O, Panie, ześlij na mnie miłość!
Quenella obudziła się z głębokiego snu w chwili, gdy
pociąg wtoczył się na stację. Na peronie panował zwykły
gwar.
Służąca zaciągnęła ciemne zasłony i Quenella wiedziała,
że w chwili, gdy pociąg się zatrzyma, żołnierze towarzyszący
jako ochrona rozstawią się przed ich wagonem.
Przerazliwy hałas stawał się coraz bardziej dojmujący i
wydało się jej, że kilku mężczyzn krzyczy głośniej niż inni.
Chciała wyjrzeć przez okno, ale wiedziała, że nie powinna
podnosić zasłon. Wstała z łóżka i przeszła w drugi koniec
wagonu.
W czasie podróży nie otwierano okien, gdyż kurz wdzierał
się do środka i grubą warstwą osiadał na wszystkim.
Pomyślała, że warto choć przez kilka chwil pooddychać
powietrzem innym niż bezustannie wprawiane w ruch przez
elektryczny wiatrak.
Podniosła żaluzję, otworzyła najpierw kratę, a potem
szybę okienną. Po drugiej stronie torów można było dostrzec
peron, na którym nic się nie działo; stały tam tylko sterty
bagaży i kilka ciemnych ciał zwiniętych jak dywany -
wiedziała, że to śpiący ludzie.
Podniosła oczy i ujrzała gwiazdy migoczące wysoko na
niebie.
Powietrze było duszne i choć oddychała głęboko, czuła, że
upał ją dusi.
Wtem usłyszała szept dobiegający z dołu wagonu; ktoś
powiedział po angielsku:
- Proszę otworzyć drzwi! Na miłość boską, otworzyć
drzwi!
Zerknęła w dół, ale nic nie dało się dostrzec prócz
ciemności.
Pomyślała, że się przesłyszała. Wówczas znów to
nastąpiło:
- Proszę otworzyć drzwi, błagam! Szybko! Nie ma czasu!
Ponieważ człowiek mówił po angielsku, Quenella bez
zastanowienia zrobiła, o co ją proszono; podniosła zapadkę, w
jakie są wyposażone wszystkie indyjskie wagony.
Wtedy jakaś postać wcisnęła się do przedziału.
Nocna lampka przy łóżku była tu jedynym światłem, a i
ona była przysłonięta grubym zielonym abażurem. Przez
chwilę trudno było dojrzeć postać przybysza.
Wiedziała tylko, że to mężczyzna, który otworzył drzwi i
zaciągnął żaluzje jednym szybkim ruchem.
Odwrócił się do Quenelli, która patrzyła na niego z
przerażeniem.
Miał ciemną karnację, z ciętej rany na twarzy sączyła się
krew. Niesamowicie brudne ubranie było podarte i
przesiąknięte krwią.
Próbowała krzyczeć, ale szok i przerażenie odebrały jej
głos.
Nagle człowiek zatoczył się, zgiął dziwnie i upadł
bezwładnie u jej stóp.
Wiedziała, że musi zacząć krzyczeć, ale zanim to zrobiła,
wybełkotał:
- Daviot... sprowadz... Daviota!
Choć był niewątpliwie Hindusem, nadal mówił po
angielsku, Quenella powstrzymała się więc od wezwania
strażników.
Spojrzała na mężczyznę leżącego na podłodze i dostrzegła
krew wypływającą z jego boku i wsiąkającą w dywan.
Miał zamknięte oczy, zaciśnięte wargi, ale jeszcze raz
wyszeptał z trudem:
- Daviot!
Trzęsąc się tak gwałtownie, że z trudem udało się jej
otworzyć drzwi do salonu, Quenella weszła i zastała
pomieszczenie pogrążone w ciemnościach.
Kierując się światłem spomiędzy żaluzji, boso podreptała
w stronę drzwi do przedziału Rexa.
Była przerażona i otumaniona, więc nie zapukała.
Nocna lampka oświetlała łóżko, a Rex spał w otoczeniu
swoich dokumentów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •