[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jak się ma dziś Joey? zapytała, próbując nawiązać
rozmowę w drodze do znajomej, biało-niebieskiej półciężarówki.
Dużo, dużo lepiej odparła machinalnie Amber,
wsiadając do ciężarówki i zatrzaskując drzwi. Lois włączyła
zapłon i silnik ożył.
Jeśli ma się lepiej, to co się dzieje? zapytała spokojnie
ciotka w chwilę potem, rzucając jej ukośne spojrzenie.
Jestem... zmęczona, to wszystko Amber odwróciła się
i spojrzała w okno w chwili, gdy samochód przecinał Kolorado i
kierował się ku błękitnawym, zamglonym wzgórzom.
To Barron, prawda? Mieliście sprzeczkę sondowała
ciotka. Nie otrzymała odpowiedzi, więc dodała:
Skarbie, oboje trzymaliście się wspaniale. To naturalne,
po tym kryzysie...
144
Słaba nić, trzymająca na wodzy uczucia Amber, pękła i
młoda kobieta zakryła twarz dłońmi, wybuchając płaczem.
To o wiele poważniejsze, Barron mnie nie kocha...
Udaje tylko przed wami... z powodu Joeya...
Nie wierzę w to! Nigdy nie widziałam nikogo bardziej
zakochanego!
To prawda! Zanim tu przyjechaliśmy, znalazłam go w
sypialni z Carlotta.
Pozwoliłaś mu się wytłumaczyć?
Nic nie było do tłumaczenia. Och, ciociu Lois, tak go
kocham, a on nie jest człowiekiem, któremu wystarczyłaby jedna
kobieta!
Bzdura!
Nie!
Resztę drogi przejechały w milczeniu. Amber nie
dostrzegała piękna porośniętych cedrami wapiennych skał,
pęków kwiecia rozrzuconych pośród soczystej, zielonej trawy,
malujących okolicę jaskrawymi kolorami.
Gdy wreszcie ciotka Lois skręciła z autostrady i ciężarówka
zaczęła podskakiwać na żwirowej drodze pod gałęziami cedrów,
do Amber zaczęło docierać znajome otoczenie. To była jednak
tylko słaba pociecha, nic nie mogło uleczyć nieznośnego bólu
serca, który odczuwała.
Ciotka natychmiast zatrudniła ją przy rozmaitych zajęciach,
które nagromadziły się w czasie ich pobytu w Austin u Joeya.
Amber, kiedy skończysz zmywać, zajrzyj do domku
gościnnego i sprawdz, co trzeba tam zrobić rozkazała krótko.
Amber miała dziwne wrażenie, że ciotka z jakiegoś powodu chce
się jej pozbyć.
Muszę wyskoczyć na pocztę.
Mgliście zaniepokojona, obserwowała niknącą w kłębach
kurzu ciężarówkę, która wiozła ciotkę Lois do miasteczka po
pocztę. Nie chciała zostać sama, ale ciotka nalegała:
Nic lepszego na złamane serce niż ciągłe zajęcie.
145
Pół godziny pózniej domek gościnny był czyściutki jak
pudełeczko, a ciotka Lois jeszcze nie wróciła. Rozglądając się po
błyszczącym umeblowaniu i świeżo odkurzonym dywanie,
Amber poczuła lekki dreszcz zadowolenia. Ciotka miała rację.
Praca pomogła.
Wychodząc z domku, Amber chciała wrócić do kuchni i
zająć się resztą prac domowych. Ale lśniący strumyk tak
zapraszająco migotał z cienia cedrowych drzew! Amber nagle
znalazła się na wydeptanej ścieżce wiodącej do jej ulubionego
miejsca, gdzie chroniła się zawsze, kiedy była smutna lub
zdenerwowana.
Stojąc na dnie wąwozu, podniosła wzrok na stary cyprys, na
który lubiła wdrapywać się jako dziecko, na jego zwisające,
bezlistne gałęzie okryte zielonym pnączem. Nagle ucieszyła się,
że ma na sobie pożyczone. od ciotki, wytarte dżinsy. Jako
dziecko spędziła na tej gałęzi wiele czarownych godzin. Na pniu
wciąż jeszcze znajdowało się kilka zaimprowizowanych,
drewnianych stopni przybitych gwozdziami. Chwytając się
pnączy wspięła się na gałąz i usiadła. Konar zaskrzypiał pod jej
ciężarem.
Słońce błyskało na powierzchni czystej, ciemnej wody pod
jej stopami, kiedy skuliła się na gałęzi. Dziki królik zbiegł do
strumyka, szybko napił się wody i znikł w gęstych, słodko
pachnących cedrowych zaroślach.
Czas mijał powoli, kołysząc do snu jej zszarpane nerwy. Po
chwili wydało jej się, że słyszy odległy warkot ciężarówki na
żwirowym podjezdzie, ale nie była tego pewna, bo bulgot
strumyka i cichy szelest gałęzi wokół niej tłumiły większość
odgłosów.
Prawdopodobnie ciotka Lois wróciła pomyślała Amber z
poczuciem winy. Powinna zejść z drzewa i wrócić do domu, żeby
jej pomóc. A jednak nad strumykiem tak było rozkosznie cicho i
spokojnie, że miała ochotę zostać tu jeszcze chwilkę...
Był tuż pod nią, gdy usłyszała jego kroki na luznym żwirze
ścieżki. Barron! Tłumiąc okrzyk, spojrzała w dół na ciemne,
146
faliste włosy poniżej jej stóp. Szybko przełknęła łzę, którą
wywołał jego nieoczekiwany widok.
Cóż on tu robił?
Wyszedł na słońce, a Amber przyłapała się na studiowaniu
jego wyblakłej, błękitnej kowbojskiej koszuli rozpiętej do połowy
opalonej piersi, ciemnoniebieskich dżinsów opinających
muskularne uda i biodra. Jak zwykle, odczuła jego przemożną
męskość jako niezwykle, niepokojące zjawisko, wywołujące
bolesne przyspieszenie pulsu.
Długo spoglądał w milczeniu na strumień, od czasu do czasu
rzucając kamyk w migoczącą głębię. Kiedy odszedł z jej pola
widzenia, przesunęła się wzdłuż gałęzi, żeby znów go zobaczyć.
Jego szczupła twarz miała błędny, napięty wyraz.
Stopa Amber uwięzła w szeleszczącym pnączu, a on zdawał
się słyszeć jej szamotanie, więc znieruchomiała. Był ostatnią
osobą, z którą miałaby ochotę rozmawiać. Ich gra w udawanie
uwolniła ogromny potencjał uczuciowy, Amber nie mogłaby
rozmawiać z nim teraz.
Nie spojrzał w górę, a kiedy odwrócił się znowu w stronę
strumienia, odetchnęła. Wtedy zaczął oddalać się w stronę lasu.
Amber wyciągała szyję, żeby go widzieć, wreszcie bez namysłu
przesunęła się dalej na gałęzi. I nagle, bez ostrzeżenia, gałąz
trzasnęła pod jej ciężarem. Zbyt pózno zorientowała się, że konar
pod grubą warstwą pnączy był cały przegniły.
Na szczęście gałąz zwisła tylko w dół pod niebezpiecznym
kątem, nie łamiąc się całkowicie. Amber zdołała chwycić garść
pnączy, obejmując konar nogami.
Co do... cicho zaklął Barron i szybko skierował się ku
niej. Trzymaj się! zabrzmiał jego głęboki głos. Błyskawicznie
wspiął się na prowizoryczną drabinę.
Musisz powoli zsuwać się po tej gałęzi... aż będę mógł
cię złapać rozkazał. Jeśli ja spróbuję cię dosięgnąć, gałąz
trzaśnie.
Powoli, ostrożnie kierowała się ku niemu. Gdy wreszcie
chwyciła go za rękę, odetchnęła z ulgą, trzymając się go tak
147
długo, aż bezpiecznie chwycił ją w ramiona. Jej miękki policzek
otarł się lekko o jego szorstką twarz. Przez krótką, wspaniałą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]