[ Pobierz całość w formacie PDF ]

duje się najbliżej ich domu.
Sklep z artykułami gospodarstwa domowego i kafejkę Sala zamknięto o dziewiątej.
Jeszcze raz zlustrowałam budynek przez lornetkę. Wpatrywałam się właśnie w drugie
piętro, kiedy ktoś zapukał do mojego okna.
Był to Carl Costanza w policyjnym mundurze. Patrzył na mnie i kręcił głową. Otwo-
rzyłam drzwi i wpuściłam go do środka.
 Naprawdę, musisz sobie znalezć jakieś towarzystwo  powiedział.
 Mówisz jak moja matka.
 Dostaliśmy zgłoszenie, że przed blokiem siedzi zboczeniec w buicku i podgląda
ludzi przez lornetkę.
 Zledzę Mo.
Costanza odebrał mi lornetkę i sam przyjrzał się budynkowi.
 Długo będziesz jeszcze tu siedzieć?
 Nie, już skończyłam. W ogóle nie wiem, po co tu przyjechałam. Wiesz, miałam ta-
kie przeczucie.
 W tym mieście ludzie w ogóle się nie rozbierają  stwierdził Costanza z rozcza-
rowaniem, wodząc spojrzeniem od okna do okna.  Rozmawiałaś z wielebnym Bil-
lem?
108
 Jeszcze nie.
 To idz do niego, a ja będę tu miał oko na wszystko. To mieszkanie na pierwszym
piętrze wygląda obiecująco.
 Myślisz, że Mo może się tam pojawić?
 Nie. Myślę, że może się tam pojawić goła kobitka. No, słoneczko  powiedział
Carl słodko, skupiony na kobiecie w oknie.  Rozepnij bluzeczkę dla wujcia Carla.
 Jesteś chory.
 %7łyję po to, by służyć społeczeństwu.
Przeszłam przez ulicę i zajrzałam przez szparę w zasłonach okna Kościoła Wolności.
Nie zobaczyłam wiele, więc otworzyłam drzwi i zerknęłam do środka.
Cały parter stanowił jedno wielkie pomieszczenie  audytorium ze składanymi
krzesłami i rodzajem sceny. Scena była przybrana niebieskim materiałem. Pośrodku
stała katedra. Podejrzewam, że miała to być ambona.
Obok ambony jakiś mężczyzna układał książki. Był średniego wzrostu, średniej wagi
i miał głowę jak kula do kręgli. Na świat patrzył przez szylkretowe okulary, a cerę miał
tak różową, jakby przed chwilą szorował twarz ryżową szczotką. Wyglądał mi na typ
człowieka, który zwraca się do ludzi per  panie dobrodzieju . Znałam go z gazet. Mia-
łam przed sobą wielebnego Billa.
Na mój widok wyprostował się z uśmiechem. Głos miał miękki i melodyjny. Bez tru-
du wyobrażałam go sobie śpiewającego w chórze. Nieco trudniej przyszło mi zobaczyć
go z wiadrem krowiej krwi, ale podejrzewam, że w gorączce chwili...
 Oczywiście, że znam Mosesa Bedemiera  powiedział, dobrotliwie uśmiechnię-
ty.  Wszyscy znają wujka Mo. Takich wielkich porcji lodów nie sprzedaje nikt oprócz
niego.
 Parę osób zgłosiło, że widziało go ostatnio na Montgomery.
 Już po tym, jak zniknął?
 Pastor wie o tym?
 Paru naszych parafian mieszka w Miasteczku. Wszyscy się martwimy. To bardzo
dziwne zachowanie jak na tak statecznego człowieka.
Dałam wielebnemu wizytówkę.
 Jeśli go pastor zobaczy, będę wdzięczna za wiadomość.
 Oczywiście.  Spojrzał na wizytówkę, zatopiony w myślach, poważny.  Mam
nadzieję, że nic mu się nie stało.
Rozdział 9
Nie życzyłam sobie ponownej wizyty Rangera w mojej sypialni o świcie, więc spraw-
dziłam, czy wszystkie okna są zamknięte, a zasuwa zabezpieczona. Potem, dla zupełnej
pewności, ustawiłam przed drzwiami wieżę z garnków i patelni, które powinny się zwa-
lić na podłogę w razie, gdyby ktoś usiłował wejść. Kiedyś wykorzystałam do tego same-
go celu szklanki. Zabieg miał swój urok, jeśli nie liczyć odłamków szkła w całym miesz-
kaniu oraz konieczności picia z papierowych kubków do czasu następnej wypłaty.
Odczytałam swoje notatki, ale nie nawiedziła mnie żadna odkrywcza myśl.
O piątej rano garnki zwaliły się na podłogę z piekielnym jazgotem. Wypadłam w ko-
szuli na korytarz, gdzie zastałam uśmiechniętego Rangera.
 Cześć, mała  powiedział.
Przeszłam pomiędzy fantazyjnie rozrzuconymi naczyniami i sprawdziłam drzwi.
Dwa zamki yale były nietknięte, zasuwa na swoim miejscu, łańcuch również. Wniosek
nasuwał się sam  Ranger zburzył moją wieżę z garnków, wśliznąwszy się do mieszka-
nia przez szparę pod progiem.
 Pewnie nic mi nie przyjdzie z tego, że spytam, jak tu wszedłeś.
 Kiedyś, kiedy nie będziemy mieli nic do roboty, odbędziemy kurs dla zaawanso-
wanych włamywaczy.
 Wiesz, co to jest dzwonek przy drzwiach?
Ranger tylko się uśmiechnął.
No dobrze, nie otworzyłabym, gdyby zadzwonił. Wyjrzałabym przez wizjer, zobaczy-
ła go i wróciła do łóżka.
 Dzisiaj nie biegam  oznajmiłam.  Biegałam wczoraj. Nie spodobało mi się. Już
nigdy tego nie zrobię. To już zaliczyłam.
 Gimnastyka ma zbawienny wpływ na życie seksualne  powiedział Ranger.
Nie zamierzałam czynić mu krępujących zwierzeń, ale nie można mieć wpływu na
coś, co nie istnieje.
110
 Pada śnieg?  spytałam nieufnie.
 A deszcz?
 Też nie.
 Nie będę musiała wypić puszka?
Ranger zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów.
 Nie zaszkodziłoby ci. W tej koszuli wyglądasz jak Miś Yogi.
 Nie wyglądam jak Miś Yogi! No, od paru dni nie goliłam nóg... ale to jeszcze nie
powód, żeby mnie tak nazywać. I na pewno nie jestem taka gruba!
Ranger ograniczył się do swojego słynnego uśmiechu.
Wyniosłam się do sypialni i trzasnęłam drzwiami. Wcisnęłam się w rajtki i spodnie
od dresu, zasznurowałam buty do biegania i pomaszerowałam na korytarz, gdzie cze-
kał Ranger.
 Tylko niech ci się nie wydaje, że tak będzie codziennie  zapowiedziałam przez
zaciśnięte zęby.  Robię to tylko po to, żeby poprawić ci humor.
Po godzinie wróciłam do domu na czworakach, dopełzłam do kanapy i runęłam na
nią jak długa. Przyszło mi do głowy, żeby na drugi raz położyć przy łóżku pistolet, naj-
lepiej nabity. Następnie postanowiłam posłużyć się nim do zamordowania Rangera. Po- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • agnos.opx.pl
  •