[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wirginię. - Gdzie ma pani swoją książkę? Myślałem, że
wszyscy zapaleni czytelnicy noszą przy sobie coś na taką
okoliczność.
- Zazwyczaj tak robię, ale ponieważ wzięłam małą
torebkę
- wskazała kopertę na długim pasku - nie miałam miejsca
na książkę.
- A więc
nudziła się pani. - Wyciągnął rękę. - Czy
otrzymam biuletyn z powrotem, czy też zamierza go pani
zatrzymać?
Znów spojrzała na swoją dłoń, jakby należała do kogoś
innego. Zaczerwieniła się jeszcze mocniej.
- Och. Przepraszam. Wręczyła mu dokument.
- Dziękuję. - Dopiero teraz się uśmiechnął. Wystarczyło,
by serce zabiło jej mocniej.
W tej chwili Sammy otworzył przednie drzwiczki i zajął
miejsce kierowcy.
wyszedłem frontowymi drzwiami.
- Rozumiem, proszę pana.
Minivan płynnie włączył się
do ruchu. Wirginia
- Przepraszam. Nie zauważyłem, kiedy pan wyszedł. Jego
słowa odwróciły na chwilę uwagę Wildera.
- Nie szkodzi, Sammy. Zatrzymał mnie senator Chisom i
najchętniej zapadłaby się pod ziemię.
- Raport dotyczy firmy o szerokim profilu działalności
- odezwał się Wilder jak gdyby nigdy nic. - Uznałem, że
to
ciekawe
w
sytuacji,
kiedy
wszyscy
stawiają
na
specjalizację.
- Zorientowałam się, że to zakład użyteczności publicznej
- powiedziała nieśmiało Wirginia. - Często pan inwestuje w
takie firmy?
Wilder skinął głową i zaczął wyjaśniać wykres i jego opis.
Wirginia niewiele rozumiała, ponieważ nie mogła oderwać
wzroku od jego ust. Wywierały na nią wprost hipnotyzujący
wpływ.
- Cholera. - Zarumieniła się, kiedy mimo woli wymknęło
jej się to słowo.
Oczy Wildera zrobiły się okrągłe ze zdumienia.
- Słucham?
Wszystko wskazywało na to, że w jego obecności potrafi
się tylko rumienić.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że myślę na głos.
- Ponieważ rozmawialiśmy o akcjach, wnoszę,
że nie
spodobało się pani coś, co powiedziałem.
Kiedy masz wątpliwości, wal prosto z mostu. Ostatecznie
nie miała nic do stracenia. Jeśli zdradzi mu swoje myśli, może
przynajmniej zapamięta ją jako naiwną, prostą dziewczynę,
która uważała go za supermana.
- Jest pan bardzo przystojny, ale prawdopodobnie dobrze
pan o tym wie, przeglądając się codziennie w lustrze.
Pomyślałam,
że
każdy
lubi
słuchać
komplementów,
szczególnie z ust kogoś, kto nie musi się przypochlebiać.
- Czy stara się pani zdobyć punkty?
- Ależ skądże - zaprzeczyła. - Mówię to, bo to prawda.
Pana matka i ja, praktycznie biorąc, już zakończyłyśmy
sprawę portfela, nie zostało nic poza odebraniem przeze mnie
nagrody - nie chodzi o to, żebym uważała, że coś mi się
należy, ale zaproponowano mi, a ja się zgodziłam. Oczywiście
wezmę gotówkę, a nie lampkę... - Urwała. Widziała, że
słuchając jej, zmienia się na twarzy.
Znów się tak zachowała. Najpierw dała się ponieść
nerwom, a potem sama zapędziła się w kozi róg.
- Cholera - bąknęła pod nosem.
- Tak, wiem. Uważa pani, że jestem przystojny.
W innych okolicznościach zaśmiałaby się, ale powiedział
to z tak poważną miną, że się zawahała.
Odchyliła się na oparcie fotela i westchnęła głęboko.
- Przepraszam. Kiedy się zdenerwuję, zawsze tak
się
zachowuję.
- Staje się pani rozmowna?
- Plotę trzy po trzy.
- Rozumiem. A teraz jest pani zdenerwowana.
Położyła ręce na kolanach i przez chwilę się w nie
wpatrywała. A potem spojrzała prosto w jego orzechowe oczy.
- Tak.
- Czy to ja tak na panią wpływam?
- Tak. - Potrząsnęła głową. - Nie. - Skinęła głową. I tak
zrobiła już z siebie idiotkę. Pora z tym skończyć. - Tak.
- Na pewno?
- Tak.
- Przykro mi, że tak na panią działam. - Zmarszczył czoło.
- Jaką lampkę?
Wytrzeszczyła oczy.
- Słucham?
- Wspomniała pani o jakiejś lampie. - W jego tonie dało
się słyszeć zniecierpliwienie. - Co to za lampa? -
Prawdopodobnie tak zwracał się do swych pracowników,
kiedy chciał od nich uzyskać informację. Ale z nią mu się to
nie uda.
- Skoro nic pan o tym nie wie, lepiej niech to pozostanie
między mną a pana matką.
Bardzo wolno i wyraźnie powtórzył:
- Jaka lampa?
No dobrze, może czuje się trochę onieśmielona. Poza tym
cóż szkodzi, jeśli mu powie?
- Pana matka zdaje się
wierzyć, że to zaczarowana
lampka. Powiedziała, że znalazł ją pana ojciec w jaskini.
Nigdy pan o niej nie słyszał?
Nagle jego twarz się rozpogodziła. Wybuchnął gromkim,
szczerym śmiechem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]