[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Bądz zdrowa! I pisz dużo!
G.
Eisenach, poniedziałek 10 wieczór
W Barchfeld czas wlókł się monotonnie i dłużył.
Chciałbym nauczyć się gry na fortepianie, choćby
tylko z myślą o takich godzinach. I tu również
218/338
me uczucia krążyły wokół Twej miłości. Jeśli nawet
myślę o czymś innym, dusza moja wiąże się z Tobą
we wspomnieniu tysiącem skojarzeń, i choć cza-
sem wydaje mi się, że jestem od Ciebie daleki, nim
się spostrzegę, znów myślę o Tobie.
Następny list Cię ucieszy, bo mówi o życzliwości
ludzkiej względem Twoich bliskich. Część miner-
alogiczna nie jest dla Ciebie. Nb. moja jedyna
zdobycz z Barchfeld to cenny kawał rudy, który
Ci pokażę, jeśli zechcesz, i określę jego wartość.
A doprawdy lawa z Butspach jest bardzo piękna.
Tu w Eisenach uwolniłem się od wszystkiego, chcę
żyć wyłącznie dla siebie i Ciebie.
Stein jest u siostry i zapewne uważa swego pana
szwagra za bardzo wartościowego człowieka, choć
jest i z pozoru, i w rzeczywistości na pewno
nicponiem. Naturalnie staram się być uczynnym
dla Steina i pomagam mu, jak mogę. Jestem to
winien Tobie, czegoż bo każdego dnia nie jestem
winien Tobie i Twoim? Na cóż się zdadzą wszelkie
blaski i cienie miłości, jeśli brak jej czynu! Mów
mi zawsze o wszystkim, co Ci się u mnie podoba,
proszę Cię, gdyż nie zawsze to odczuwam.
Względy, jakie mi okazują w Gocie, zwracają
powszechną uwagę, sprawia mi to przyjemność
zarówno ze względu na mnie, jak ze względu na
dobro sprawy. I słusznie, żeby jeden dwór wyna-
219/338
grodził mi to, com stracił przez inny.
Pozdrów Ernesta i Fryca, pozdrów i siebie samą
ode mnie.
Książę jest zadowolony i w dobrym nastroju, choć
uważam, że to za droga zabawa karmić
osiemdziesiąt osób na tym pustkowiu i przy takim
mrozie, gdy jeszcze w dodatku dzików ani śladu,
tylko dlatego, że on chce na nie zapolować z
nagonką, a że łowy się nie udają, więc zamęcza
i zanudza swoich, nadto zaś utrzymuje parę dar-
mozjadów, szlachtę z sąsiedztwa, która mu nie
jest bynajmniej za to wdzięczna. I to wszystko w
najlepszej woli, by sobie i innym sprawić przyjem-
ność! Bóg jeden wie, czy on kiedyś wreszcie się
nauczy, że ognie sztuczne w południe nie wywołu-
ją żadnego efektu. Nie chcę być zrzędą, lecz on
nigdy ani nikogo nie pyta o radę, ani nie omawia
z nikim swoich planów. A zresztą widziałem go za-
ledwie parę chwil.
Proszę Boga, by mi pozwolił z każdym dniem swo-
bodniej samemu sobą gospodarzyć, bym mógł być
szczodry, zarówno gdy idzie o pieniądze czy o do-
bro, jak o życie lub śmierć.
G.
Wilhelmsthal, 13 grudnia 1781
Przede wszystkim, jak przed złożeniem ofiary, gdy
220/338
oddala się od siebie wszystko przyziemne, przede
wszystkim, kochana, jak Ty sama, chcesz,
ukochana Lotto, żaden... kochać... najwięcej... jej
wysokość..
O najjaśniej oświecona, o przepotężna, rzucać
mnie na wschodni sposób w pył przed obrazem,
z którego szydzę! Kiedy jesteś dla mnie  Ty", to
na miłość boską żadnego więcej  Pani"!  Jakże
oczekiwałem Twego listu, w końcu go otworzyłem
i znów widzę  Pan". Niech sobie teraz leży, muszę
go wpierw z, tego  Pana" na nowo przetłumaczyć.
Za karę nic napiszę nic o sobie i o swej miłości,
usłyszysz tylko, jak się wiedzie innym i mnie wśród
nich.
Tymczasem druga strona wyschła, a ja popraw-
iłem Twój list i skreśliłem wszystkie  Panu".
Dopiero teraz to będzie list! Wybacz, że o tę drob-
nostkę czynię tyk hałasu! Jakbyś mówiła o os-
obach trzecich, cokolwiek by to było... pozwól,
niech to będzie po raz ostatni, i wybacz.
Teraz jestem w Wilhelmsthal, chcę i muszę czekać
na to, co się zdarzy. Dziś rano chciałem odjechać,
lecz potem nic z tego nie wyszło, byłoby nietak-
tem, gdybym wyjechał. Zresztą dowiesz się o tym
wszystkim, gdy się spotkamy, kochana spowied-
niczko. Droga Lotto, przywiozę Ci pełną garść
moralnych i politycznych tajemnic, gdyż nie pode-
221/338
jmuję się o tym pisać, za wiele tego jest.
Książę wyczynia coś niemożliwego z tym
polowaniem, a jednak jestem z jego książęcej
mości zadowolony. Wszyscy pozostali grają swoje
role. Ach, Lotto, jak to dobrze, że nie gram żadnej.
Pozwalam się traktować jak gość, mogą się przede
mną uskarżać jak przed obcym, ani mnie to ziębi,
ani mnie to grzeje, byleby tylko książę, który na
ogół wie, czego chce, chciał czegoś lepszego.
Na nieszczęście nie czuje się on dobrze w domu,
choć bardzo lubi dwór.
Kochana, słodka moja, mam Ci tyle do
opowiedzenia!
Przysłali mi tu włoski przekład Wertera. Ten błędny
ognik jakąż wywołał sensację! Również tłumacz
zrozumiał go dobrze, jego przekład jest swobodny,
ale znikł w nim gdzieś zupełnie ów żarliwy wybuch
cierpienia i radości, które się bezustannie wzajem
przenikają, toteż trudno pojąć, czego pragnie bo-
hater. Moje ukochane imię zamienił na Anetę. Mu-
sisz to sama przeczytać i osądzić.
A więc minęło osiem dni, a ja tęsknię gorąco za
domern, nie tyle za domem, co za Tobą, jedyna,
gdyż wiedzie mi się dobrze, jakoś układają się sto-
sunki między mną a ludzmi; o nic się nie troszczę
i piszę dramaty. Mój Egmont będzie już wkrótce
gotów i gdyby nie ten fatalny czwarty akt, którego
222/338
nienawidzę, a który koniecznie muszę przerobić,
zakończyłbym w tym roku i tę przeciągającą się od
dawna pracę nad sztuką.
Dziś przybywa książę z Goty. Jutro wybierają się
na polowanie, mam nadzieję, że im ucieknę. W
niedzielę książę wydaje przyjęcie, by też raz zrów-
nać się z Ojcem w niebiosach, z tą tylko różnicą,
że goście spod płota od razu na początku znajdą
się na kartach Fouriera. Bez przerwy tylko się tu
jezdzi tam i z powrotem, włóczy konno, galopuje.
Marszałek dworu przeklina, nadkoniuszy burczy,
a w końcu wszystko idzie swoim trybem. Gdyby
te gonitwy i nagonki na zwierza przynajmniej nas
wzbogaciły o jakąś prowincję, pochwaliłbym je, ale
że tu chodzi o parę połamanych żeber, ubitych
koni i pustą sakiewkę, nie chcę z tym nic mieć
wspólnego, tyle tylko, że z tego wszystkiego udaje
mi się cośkolwiek uszczknąć do mojej polityczno-
moralno-dramatycznej teki. Przeczytałem włoski
przekład, coraz lepiej mi się podoba, język wcale
przyjemny, nie natknąłem się jeszcze na błędne
rozumienie tekstu, a to już wiele.
Książę jeszcze nie wrócił z Goty. Muszę kończyć,
bo goniec wyrusza. Adieu, po tysiąckroć jedyna.
Tak wiele mam Ci do powiedzenia.
G.
223/338
Weimar, 25 grudnia 1781
Dziękuję i jeszcze raz dziękuję za wszystko.
Wkrótce Cię zobaczę, nałożę odświętne szaty i tak
wystrojony ukażę się Tobie i dworowi, i wszędzie
będę rozpowiadał, jak Cię niewymownie kocham.
G.
Wiele szczęścia w dniu urodzin.
Weimar, 28 grudnia 1781
Niebu dzięki, że ten nastrój minął, a miłość Twoja
pozostała. Będę dziś pilnie pracował, to mi dobrze
zrobi. Herder pięknie rozprawia o wędrówce dusz,
ucieszą Cię te rozmowy, to przecież i Twoje
nadzieje, i Twoje myśli. Niektóre miejsca są wprost
urzekające. Bądz zdrowa, najdroższa. Wieczór za-
powiada się przyjemnie, bo Ty przyjdziesz wraz z
wieczorem.
G.
Weimar, 1 stycznia 1782
Wraz z pierwszym powolnym brzaskiem przesyłam
Ci powitanie na Nowy Rok. Wiesz sama, z jakim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •