[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To był cios poniżej pasa.
- Czyżby? A czy myślałaś o tym, co będzie, gdy ten twój Tupper odkryje
po ślubie, że go oszukiwałaś?
- Nie oszukuję go - powiedziała spokojnie. - Zamierzam mu powiedzieć,
że nie umiem gotować. Ale pózniej - dodała po namyśle. - Nie pomożesz
mi? -Spojrzała na niego z niepokojem.
Joe westchnął ciężko.
- Pomogę. Jestem przecież twoim świątecznym życzeniem.
- To dlaczego wychodzisz?
- Dlatego że dziś i tak nic nie zrobimy. Nie mamy
286
GWIAZDKA MIAOZCI
podstawowych rzeczy. - Wskazał na puste szafki. - Jutro, kiedy będziesz
w pracy, przyniosę wszystkie składniki i naczynia. Tylko zostaw mi klucz
do mieszkania.
- Nie musisz tego robić.
- Muszę, cara. Wiem, co mówię. - W jego oczach pojawił się szelmowski
błysk. - Jutro wieczorem zaczynamy od nowa, zgoda?
- Więc naprawdę mi pomożesz?
- Naprawdę, Maddie. Masz przecież moje słowo.
- Poczekaj, dam ci ten klucz - szepnęła ze wzruszeniem i przeszła do
przedpokoju, by odnalezć zapasową parę.
- Maddie... - powiedział Joe tuż przed odejściem. - Mam prośbę. - Położył
dłonie na jej ramionach i ścisnął je lekko. - Pamiętaj, że możesz mi mówić
absolutnie wszystko. Chciałbym, żebyś była ze mną szczera. Będziesz?
Proszę...
- Joe, boję się - powiedziała Maddie następnego dnia, kiedy w
odpowiednio wyposażonej kuchni Joe przystąpił do udzielania
pierwszych lekcji.
- Daj spokój. Widziałaś przecież, jak Giorgio to robił. To dziecinnie
proste. - Podszedł do niej od tyłu i pomógł zawiązać jej fartuch. - Wierzę
w ciebie, Maddie - szepnął jej do ucha. - Najpierw potrzebna będzie
brandy.
Maddie zaczęła nerwowo przeszukiwać wszystkie szafki.
- Nie mogę znalezć miarki...
- Nie będzie potrzebna.
287
- Ale w przepisie...
- Potrafię sam odmierzyć odpowiednią ilość każdego produktu. Nauczę
cię. Patrz tylko.
Przygotowania przebiegały nadzwyczaj sprawnie. Maddie z podziwem
obserwowała, jak Joe błyskawicznie kroi, szatkuje, a potem miesza i
doprawia wszystkie sMadniki.
- Mam już tę brandy. Co teraz?
- Postaw to na stole i podpal. O, właśnie tak. -Zapalił zapałkę, po czym
ostrożnie dotknął nią naczynia. - %7łe też zachciało ci się płonącego
kociołka.
- Wiesz, jakie to zrobi wrażenie?
- Wyobrażam sobie.
- Czy mam nakładać potrawę, kiedy płonie? - spytała niepewnie.
- Tak, ale musisz bardzo uważać. No, spróbuj sama - uśmiechnął się
zachęcająco, po czym wrócił do przyrządzania innego z dań.
Maddie ostrożnie wsypała cukier i obficie polała go brandy. Potem dodała
jeszcze troszeczkę, i jeszcze...
- Teraz podpalam, tak? - upewniła się, gdy zaś Joe skinął głową, zapaliła
zapałkę i z przejęciem przytknęła ją do naczynia.
Niebieski płomień wystrzelił z hukiem aż pod sufit, Maddie pisnęła, a Joe
zerwał ze ściany gaśnicę i kilka sekund pózniej gruba warstwa piany
pokryła kuchenkę, podłogę i całe jej ubranie.
- Sparzyłaś się? - spytał, wyrywając z jej dłoni gorący garnek.
- Nie. Och... Wszystko w porządku - westchnęła, kiedy udało jej się nieco
ochłonąć. - Co się właściwie stało?
288
GWIAZDKA MIAOZCI
- Jak to, co się stało?! - Joe potrząsnął butelką z brandy, a właściwie
butelką po brandy. - Ile tego wlałaś?
- Sama nie wiem... Zrobiłam to samo, co ty. Milczał przez dłuższą chwilę.
Potem podniósł do
ust butelkę i wysączył z niej ostatnią kroplę alkoholu.
- Jutro kupujemy miarkę - odezwał się w końcu.
- Cara, nie wymachuj nożem w ten sposób, bo potniesz przy okazji pół
kuchni.
- Przepraszam.
- I uważaj na ziemniaki. Właśnie kipią. - Joe przekręcił kurek i zdjął
garnek z palnika. - Już dobrze, sam się tym zajmę.
Maddie wyjęła z szuflady notes i zanotowała w nim kolejną radę:
Ziemniaki - pamiętać, żeby nastawić minutnik! (i żeby nie zwracać
uwagi na zmysłowe usta kucharza!)"
- Co tam piszesz? - zainteresował się Joe.
- Och, nic takiego. Zapisuję tylko, jak długo powinny gotować się
ziemniaki.
- Maddie, to już czwarta strona. W czasie przyjęcia nie starczy ci czasu,
żeby czytać notatki. Będziesz musiała przede wszystkim zajmować się
gośćmi. Lepiej uważaj i staraj się sama wszystko zapamiętać.
- Uważam przez cały czas - odparła, choć prawdę mówiąc, od pierwszej
lekcji była mocno rozkojarzona. Niestety, to raczej sam Joe, a nie
instrukcje, których udzielał, skupiał jej uwagę.
- I tak wszystko zapomnisz. - Joe z rezygnacją
289
machnął ręką. - To nic nie da. Widzę przecież, że masz już dosyć. Ja
zresztą też. Zostawmy to na jutro, dobrze? Maddie z głuchym trzaskiem
zamknęła notatnik.
- W porządku - odparła, wzruszając ramionami.
- I jeszcze coś.
- Tak?
Zbliżył się do niej i pocałował ją pośpiesznie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]