[ Pobierz całość w formacie PDF ]
któremu niezwyciężony Batach Gerandiun stworzył naszą potęgę; Mieczu Zwitu, który powodujesz, że
martwi ożywają, a żywi mogą żyć wiecznie, który czerpiesz swój blask ze świeżej krwi człowieka;
Mieczu Zwitu, przyjmij naszą nową ofiarę razem z przysięgą, iż będziesz nadal otoczony czcią w
Zwiątyni Batacha Gerandiuna, by dzięki tobie Starvel przetrwał wieczność! Przyjmij ofiarę z naszego
wroga, nikczemnego Pahla Bewcharda, należącego do przeklętej kasty, zwącej siebie kupcami!
Bewchard przemówił ponownie, jego wargi poruszyły się, lecz słowa ugrzęzły w histerycznym
zawodzeniu Pirackich Lordów.
Yaljon uniósł nóż ponad ciałem Bewcharda i w tym momencie książę Dorian nie zdołał już dłużej
panować nad sobą. Z jego piersi wydobył się nieludzki okrzyk, poprzedzający zawołanie bitewne
przodków:
Hawkmoon! Hawkmoon!
Rzucił się między zgromadzone wampiry, w kierunku cuchnącego basenu i jego odrażających
mieszkańców, szeregu ram z rozpiętymi ciałami martwych lub konających ofiar oraz błyszczącego,
budzącego lęk miecza.
Hawkmoon! Hawkmoon!
Piraccy Lordowie odwracali głowy, pieśń umilkła. Oczy Yaljona rozszerzyły się z wściekłości, odrzucił
do tyłu luzne szaty i wydobył miecz blizniaczo podobny do tego, który
trzymał intruz. Cisnął trzymany w dłoni nóż do wypełnionego krwią basenu i uniósł w górę miecz.
Głupcze! Czyżbyś nie wiedział, że żaden śmiertelnik wkraczający do Zwiątyni Batacha nie może jej
opuścić, dopóki z jego ciała nie wypłynie cała krew?
Dzisiaj z twojego ciała popłynie tu krew, Yaljonie! krzyknął Hawkmoon, ruszając do ataku.
Na jego drodze ku hersztowi wyrosło dwudziestu piratów z obnażonymi głowniami.
Skoczył na nich z furią. W gardle dusił odrażający fetor, oczy oślepiał blask bijący od miecza, poprzez
który dostrzegał jednak Bewcharda szamoczącego się w więzach. Pchnął jednego z piratów prosto w
serce, ciął drugiego, który odskoczył, runął do basenu i został natychmiast wciągnięty pod powierzchnię
przez żyjące w nim stwory, natarł na trzeciego, odcinając mu rękę. D'Averc dzielnie dotrzymywał mu
kroku, spychając przeciwników do tyłu.
Przez chwilę wydawało się, że atakując desperacko zdołają wyrąbać sobie przejście i uwolnić
Bewcharda. Hawkmoon przedostał się już nad samą krawędz potwornego, wypełnionego krwią
zbiornika i broniąc się przed atakami piratów usiłował drugą ręką przeciąć więzy Bewcharda. Lecz
nagle pośliznął się i osunął, zanurzając stopę po kostkę w basenie. Poczuł pod nogą coś odrażającego,
łukowato wygiętego, wyrwał stopę pospiesznie, ale w tym czasie piraci zdołali unieruchomić mu ręce.
Odrzucił głowę do tyłu i zawołał:
Przykro mi, Bewchard! Działałem instynktownie. Ale nie miałem czasu!
Nie powinieneś był podążać za mną! wykrzyknął zrozpaczony kapitan. Teraz na równi ze mną
staniesz się ich ofiarą i pokarmem dla potworów żyjących w basenie! Nie powinieneś był iść moim
śladem, Hawkmoonie!
ROZDZIAA X
PRZYJACIEL Z MROKÓW
Obawiam się, drogi Bewchardzie, że na próżno okazywałeś nam swą szczodrość!
Nawet w takiej sytuacji d'Averc nie potrafił powstrzymać się od ironicznych uwag.
Byli rozpięci po obu stronach Bewcharda na dwóch ramach, z których odcięto dwoje martwych już
ludzi. Pod nimi czarne stworzenia bezustannie wynurzały się i zapadały z powrotem pod powierzchnię
krwi wypełniającej zbiornik. Czerwona poświata z wiszącego nad głowami Miecza Zwitu zalewała całe
wnętrze, okrywała blaskiem zwrócone ku górze twarze wyczekujących Pirackich Lordów, padała na
oblicze Yaljona, którego nieruchome oczy pałające triumfem wbijały się w obnażone ciała dwóch
przyjaciół, pokryte takimi samymi jak u Bewcharda dziwacznymi symbolami.
Z basenu dobiegały mlaszczące odgłosy, potwory pływały w cuchnącej mazi, czekając bez wątpienia na
dopływ świeżej krwi. Hawkmoona przeniknął dreszcz obrzydzenia, z trudem opanowywał skurcze
żołądka. Czuł pulsowanie w głowie, a zdrętwiałe kończyny przeszywał dokuczliwy ból. Jego myśli
skierowały się ku Yisseldzie, ojczystej ziemi oraz nie wyrównanym rachunkom z Mrocznym Imperium.
Miał oto już nigdy więcej nie ujrzeć żony, nie odetchnąć powietrzem Kamargu, nie zaznać smaku
zwycięstwa nad Granbretanem, o ile takie mogło kiedykolwiek nastąpić. Utracił to wszystko próbując
ratować obcego, niedawno dopiero
poznanego człowieka, którego walka nic nie znaczyła wobec zmagań z siłami Mrocznego Imperium.
Teraz, o krok od śmierci, było już za pózno na rozpatrywanie tego wszystkiego. Miał bowiem wkrótce
umrzeć w straszliwy sposób, zarżnięty niczym prosię, czując, jak siły życiowe opuszczają go z każdym
uderzeniem serca.
Yaljon uśmiechnął się.
Nie wykrzykujesz już śmiałego zawołania bitewnego, niewolniku? Jesteś dziwnie milczący. Czyżbyś
nie chciał mnie o nic zapytać? Nie będziesz skamlał o życie? Nie będziesz błagał o to, by znów zostać
niewolnikiem? Nie będziesz prosił o wybaczenie za zatopienie mojego statku, zabicie moich ludzi i
znieważenie mnie?
Hawkmoon splunął w jego kierunku, ale nie trafił.
Valjon jakby od niechcenia wzruszył ramionami.
Czekam na nowy nóż. Kiedy zostanie przyniesiony i poświęcony według rytuału, przetnę twoje żyły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]