[ Pobierz całość w formacie PDF ]
myślę, że jesteśmy kwita.
Sarah zaczerpnęła powietrza czując, jak jej gniew słabnie.
Dotknęła go przecież tylko, jej palce musnęły zaledwie szczupłe,
wyrazne rysy jego twarzy, dlaczego więc poczuła się tak dziwnie?
Zamknęła oczy przerażona, że wyczyta coś z jej wzroku, po czym
powiedziała nieśmiało:
- Pozwól mi odejść, James. Proszę.
Kiedy to mówiła, myślała przede wszystkim o tym, by
powstrzymać drżenie kolan. Nie była więc świadoma faktu, że po raz
pierwszy użyła jego imienia. Zdała sobie z tego sprawę dopiero, gdy
jej odpowiedział.
- Chyba mimo wszystko osiągnęliśmy jakiś postęp. Nie mam
zwyczaju traktować kobiet w sposób szowinistyczny, Sarah, ale tym
razem dzięki temu udało się zwalczyć tę twoją sztywną rezerwę. -
Uśmiechnął się lekko i patrzył na nią zmrużonymi oczyma. -
Nazwałaś mnie Jamesem, więc może udało mi się dokonać wyłomu
w okalającym cię murze.
Odsunął się na odległość kilku kroków, ale Sarah miała wrażenie,
że jeśli spróbuje zawrócić, znów zostanie zatrzymana siłą.
Postanowiła stać nieruchomo. Nie miało to nic wspólnego z falą
słabości, która ogarnęła nagle jej ciało.
Wzruszyła ramionami.
47
RS
- Pan MacAllister... James... co za różnica? Skoro tak nalegasz na
odwiedzenie tej kawiarni, to może już pójdziemy? Robi się pózno.
Drwiącym gestem wskazał jej drogę.
- Proszę bardzo. Tak się cieszę, że nareszcie dogadaliśmy się,
Sarah. Jeśli nie będziemy tracić czasu na kłótnie, powinno to
uprościć wiele spraw.
W milczeniu doszli do kawiarenki. Opadający tynk nie wyglądał
zachęcająco, ale kiedy James otworzył drzwi; Sarah ze zdziwieniem
spostrzegła, że w środku panuje tłok. Zawahała się przez chwilę,
zakłopotana faktem, że na ich widok ucichły rozmowy, ale James
dodał jej otuchy delikatnym ściśnięciem za łokieć. Patrzyła, jak
zmrużonymi oczami penetruje wnętrze. Zdawał się tak wysoki, silny
i zdecydowany, że poczuła się bezpieczna jak nigdy dotąd.
Niezależnie od dzielących ich różnic wiedziała, iż James będzie ją
chronił. Zwiadomość tego faktu zdawała się kruszyć otaczający ją od
lat mur lęku.
- Usiądzmy tam. - Skinął w kierunku małego stoliczka,
ustawionego w rogu sali i poprowadził ją, podtrzymując
opiekuńczym gestem jej ramię. Usiadł naprzeciwko i rozejrzał się
dokoła, napotykając ciekawskie spojrzenia innych mężczyzn, którzy,
pod wpływem jego władczego wzroku, spuszczali oczy. Było coś
upokarzającego w pewności siebie, jaka emanowała z Jamesa.
Niewielu mężczyzn zdecydowałoby się wejść mu w drogę, pomyślała
Sarah.
- Monsieur? - Głos barmana był bardziej uprzejmy niż
przyjacielski. James nie zwrócił na to najmniejszej uwagi i, nie
pytając Sarah o zdanie, zamówił dwa koniaki. Kiedy mężczyzna
oddalił się, spojrzał na nią i dostrzegł wyraz protestu na jej twarzy.
-Wiem, nie musisz mi mówić. Nie lubisz koniaku. - Wyjął z
kieszeni paczkę papierosów i zapalił jednego. - I oczywiście
nienawidzisz zapachu tytoniu.
Wzruszyła ramionami, wściekła, że tak łatwo potrafi ją przejrzeć.
- Jeśli zamierzasz niszczyć swoje zdrowie, to twoja sprawa. A jeśli
chodzi o koniak, to od czasu do czasu lubię wypić kieliszek.
48
RS
Uniósł brew, zaciągając się papierosem, a następnie wydmuchując
dym do góry.
- Zaskakujesz mnie. Nie sądziłem, że jakikolwiek alkohol mógłby
znalezć się w twoich ustach. Cóż by pomyślała twoja szanowna
przełożona, gdyby się dowiedziała, że nienaganna panna Marshall
gustuje w koniaczku?
Na jej twarzy pojawiły się rumieńce i odwróciła się. Dlaczego
wciąż to robił? Dlaczego czerpał przyjemność z ciągłego
przypominania o jej statusie?
- Jestem wolna. Po zajęciach w szkole mogę robić, co zechcę,
panie... -przerwała, widząc jego cyniczny uśmieszek. Zaczerwieniła
się jeszcze bardziej. James - dodała nieśmiało.
- Czyżby? Przyznaję, że to dla mnie szok. Miałem wrażenie, iż dla
ciebie zajęcia w szkole nigdy się nie kończą, że twoje całe życie kręci
się wokół pracy i poza nią nie istnieje nic. Ciekawe byłoby
dowiedzieć się o tym czegoś więcej, ale nie po to tu przyszliśmy.
Kiedy przyniosą drinki, proszę, byś zapytała barmana, czy widział tu
kiedyś Catherine i kiedy to było.
- Wyjął z kieszeni fotografię, popatrzył na nią z wyrazem bólu na
twarzy i podał Sarah.
Sarah wzięła małe zdjęcie i przyjrzała się mu, ze zdziwieniem
stwierdzając, że nigdy przedtem nie zauważyła ogromnego
podobieństwa łączącego Catherine z ojcem. Było ono widoczne
przede wszystkim w linii brody i ust. Mimochodem popatrzyła na
usta Jamesa, dostrzegając ich męskość, odróżniającą je od
delikatnych, miękkich ust Catherine. Na pewno kiedy całuje kobietę,
całkowicie pochłania jej wargi, zostawiając ślad, jakiego nie są w
stanie wymazać usta innego mężczyzny.
Ta myśl wstrząsnęła nią do tego stopnia, że mimo woli uniosła w
jego stronę zdumione i przerażone oczy. Nigdy przedtem nie myślała
o ustach mężczyzn, nigdy nie wyobrażała sobie pocałunków ż nimi.
Była zaskoczona, że to właśnie James MacAllister wywołał w niej
takie skojarzenia!
- Co się stało? - Wyciągnął rękę i dotknął jej dłoni. Jego długie
49
RS
zimne palce chłodziły jej rozpaloną skórę. Sarah drgnęła, zabrała
rękę, ale jeszcze przez chwilę czuła ślad jego dotyku.
-Nic.
- Na pewno? -W jego głosie była jakaś niepokojąca ciekawość.
Gdyby kiedykolwiek dowiedział się, że przez krótką, szaloną chwilę,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]