[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Może nawet o dwa morderstwa, jeśli nie mylę się co do Valerie Shipley.
- Więc będzie to podwójnie niebezpieczne - stwierdziła Elizabeth. - Policja nie
zdołała trafić na żaden ślad w sprawie śmierci Brada. Skąd pewność, że tobie po tak
długim czasie uda się czegoś dowiedzieć?
- Muszę spróbować, Liz. Nie zniosę dłużej nieświadomości. Chcę prawdy.
Elizabeth pochyliła się gwałtownie.
- Czy tata wie o twoich zamiarach?
- Jake powie mu o tym jutro rano, kiedy będą grać w golfa. Postara się zrobić to
delikatnie.
- Tego nie da się zrobić delikatnie. Tata się wścieknie. Nie chce, żeby
ktokolwiek z rodziny wspominał o śmierci Brada.
- Wiem - przyznała Clare.
- Dlaczego tak się zawzięłaś, żeby dociekać, co się stało pół roku temu? To już
przeszłość. Brad nie żyje i szczerze mówiąc, nie leję łez z tego powodu.
- Ja też nie. Ale mówiłam ci, czuję, że śmierć Valerie ma z tym jakiś związek.
- I co z tego? Zostaw to policji.
- Stwierdzą, że to był wypadek. Dobrze wiesz.
- Może i tak, ale co nas to obchodzi? Valerie chciała cię zabić. Dwa razy. To ona
zniszczyła twój związek i karierę. Szczerze mówiąc, ulżyło mi, że już jej nie ma i
wreszcie przestanie jątrzyć.
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz? Jeśli się nie mylimy, to znaczy, że Brad nie
był przypadkową ofiarą włamywacza i Valerie też nie utonęła przypadkowo.
- Nie wmawiaj mi, że chcesz pomścić Brada i Valerie.
- Nie chcę - odparła Clare. - Ale nie podoba mi się, że morderca dwukrotnie
wykorzystał fakt, że akurat byłam w mieście. Na pewno wiedział, że wszystkie
podejrzenia w obu przypadkach padną na mnie. Traktuje mnie jako plan awaryjny, w
razie gdyby zaczęto zadawać pytania.
Elizabeth się skrzywiła.
- Ale w obu przypadkach nie postawiono ci żadnych zarzutów. Nie jesteś nawet
oficjalnie podejrzana.
- Dzięki nazwisku Glazebrooków. Wierz mi, niczego nie pragnę bardziej niż
przekonać się, że się mylę. Będę spała o wiele spokojniej, jeśli rzeczywiście tak jest.
- Czuję, że to naprawdę bardzo zły pomysł. Clare uśmiechnęła się smutno.
- Nie mój pierwszy.
- A co z tobą i Jakiem? - spytała Liz.
- Słucham?
- Nie patrz na mnie, jakbyś nie wiedziała, o czym mówię. Coś między wami jest,
prawda? To widać.
- Zmyślasz.
- Nie - odparła Elizabeth stanowczo. - Nie zmyślam. Clare skinęła głową.
- No to masz piąty poziom wrażliwości. To znaczy niezłą intuicję.
- Sypiasz z nim, prawda?
- Powiedzmy, że znalazłam nowe hobby.
- Jakie?
- Kąpiele na golasa. Odpowiesz mi na pytanie?
- O kochankę Brada? - Elizabeth zakołysała się kilka razy w przód i w tył. - Nie
potrafię podać ci jej nazwiska. Zwykle byłam tak nafaszerowana lekami i tak się
bałam, że naprawdę przechodzę załamanie nerwowe, że nie obchodziło mnie, kto to
jest. Wiedziałam tylko, że z kimś się spotyka.
- A pamiętasz, jak się o tym dowiedziałaś?
Elizabeth pomasowała kciukami skronie.
- Przestaliśmy ze sobą sypiać półtora miesiąca po ślubie. Przed ślubem i krótko
potem był wspaniałym kochankiem. Wykorzystywał swój seksualne talenty tak samo
jak atrakcyjny wygląd i urok osobisty.
- %7łeby manipulować ludzmi.
Elizabeth skinęła głową.
- Tak. Gdy przestał ze mną sypiać, zachowywał się tak, jakbyśmy utrzymywali
całkowicie normalne stosunki. Twierdził, że zapominałam o tym, że się kochaliśmy,
następnego ranka, bo mam jakąś blokadę psychiczną.
- Amnezję?
- Tak. I zaczął nalegać, żebym poszła do doktora Mowbraya. - Elizabeth
wzruszyła ramionami. - To było potworne. Budził mnie rano, przynosząc mi kawę do
łóżka, i mówił, jaka namiętna byłam w nocy. A kiedy nie mogłam sobie przypomnieć,
że się kochaliśmy, udawał dotkniętego i zmartwionego.
- Ale wiedziałaś, że z kimś sypia.
- Tak. Seks był dla niego bardzo ważny. Nie wytrzymałby długo bez niego. W
każdym razie, jeśli nie musiał. Ale do jego śmierci nie miałam żadnego konkretnego
dowodu. A wtedy, oczywiście, już mnie to nie obchodziło.
- Jakiego dowodu? Nigdy o nim nie wspominałaś.
- Znasz stare powiedzenie: pieniądz powie ci wszystko?
- Jasne.
- Kiedy Brad został zamordowany, musiałam przejrzeć mnóstwo jego
papierów. Chociaż się wyprowadził, a ja wniosłam pozew o rozwód, w chwili jego
śmierci nadal prawnie byliśmy małżeństwem.
- Pamiętam, że miałaś mnóstwo roboty, żeby uporządkować jego sprawy.
- Wszystko, co mogłam, oddałam w ręce prawnika. Większość pieniędzy Brada
miała Valerie. Bóg mi świadkiem, że wcale ich nie chciałam. W każdym razie jeszcze
długo potem przychodziły rachunki i salda kart kredytowych.
- Chyba zaczynam rozumieć. - Serce Clare zaczęło bić mocniej. - Trudno mieć
romans bez wydawania pieniędzy.
- Okazało się, że Brad miał kartę kredytową, o której dowiedziałam się dopiero
po jego śmierci, gdy zaczęły przychodzić rachunki. Moją uwagę przyciągnęła jedna
pozycja.
- Jaka?
- Przez prawie cały czas trwania naszego małżeństwa raz, a czasem dwa razy w
tygodniu spędzał popołudnia w spa w Phoenix. Prawdopodobnie tam spotykał się ze
swoją kochanką.
ROZDZIAA 28
Co, do cholery, jest między tobą i Clare? - spytał Archer. Jake wrzucił kij do
torby i stanął za kierownicą wózka golfowego.
Spodziewał się tego pytania od chwili, gdy stanęli nad pierwszym dołkiem.
Jedyną niespodzianką było to, że Archer wytrzymał z jego zadaniem aż do trzeciego
dołka. Glazebrook potrafił być zadziwiająco subtelny w interesach, ale w kwestii więzi
międzyludzkich na ogół wykazywał się kompletnym brakiem wyczucia.
Był wczesny niedzielny poranek i nadal panowała przyjemna temperatura, ale
słońce szybko przesuwało się po horyzoncie. I raziło w oczy. Obaj mieli już na nosach
okulary przeciwsłoneczne.
Od przyjazdu do Stone Canyon Jake chętnie grywał w golfa z Archerem. Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •