[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pomyśl, Alex. Nie chcę, żeby weszła w to w poczuciu winy. Musi sama tego chcieć. To ona
musi chcieć sztucznego serca. To ona musi chcieć być taką jak my. Musi chcieć się ze mną
połączyć.
Zatrzymali się przy windach. Gregor czuł się tak, jakby przywalił głową o ścianę, bo
chociaż powiedział te rzeczy, wiedział że to beznadziejne, bo nic nie chciała.
- Jeśli przejdzie przez to, dlatego że będzie jej mnie żal, nie sądzę, że będzie miała wolę żeby
przetrwać.
- Więc pomagasz jej poprzez walkę z nią?
Drzwi windy otworzyły się.
- Właśnie to najlepiej robimy.
- Powiedziałeś jej, że ją kochasz?
- Poprosiłem ją o rękę.
Alex westchnął.
- Taa... świetnie... ale czy powiedziałeś jej, że ją kochasz?
- Cóż, nie, ale ona o tym wie.
Drzwi windy otworzyły się, a Gregor spojrzał wrogo na ludzi czekających na zewnątrz,
żadne z nich się nie poruszyło, drzwi zamknęły się ponownie.
- Oczywiście, że o tym wie. Inaczej dlaczego bym to wszystko robił?
- Wiesz, ty i Mikhail śmialiście się ze mnie, gdy oglądałem Oprah, ale Misha jest mnichem a ty
neandertalczykiem - Alex rozłożył ręce i oparł się o balustradę.- Sprawiasz, że jestem dumny z
bycia metroseksualistą.
- Co?- nie mógł zrozumieć ani jednej rzeczy, którą powiedział Alex.- O czym ty do cholery do
mnie mówisz? Po prostu powiedz mi co powinienem zrobić!
- Grisha, musisz to zrobić miło.
Rozdział X
Następnego dnia zaraz po zachodzie Maddy odwiedził nieoczekiwany gość. Cały dzień bała się
zobaczyć Gregora, żeby znowu z nim walczyć. Jej własna rodzina przeniosła się do
trybu rezygnacji. Ciężko było ich oglądać, ale byli jak żołnierze. Byli przy jej łożu śmierci więcej
niż raz. Gdy wyszli, chciała po prostu spać i spać, ale dziwna kobieta wpadła przez zasłony
ledwo nimi poruszając. Była zbudowana i trzymała postawę jak tancerka. Swoje
ciemne włosy miała upięte w kok a kilka z kosmyków były białe. Miała na sobie prostą
czarną sukienkę i szydełkowany sweter, który wyglądał jakby pochodzi z 1930 roku.
- Madelena López de Victoria - powiedziała z silnym rosyjskim akcentem, trzymając przed sobą
złożone ręce jakby recytowała.- Nazywam się Natalia Gregorevna Faustin.
Och nie. Mama. Gregor domyślił się, że nie wykopie jego mamy na zewnątrz.
Co mogła jeszcze powiedzieć oprócz Dziękuję za krzyż ? Wskazała na swoją kroplówkę,
na której krzyż bujał się niczym świąteczna ozdoba. Pani Faustin uśmiechnęła się. Maddy mogła
dostrzec Gregora w jej kolorystyce, w jej szerokich kościach policzkowych i w
zdecydowanie szerokich ustach.
- Jesteś jak najbardziej mile widziana. Nie chcę cię męczyć, moja córko, ale chcę ci
opowiedzieć o moim śnie.
- Znie?
- Znie w którym byłaś ty i mój Gregor Ivanovich.
- Och, w porządku.
- Widzisz, nie mogę opisać tego sby w wielu szczegółach. To raczej bardziej kwestia
świadomości - uniosła ręce potrząsając nimi dramatycznie.- Ale zobaczyłam twoje imię
wypisane ogniem, jedna litera za każdym razem. Paliło mi umysł, więc się obudziłam,
znalazłam papier i je spisałam. Madelena Victoria de López. Takie ładne imię.
Maddy uśmiechnęła się do nie lekko, myśląc sobie: w porządeczku, paniusiu.
- I zobaczyłam też imię Gregora, imiona były... połączone?- splotła razem palce żeby jej
zilustrować.- I wtedy wiedziałam, że to prawdziwy sen. Albo był to sen prawdy?-
zmarszczyła brwi.- Przepraszam, nie znam angielskiego na to słowo, ale wiem że jesteś dla
Gregora ta jedyną. Mój pierwszy syn się ożeni! Dałam mu twoje imię i powiedziałam mu,
żeby cię znalazł, moja ukochana Madeleno.
- Powiedziałaś mu, żeby mnie znalazł? Kiedy?
- Prawie trzy miesiące temu - wzniosła się na brzegu łóżka i położyła dłoń na Maddy. Była
bardzo chłodna.- Gdyby posłuchał, gdyby nie był takim upartym niedzwiedziem, nie byłoby nas
tu teraz, prawda?
- Pani Faustin, przepraszam, może to kwestia leków, ale nie nadążam za panią.
- Najważniejsze jest to, iż nie wyśniłam tego, że umrzesz. Ty i Gregor jesteście sobie
przeznaczeni. Musisz wierzyć - wyciągnęła rękę, wcisnęła jej w dloń krzyż i lekko zadrżała.
- Wiara, co?
Wtedy pani Faustin pochyliła się i pocałowała ją w czoło.
- Teraz śpij, Madelena. Nie miej więcej zmartwień.
Gdy Maddy znowu się obudziła, czuła się bardziej wypoczęta niż w poprzednich dniach.
Zdziwiła się, gdy zastała Gregora siedzącego obok łóżka, czekającego na drugą rundę.
Udawała przez kilka minut, że śpi, myśląc o tym co powiedziała jej pani Faustin, po czym
powiedziała.
- Twoja mama tu była.
- Wiem. Czuję ją, jej papierosy. Co powiedziała?
- Widziałeś kim jestem, gdy we mnie wjechałeś?
- Oczywiście, że nie!
- Więc to nie był zamach?
- Maddy - jego oddech połaskotał czubek jego nosa.
- Kiedy się zorientowałeś, że to byłam ja?
- Po tym, jak wyszedłem z twojego mieszkania zobaczyłem twoją skrzynkę pocztową.
- Więc wrócić żeby possać moje nogi. Była to jazda próbna?
- Czułem się winny. Chciałem ci jakoś pomóc, wyczyścić rany - zerwał się z krzesła i
przeszedł smutno po dostępny dwóch metrach kwadratowych, łamiąc sobie palce i
potrząsając rękoma jak bokser w narożniku.- Przynajmniej sobie to wmawiałem. Teraz
sądzę, że byłem ciekaw, szukałem wymówki... ale tak czy inaczej powiedziałem sobie, że nie
chcę się żenić. Z nikim - odwrócił się do niej.- Myliłem się.
- Może wcale się nie myliłeś. Więc to nasza historia? Jazda taksówką, piwo, jedna noc
wspaniałego seksu? Czy też to może przez sen twojej matki? Robisz to, ponieważ uważasz, że
powinieneś się ze mną ożenić?
- Cholernie cię kocham, Madelena - krzyknął, wskazując na nią. Wtedy pomyślał, że lepiej
byłoby nie krzyczeć, skrzywił się i schował ręce do kieszeni.- Kocham twoje wygadanie.
Ja... kocham to, że nosisz ze sobą pudełko na śniadanie i bawisz się zabawkami i nosisz okropne
buty. Kocham to, że mnie rozśmieszasz.
Lód wokół jej serca zaczął ustępować. Bolało jak cholera. Walczyła z tym. Plan polegał na tym
aby trzymać Gregora z dala i umrzeć z godnością. Musiała się tego trzymać.
- Ty nigdy się nie śmiejesz - powiedziała, odnajdując swój głos.
- Zmieję się w środku. Nauczy mnie jak śmiać się głośno.
Ten drań, wiedział jak mocno uderzyć. Gdyby mogła biegać albo się odwrócić, zrobiłaby to, ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]