[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niak na le wym ra mie niu i kil ka śla dów na że brach. I ob tar te dło nie.
Na szaf ce noc nej zna la złem wia do mość, w któ rej ser decz nie pro po no wa no mi wpła ce nie pie nię dzy
za miesz ka nie za pierw sze trzy dzie ści dni. Suma była wy so ka, ale do znie sie nia. Od li czy łem kil ka kre dy -
tek i wsu ną łem je do prze zor nie przy go to wa nej ko per ty, a na stęp nie po ło ży łem się na łóż ku, pod kła da jąc
zdro wą rękę pod gło wę. Po ściel była chłod na, trzesz czą ca świe żo ścią, przez otwar te okno wpa da ło sło ne
mor skie po wie trze. Nad uchem przy tul nie sy czał fo nor. Mia łem za miar chwi lę po my śleć, ale by łem zbyt
wy koń czo ny i szyb ko za sną łem.
Coś mnie obu dzi ło. Otwo rzy łem oczy i za czą łem czuj nie na słu chi wać. Gdzieś nie da le ko ktoś pła kał
albo śpie wał wy so kim dzie cię cym gło sem. Ostroż nie wsta łem i wy su ną łem gło wę za okno. Ktoś cien kim,
zry wa ją cym się gło sem mam ro tał:
- W trum nach po by li, wy cho dzi li i żyli, jako żywi po mię dzy ży wy mi&
Dało się sły szeć po chli py wa nie. Z da le ka, ni czym brzę cze nie ko ma ra, do bie ga ło: Dreszcz ka,
dreszcz ka! . Zno wu ode zwał się ża ło sny głos:
- Krew z zie mią zmie sza ją, nie po je dzą&
Po my śla łem, że to pi ja na Wuzi pła cze i za wo dzi w swo im po ko ju na gó rze.
- Wuzi! - za wo ła łem pół gło sem.
Nikt się nie ode zwał. Cien ki głos wy krzyk nął:
- Odejdz od wło sów mo ich, odejdz od mię sa mo je go, odejdz od ko ści mo ich!
Już wie dzia łem kto to. Wla złem na pa ra pet, ze sko czy łem na tra wę i wsze dłem do ogro du, na słu chu jąc
po chli py wań. Po mię dzy drze wa mi za ma ja czy ło świa tło, szyb ko na tra fi łem na ga raż. Bra ma była uchy lo na
i zaj rza łem do środ ka. Tam stał ogrom ny lśnią cy opel. Na sto li ku pa li ły się dwie świe ce. Pach nia ło aro -
ma tycz ną ben zy ną i go rą cym wo skiem.
Pod świe ca mi, na ław ce sie dział Len w bia łej ko szu li do pięt i boso, z gru bą, za czy ta ną książ ką
na ko la nach. Sze ro ko otwar ty mi ocza mi pa trzył na mnie, a jego bia ła twarz zmar twia ła z prze ra że nia.
- Co ty tu ro bisz? - za py ta łem gło śno i wsze dłem.
Pa trzył na mnie w mil cze niu, po tem za czął drżeć. Usły sza łem, jak stu ka ją jego zęby.
- Len, przy ja cie lu, nie po zna łeś mnie? To ja, Iwan.
Upu ścił książ kę i wci snął ręce pod pa chy. Po dob nie jak dzi siaj rano, jego twarz po kry ta była po tem.
Usia dłem obok chłop ca i ob ją łem go. Oparł się o mnie bez sil nie. Cały się trząsł. Spoj rza łem na książ kę.
Nie ja ki dok tor Nef uszczę śli wił ludz kość Wstę pem do wie dzy o zja wi skach ne kro tycz nych . Kop nia -
kiem po sła łem książ kę pod sto lik.
- Czyj to sa mo chód? - za py ta łem gło śno.
- Ma-mamy&
- Wspa nia ły ford.
- To nie ford. To opel.
- Rze czy wi ście, opel& pew nie wy cią ga ze dwie ście mil, co?
- Tak.
- A skąd wy trza sną łeś świe ce?
- Ku pi łem.
- Na praw dę? Nie mia łem po ję cia, że w na szych cza sach moż na gdzieś zdo być świe ce. A co, ża rów ka
się prze pa li ła? Wy sze dłem do sadu ze rwać jabł ko, pa trzę, a tu świa tło w ga ra żu&
Przy warł do mnie cia sno i po wie dział szep tem:
- Niech& niech pan jesz cze nie idzie.
- Do brze. A może zga si my świa tło i pój dzie my do mnie?
- Nie, tam nie moż na.
- Gdzie nie moż na?
- Do pana. Do domu nie moż na - mó wił z ogrom nym prze ko na niem. -1 jesz cze dłu go nie bę dzie moż -
na. Do pó ki nie za sną.
- Kto?
- Oni.
- Jacy oni?
- Oni. Sły szy pan?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]