[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wraz z kilku innymi gródkami pewnemu Pomorzaninowi, spokrew-
nionemu ze sobą, imieniem Zwiętopołk, pod warunkiem [dochowania
mu] wierności, polegającym na tym, że nigdy nie miał odmówić mu
swych służb ani [wzbronić wejścia do] grodów pod jakimkolwiek
pozorem. Ale pózniej [Zwiętopołk] nigdy nie dochował zaprzysiężo-
nej mu wierności, nie wywiązał się z przyrzeczonych służb ani [bram]
grodów nie otwierał przybywającym [Polakom], lecz przeciwnie, jak
wiarołomny wróg i zdrajca siłą oręża osłaniał siebie i swoją własność.
Wobec tego książę północny Bolesław, doprowadzony do gniewu,
zwołał oddziały [swych] wojowników i obiegł najpotężniejszy gród,
Nakieł, zamyślając pomścić doznaną zniewagę. Siedząc tam od św.
Michała aż do Bożego Narodzenia i w codziennych walkach usilnie
atakując gród, wszystkie te trudy zupełnie na darmo ponosił, gdyż
wilgotność terenu, pełnego wód i bagien, nie pozwalała prowadzić
machin i przyrządów [oblężniczych]. Ponadto gród był tak dobrze
zaopatrzony w załogę i wszystko, co potrzebne, że przez cały rok nie
można by go zdobyć ani orężem, ani niedostatkiem czegokolwiek.
Sam też Bolesław, gdy został tam raniony strzałą, zapłonął jeszcze
większym gniewem [i pragnieniem], by się pomścić. Przeto Zwięto-
połk przez krewnych i zaufanych Bolesława wciąż zabiegał o pokój
albo jakiś układ, ofiarowując wielki okup wraz z zakładnikami. Zwa-
żywszy to Bolesław poniechał oblężenia i wrócił do domu, wyczeku-
jąc na sposobny czas, by powrócić i pomścić swoją zniewagę, ale
zabrał ze sobą część okupu i pierworodnego jego syna w charakterze
zakładnika.
Jakoż następnego roku, skoro Zwiętopołk nie dotrzymywał zobo-
wiązań ani zawartego układu i nie dbał o bezpieczeństwo syna, nie
kwapiąc się przybyć na umówiony z Bolesławem zjazd i nie myśląc o
tym, by przysłać usprawiedliwienie - Bolesław zgromadził swe woj-
sko i wiarołomnego wroga nawiedził do pewnego stopnia - ale nie
zupełnie - żelazną rózgą. Przybywszy na pogranicze Pomorza, gdzie
niejeden inny książę nawet z dużym wojskiem by się zawahał, Bole-
120
sław pospieszył naprzód z wybranym rycerstwem, pozostawiając
resztę wojska, gdyż powziął zamiar, by nagłym napadem zająć gród
Wyszegrad, jako że grodzianie nie spodziewali się tego i nie ubezpie-
czyli się. Gdy zaś przybyli nad rzekę, która wpadając do Wisły od-
dzielała od nich ów gród leżący w widłach rzecznych, wtedy jedni
zaczęli szybko jeden przez drugiego przepływać rzekę, a drudzy spo-
śród Mazowszan [mianowicie] przybywali Wisłą łodziami. W ten
sposób doszło do tego, że z nieświadomości większe straty poniesiono
w bratobójczej walce, niż wyniosły one w ciągu [następnych] dni
ośmiu przy oblężeniu grodu na skutek działań nieprzyjacielskich. Gdy
się wreszcie całe wojsko zebrało wkoło grodu i przygotowano już
rozmaite przyrządy potrzebne do zdobywania miasta, załoga, obawia-
jąc się uporczywej zawziętości Bolesława wobec wrogów, poddała się
uzyskawszy gwarancję bezpieczeństwa i w ten sposób uniknęła ze-
msty Bolesława i śmierci. Gród ów zajął Bolesław w ciągu ośmiu dni
i przez następne osiem dni pozostał w nim, by go umocnić i [na stałe]
zatrzymać w swych rękach; a pozostawiwszy tam załogę, ruszył
stamtąd i obiegł drugi gród.
Ten gród wszakże zdobył Bolesław z większym trudem i w dłuż-
szym przeciągu czasu, ponieważ ruszywszy do szturmu przekonał się,
że było tam więcej z zawziętszych wojowników, a miejsce samo wa-
rowniejsze. Gdy więc Polacy przygotowali przyrządy i machiny ob-
lężnicze, Pomorzanie [sporządzili] również wszelakie narzędzia
obronne. Polacy wyrównywali doły, znosząc ziemię i drzewo, by po
równym i gładkim podchodzić pod gród ze [swymi] drewnianymi
wieżami - Pomorzanie w odpowiedzi na to przygotowywali sadło i
smolne łuczywa, którymi powoli chcieli spalić owo nagromadzone
drzewo. I tak trzy razy skrycie zszedłszy z murów, spalili grodzianie
wszystkie przyrządy [oblężnicze] i po trzykroć Polacy znów je zbu-
dowali. Tak mianowicie blisko grodu stały drewniane wieże Bolesła-
wa, że grodzianie z wałów walczyli z nimi orężem i ogniem. I gdy
tylko Polacy atakowali gród bronią, ogniem, kamieniami i strzałami,
to tak samo grodzianie wszelkimi sposobami na równi się im odwza-
jemniali. Wielu z Polaków grodzianie ranili strzałami i kamieniami,
jeszcze więcej z grodzian zabijali codziennie Polacy. Poganie bowiem
byli pewni śmierci, gdyby ich gród wzięto szturmem, i dlatego woleli,
broniąc się, ginąć ze sławą niż tchórzliwie nadstawiać [dobrowolnie]
121
karku. Niekiedy jednak zamyślali zawrzeć układ z Bolesławem i gród
poddać, a innym razem prosząc o zawieszenie broni i oczekując po-
mocy, odkładali ten zamiar. Tymczasem Polacy bez wytchnienia czy
opieszałości, choć znużeni tylu trudami i czuwaniami, nie ustępowali,
lecz usiłowali zdobyć gród siłą lub podstępem. Pomorzanie, widząc
niezłomne postanowienie Bolesława, zrozumieli, że żadną miarą nie
potrafią ujść mu inaczej, jak przez poddanie grodu, a w największe
zwątpienie popadali z tego powodu, że od pana swego Zwiętopołka
żadnej już nie spodziewali się pomocy. Wobec tego powzięli posta-
nowienie dla obu stron w danej chwili dość odpowiednie, a mianowi-
cie otrzymawszy gwarancję bezpieczeństwa oddali gród, sami zaś cali,
ze wszystkim, co mieli, nietknięci odeszli, dokąd im się spodobało.
Na tym kończy się kronika
Anonima tak zwanego Galla
122
[ Pobierz całość w formacie PDF ]